W posiadanie akt byłej enerdowskiej tajnej policji weszło najpierw CIA. Według Helen Pidd z brytyjskiego „Guardiana” prawdopodobnie poprzez skorumpowanego pracownika KGB, który sprzedał akta Amerykanom.

Ci po zbadaniu ich postanowili przekazać część akt dotyczących Brytyjczyków do MI5 (brytyjskiego kontrwywiadu). Akta znane są pod nazwą „Rosenholz” (Palisander). Do Wielkiej Brytanii trafiły jedynie te dokumenty, które dotyczyły Brytyjczyków. I tak było tego sporo – całość akt uzyskanych przez CIA to prawie półtora miliona zdjęć, ponad trzydzieści tysięcy nagrań wideo i audio. Same teczki z dokumentami, ułożone obok siebie w linii prostej, ciągnęłyby się na długość 111 km.
Historia archiwum Stasi nie jest nowa. Akta przekazano ponad dziesięć lat temu. Już w 1999 r. pisał o nich inny dziennikarz „Guardiana” – Richard Norton-Taylor. Zawierają dane ludzi z całej Europy, którzy współpracowali z aparatem bezpieczeństwa Wschodnich Niemiec. Jednym słowem, zawierają informacje, które na pewno niejednokrotnie mogłyby zbulwersować opinię publiczną. Przykładem może być zdarzenie z 2003 r., kiedy dzięki informacjom zawartym w „Rosenholz” aresztowano księdza, który inwigilował obecnego papieża Benedykta XVI.
Berlin chce odzyskać akta w całości. Stanowi to niestety problem. O części dokumentów, które są w posiadaniu Amerykanów, można raczej zapomnieć, jednak w ramach UE Brytyjczycy powinni podzielić się aktami z Niemcami. Okazuje się jednak, że strona brytyjska skutecznie ignoruje żądania i prośby strony niemieckiej.
Dziennikarze „Guardiana” już 11 lat temu mówili o tym, że w aktach są informacje o stu Brytyjczykach, którzy współpracowali z bandyckim reżimem NRD. Teraz „The Guardian” przypomina o tej niechlubnej karcie w historii UK. Niestety, nawet po 11 latach ministerstwo spraw wewnętrznych ignoruje pytania dziennikarzy.
Niemieckim szpiegom do tej pory nie spadł nawet włos z głowy. Najwidoczniej Anglikom zależy na tym, żeby do wiadomości publicznej nie podano nazwisk, które mogą być szokujące. Jak wiadomo z historii, Stasi potrafiła szantażować i skutecznie zastraszać swoich współpracowników. Być może wraz z ujawieniem nazwisk brytyjskich współpracowników Stasi na światło dzienne wyszłyby jakieś inne niewygodne fakty?
Nie bądźmy też naiwni. Można być niemal na sto procent pewnym, że Amerykanie, zanim oddali dokumenty do Wielkiej Brytanii, przynajmniej je skopiowali. Cóż takiego może być w tych aktach i jakie koterie interesów strzegą tajemnicy tak pilnie, że obawiają się jej wyjawienia nawet ich prawowitym „właścicielom”?