W polskim języku co jakiś czas pojawiają się nowe słowa, które na całym świecie oznaczają coś zupełnie innego niż w naszym kraju.
Pomijam już osławione „gender”, które na całym świecie oznacza płeć, w Polsce natomiast jest obecnie synonimem jakiejś zupełnie niezrozumiałej wojny polsko-polskiej bądź, jak kto woli, polsko-katolickiej.
Jest też inne słowo „polskie” zaczerpnięte z angielskiego: „mobbing”, które w Polsce oznacza generalnie prześladowanie w miejscu pracy, na całym świecie jednak takie prześladowanie to „bullying”.
Gorzej jest, kiedy słowa polskie zaczynają oznaczać zupełnie co innego, niż oznaczały kiedyś. Takim przypadkiem jest na przykład „niezależny”. Słowo to coraz częściej staje się przedrostkiem stosowanym do wszelkiego rodzaju działalności. Mamy niezależnych sprzedawców, dziennikarzy, radia, gazety i organizacje. W sumie nigdy nie wiadomo, od czego są niezależni ci wszyscy, którzy używają tego słowa. Wiele wskazuje na to, że to niezależność od zdrowego rozsądku – niestety. Czasem ludzie „z przedrostkiem” działają niezależnie od swojego mózgu – wtedy już jest gorzej.
Jednak coraz częściej słowo „niezależny” oznacza pewnego rodzaju deklarację: „Sorry, po prostu nie mamy kasy”, „Sorry, jesteśmy tak beznadziejni, że nikt poważny nas nie chce”, „Sorry, mam zajebisty pomysł, który podoba się moim wszystkim znajomym, tylko nie podoba się reszcie świata”, „K’wa, teraz my! Nie jakieś układy, które tak naprawdę nie istnieją, chyba że rozmawiamy o mojej głowie”.
Tak, wtedy większość zdesperowanych zakłada swoje „wydawnictwa”, „grupy medialne”, „organizacje”, a nawet „partie polityczne”. To nic, że radia słuchają trzy osoby dziennie, gazeta ma zasięg ograniczony do trzech punktów plus znajomi, a „niezależnego dziennikarza” czyta dziesięć osób, z czego pięć przez pomyłkę weszło na bloga, na którym ów „dziennikarz” publikuje.
Wszelkiej maści „prorocy” rozpoczynają wszelkiego rodzaju inicjatywy. Niestety, czasem próbują tym na siłę zainteresować innych i wtedy zaczyna się problem. Jeśli do tego dojdzie jeszcze ich tupet i brak krzty dystansu do siebie i swojej twórczości, to zaczynają się ataki na „boguduchawinnych” adwersarzy, których sobie takie indywidua wybrały.
Czasem wystarczy tzw. gruba skóra, czasem cierpliwość, czasem ignorowanie. Nie mówię, że to zawsze działa. Wątpliwe jest to na przykład w przypadku, kiedy przekonani o swojej zajebistości „niezależni” mają również gen bufona. Wtedy mamy przerąbane po stokroć. Taka karma.
You must be logged in to post a comment.