…Czyli kryminalna historia PRL-u Przemysława Semczuka to bodaj jedna z pierwszych książek tak dobrze napisana, która traktuje o pracy milicji w zakresie pospolitych przestępstw, a nie walki z opozycją. Chociaż oczywiście w tych czasach nawet zwykła kradzież mogła mieć bardzo silny podtekst polityczny.

Cooltura nr 485 str. 1
Cooltura nr 485 str. 1
Cooltura nr 485 str. 2
Cooltura nr 485 str. 2

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Z legendą „czarnej wołgi” Semczuk rozprawia się już na samym początku. Niemal bezboleśnie. Zastanawiać może jedynie fakt, jak z tak „potencjalnie” błahej sprawy wyrósł polski mit narodowy. Być może Polaków charakteryzuje większa skłonność do popadania w paranoję?

Jakkolwiek by było, sprawy opisane w jego doskonałej książce ukazują się po raz kolejny, jednak w zupełnie innym świetle. Przemysław Semczuk jest w doskonałej sytuacji. Nie ma cenzury, ma otwarte archiwa IPN-u, patrzy na przestępstwa, którymi żył cały PRL, z pozycji chłodnego dystansu. Mało tego, zawsze, jeśli może, stara się dotrzeć do sprawców opisanych w książce przestępstw. Zatem to nie tylko jest streszczenie starych akt i artykułów prasowych, a rzetelnie poprowadzone dziennikarskie śledztwo, które stawia „Wołgę…” o lata świetlne dalej od innych, podobnych publikacji.

 

Jedną z osób, do których dotarł Semczuk, co zrozumiałe, jest znany aktor Jerzy Nasierowski oraz jego partner Mieczysław G. – to pierwsze nazwisko znane jest szczególnie starszym, druga postać zaś wielu pokoleniom. Nasierowski i Mieczysław G. byli bohaterami największego skandalu obyczajowo-kryminalnego w PRL-u. Oprócz tego, że Nasierowski był doskonale znany z roli Kajtka z filmu „Zamach”, opowiadającego o wykonaniu wyroku śmierci na Franzu Kutscherze przez AK, podczas II wojny światowej był również, jak się później okazało, przestępcą. Nasierowski grał też w „Godzinie pąsowej róży” oraz „Stawce większej niż życie” i mówi się, że to właśnie te dwie role zrobiły z niego gwiazdę tamtych czasów.

Został również uznany za kierującego zabójstwem Anny Wujek, pielęgniarki z warszawskiego szpitala  przy ul. Barskiej. Wujek zginęła przypadkowo. Złodzieje – Andrzej R. oraz Maciej B. – wdarli się do jej mieszkania, aby je okraść, gdy ta szła wyrzucić śmieci. Pobili i związali Annę Wujek, co jakiś czas wstrzykując jej do nosa chloroform. Dodatkowo zakneblowali ją jeszcze szalikiem. Niestety, nie znaleźli za wiele. Po dwóch godzinach opuścili mieszkanie, jednak sprawdzili jeszcze puls – kobieta nie żyła. To, co nie udało się włamywaczom, udało się na drugi dzień milicji. Gdy funkcjonariusze zostali powiadomieni przez koleżankę pielęgniarki o tym, że ta nie odzywa się od 24 godzin, weszli do jej mieszkania. Znaleźli zwłoki oraz, po przeszukaniu, skrytkę, w której znajdowały się dwie książeczki PKO na sumę prawie 200 tys. ówczesnych złotych i sporo biżuterii. Jak to określa Semczuk: „mała fortuna” – Wujek zarabiała 2 tys. złotych miesięcznie.

Nasierowski wraz z kompanami trafił za kratki. Oskarżono go również o inne kradzieże, włamania, oszustwa, przemyt, handel walutami – wszystkie przestępstwa na grube miliony złotych. Znany aktor wraz ze swoimi „przyjaciółmi” okradł między innymi Mirę Grelichową-Wajdę – wdowę po Kazimierzu Wajdzie, znanym z roli Szczepcia (przedwojenne audycje radiowe „Wesoła Lwowska Fala”). Sprawę prowadził jeszcze mało znany wtedy Jan Półcienniczak (późniejsza gwiazda programu telewizyjnego „997”).

Cała banda Nasierowskiego skończyła w więzieniu, chociaż prokurator domagała się dla niektórych kary śmierci. Maciej B. – 15 lat więzienia, Jerzy Nasierowski oraz Andrzej R. – 25 lat, Mieczysław G. – 2 lata więzienia za inne przestępstwa Pomimo że wiedział o wielu z nich, nigdy nie powiadomił milicji. Przynajmniej w jednym przypadku był też świadkiem kradzieży. Chociaż ukrywa się on za inicjałem nazwiska, polskie media wielokrotnie podawały pełne informacje na jego temat. Tajemnicą poliszynela jest, że Mieczysław G. to m.in. Ważniak z wieczorynkowych „Smerfów”…

Nasierowski wyszedł z więzienia wcześniej, za wstawiennictwem Romana Bratnego. Napisał wiele książek opartych oczywiście na swoich własnych przeżyciach, zagrał również w filmie „Chłopaki nie płaczą”.

 

Jedną z najbardziej tajemniczych spraw, które poruszane są w książce, jest sprawa tajemniczych serii „utraty życia” na statkach pod polską banderą. W dziwnych okolicznościach umierali mechanicy, oficerowie, a nawet kapitanowie.

Niewielu może pamięta, ale w czasach PRL-u mieliśmy jedną z największych na świecie flot handlowych. Na ponad pięciuset statkach pływało kilkanaście tysięcy marynarzy. Praca na morzu była bardzo dochodowa. Marynarze odwiedzali wiele krajów bogatych w produkty deficytowe w komunistycznej Polsce. Obecnie nie jest już tajemnicą, że polska flota była wykorzystywana do przemytu broni, narkotyków oraz towarów luksusowych. Wiadomo również, że statki polskie obstawione były agentami i pracownikami polskich służb specjalnych – cywilnych, wojskowych, a nawet funkcjonariuszami Służby Bezpieczeństwa.

Czarna Wołga
Czarna Wołga

W czasach kiedy nie było GPS-ów, a sygnał satelitarny nie był dostępny niemal z każdego domu za pomocą internetu i systemu AIS (Automatyczny System Identyfikacji – pozwala na śledzenie statków z każdego miejsca na ziemi, pod warunkiem że jesteśmy podłączeni do sieci, np. na stronie marinetraffic.com), ze statkiem można było praktycznie robić, co się chce. Znane są przypadki, kiedy na polskie statki z ładunkiem węgla płynące przez Hamburg do Afryki (bardzo popularny kierunek w czasach PRL-u) ładowano nowiutkie mercedesy, które potem były sprzedawane przez załogę w miejscach, w których można było dostać za nie najlepszą cenę. Przemycano do Europy Zachodniej narkotyki – celnicy rzadko sprawdzali statki zza żelaznej kurtyny, bo cóż można było przemycić z biednego kraju…

Najbardziej znana wpadka z tamtych czasów wydarzyła się podczas wchodzenia polskiego statku Phenian do portu w Hamburgu. Statek osiadł na mieliźnie i żeby go stamtąd usunąć, trzeba było najpierw przeładować towar na barki. Podczas przeładunku jedna ze skrzyń spadła na pokład. Z jej wnętrza wysypały się polskie kałasznikowy produkowane w Radomiu. Pech chciał, że akcję uwalniania statku z mielizny obserwowali zachodni dziennikarze. Na drugi dzień cały świat huczał o tym, co Polacy wiozą na swoich statkach do Afryki.

Interes był bardzo dochodowy i marynarze, którzy nie chcieli się dostosować, szybko znikali ze świata żywych. W taki proceder było zaangażowanych mnóstwo osób – już na etapie budowy statków w polskich stoczniach; stoczniowcy budowali specjalne skrytki, a informacje o nich sprzedawali później marynarzom za grube pieniądze.

Swego czasu powstał nawet cykl reportaży autorstwa Grażyny Murawskiej pt. „Śmierć kapitanów”, jednak dziennikarka w pewnym momencie musiała go zakończyć, ponieważ dostawała pogróżki i całą sytuacją była już bardzo zmęczona. Najciekawsze było to, że śledczy nigdy nie znajdowali dowodów zbrodni, pomimo że śmierć najczęściej następowała na środku morza, a denaci byli zwykle zmasakrowani. Prokuratorzy zawsze orzekali samobójstwo…

 

Więcej na: znak.com.pl

 

Notka wydawcy:

Wieść o porwaniu dziecka w Warszawie rozchodzi się błyskawicznie, a czarna wołga zaczyna budzić strach w całej Polsce. W Jeleniej Górze tajemniczy psychopata grozi śmiercią całemu miastu. Sąd skazuje Zdzisława Marchwickiego, domniemanego Wampira z Zagłębia. Jednak wkrótce giną kolejne kobiety.

Tajemnicze porwania, seryjni mordercy i brutalne napady. „Czarna wołga” to trzymająca w napięciu opowieść o zbrodniach PRL, które bulwersowały dziennikarzy i opinię publiczną. Ale także o tych, o których społeczeństwo miało się nigdy nie dowiedzieć. Przemysław Semczuk dotarł do byłych przestępców oraz tajnych dokumentów IPN. Ujawnia metody działania sprawców zbrodni oraz kulisy pracy organów ścigania. Dziś, gdy nie obowiązuje cenzura, możemy w końcu dowiedzieć się, jak było naprawdę.

 

 

>>>>>


Leave a Reply