Mój kolega miał kolegę. Kolega miał ojca. Ojciec był „awansowany” społecznie z chłopa na robotnika. Takie czasy były. Ludowe. Ojciec kolegi kolegi był do tego robotniczym wykształciuchem, bo skończył technikum. Jednak nie wyzbył się jednej rzeczy. Za prawdziwą pracę uznawał jedynie urobienie się po pachy… Takie były czasy. Ludowe.
Od razu przychodzi na myśl scena z filmu „Dzień świra”, w której Adaś Miauczyński krzyczy przez okno do robotników, że to, „że nie odbija karty na zakładzie o siódmej rano, nie oznacza – w ich robolskim mniemaniu – że nie pracuje”.
Z podobnego założenia wychodzi polski rząd. Dziennikarze, wykształciuchy i (znana z nomenklatury ludowej) klasa inteligencji (lepiej, żeby pracującej) to darmozjady, które zadają niepotrzebne pytania. Niepotrzebne to te związane z kumoterstwem, profesjonalizmem urzędników powołanych przez rząd i partię rządzącą, czy też skutecznością tychże urzędników, polityków, ministrów czy sekretarzy stanu.
Dziennikarze są niedobrzy z jeszcze jednego powodu. Czasem trudno na nich wpłynąć i spowodować, żeby pisali tak, jak to „władzy zwierzchniej”, miłościwie nam panującej, pasowałoby. Przykłady można mnożyć nawet na lokalnym, londyńskim podwórku, na którym próby nacisku na dziennikarzy zdarzają się, a i owszem.
Jednak nie o tym, nie o tym.
Poraziło mnie ostatnie głosowanie w parlamencie europejskim. Przedmiotem głosowania było przywrócenie monitoringu Turcji przez UE za to, że ogranicza pracę instytucji demokratycznych i w prostej drodze zmierza do dyktatury. Jednym z elementów tych ograniczeń jest na przykład zamykanie do więzień dziennikarzy, którzy piszą krytyczne, wobec obecnej władzy w Turcji, teksty.
Zszokowało mnie to, że podczas głosowania przeciwko wprowadzeniu procedury monitoringu zagłosowali europosłowie PiS-u.
Zaraz przyszła refleksja, że chęć zamykania dziennikarzy po więzieniach nie jest im obca, bo jakby mogli, to już dawno by zastosowali taką możliwość. W Polsce być może już niebawem taka będzie. Szczęściem moim jest to, że mieszkam w UK, a tu obowiązują trochę inne zasady zarówno w pracy dziennikarzy, redakcji jak i relacji politycy – urzędnicy – dziennikarze.
Uff…
Poważnie pisząc: znamienne jest to, że posłowie partii rządzącej w Polsce są przeciwko elementom demokratycznym. Te nad wyraz, już od samego początku obecnej kadencji sejmu, ciążą PiS-owi chyba najbardziej. Ciekawostką też jest to, że rząd mniejszości (mówimy tutaj o 17% wygranej) narzuca innym w tak bezprecedensowy sposób „dyktaturę” (wodza, partii, komitetu politycznego).
Theresa May chcąc mieć niepodzielny mandat podczas negocjowania Brexitu po prostu ogłosiła nowe wybory. Kaczyński tego nie zrobi, bo już raz tak się stało w 2007 roku i nie wyszło. A Kaczyński raczej nie chce wiedzieć, co sądzi o nim suweren. W kolejnych wyborach mogłoby się to okazać zbyt drastyczne dla partii rządzącej.
Wiem. Wiem, że PiS zwycięża w sondażach.
Należy tylko zwrócić uwagę na dwa aspekty. Pierwszy to taki, że sondażowe zwycięstwa to dalej tylko 30 proc. A drugi, że skoro mają tak silny mandat suwerena, to czego się boją? Przez wcześniejsze wybory przecież mogliby ten mandat jedynie umocnić.
I wtedy nastałyby nowe czasy. Ludowe.
You must be logged in to post a comment.