Anna Maria Anders-Costa po raz kolejny pokazała, że na polityce to ona może się i zna, ale o sytuacji międzynarodowej to ma pojęcie średnie.
Anders-Costa zrobiła szybką karierę polityczną nad Wisłą. Od pory Stanisława Tymińskiego upłynęło sporo czasu i Polacy chyba zapomnieli, co może reprezentować gotowy produkt amerykański. Tak, jak Tymiński okazał się wydmuszką polityczną, tak i młodej Anders niewiele do niej brakuje.
Cały czas jestem zdania, że tak, jak rodzina ma średni wpływ na to, czy ktoś jest „resortowym dzieckiem” tak i średni wpływ ma to, że młoda Anders jest córką „tego” Andersa. PiS jednak idzie konsekwentnie i życiorysy przodków wykorzystuje albo do próby „skompromitowania” niewygodnych dla partii ludzi, albo do ich nobilitacji. Oczywiście, jeśli interes partii ma na tej nobilitacji dobrze wyjść. Z punktu widzenia polityki to jak najbardziej zrozumiałe.
Wracając jednak do pani-córki, to myślę, że PiS mogła sobie znaleźć kogoś lepszego do reprezentacji Polaków, żyjących poza granicami kraju. Myślę, że taki minister Szczerski częściej był w Londynie wśród Polaków i lepiej zna ich „problemy” niż pani-córka. Nie przypominam sobie, żeby ta interesowała się matką jakoś szczególnie. Irena Anders (druga żona generała Władysława Andersa i matka Anny Marii Anders-Costy) musiała sama utrzymywać się w Londynie i podnajmowała całe piętro domu, w którym kiedyś mieszkała z mężem i córką. Córka raczej nie wspierała matki. Matka z córką raczej konkurowały o względy generała, niż działały razem jako rodzina. I tak praktycznie zostało do końca dni pani Ireny. Obowiązywała szorstka przyjaźń.
Teraz trudno oczywiście weryfikować miłość pani-córki do swoich rodziców, jednak nietrudno dostrzec, że matka jednak jest jakby w tyle, za generałem. Chociaż jedno i drugie było i jest bardzo znane, i zapisało się w polskiej historii.
Teraz nagle Anna Anders w jednym z wywiadów stwierdziła, że Donald Trump będzie dobrym prezydentem, jeśli będzie słuchał dobrych ludzi. Czyli będzie dobrym prezydentem, jeśli nie będzie sobą. A że jest, jaki jest, to chyba odpowiedź nasuwa się sama.
Pal sześć czy będzie dobry, ale stwierdzenie, że z Putinem należy prowadzić dialog, a nie go atakować, to już jest jakieś kuriozum.
Może pani Anders ma problemy z czytaniem, pomimo znajomości tylu języków? Dialog już był i historia pokazała, że to nic nie dało. Putin uspokoił się nieco dopiero po twardych krokach administracji amerykańskiej i europejskiej. Umówmy się, że te kroki i tak były czasem śmieszne, ale jednak jakiś tam skutek odniosły. Teraz, kiedy Putin wspiera (często finansowo) ruchy nacjonalistyczne w Europie – patrz francuski Front Narodowy Marie Le Pen. W takiej sytuacji, kiedy Putin dość wrogo odpowiada na politykę międzynarodową w stosunku do Rosji, Anna Anders proponuje dialog.
Ja proponuję, żeby jednak zajęła się swoją pracą w senacie i odrobiła lekcje.