Partia największych polskich marudów, zwana potocznie PiS-em, jest na razie w odwrocie. Wydawało się, że ludzie już uwierzyli w to, co szanowne marudne towarzystwo powtarzało przez ostatnich kilka lat: „wina Tuska”. Donald Tusk został prezydentem Europy. I co? Okazało się, że zawarł układ z Cameronem. Podobno sprzedał Polaków na Wyspach.
Ale, że jak sprzedał? Ja się nie czuję ani kupiony, ani sprzedany. Po prostu pracuję jak człowiek. A co się dzieje w polskiej prasie czy – jak wolą ci marudni – prasie polskojęzycznej?
No, tam się okazuje, że David Cameron zawarł układ z Donaldem Tuskiem, na mocy którego Tusk pozwolił robić Cameronowi, co chce z Polakami na Wyspach Brytyjskich, a Donald Tusk za to zostanie prezydentem Europy.
Świetnie.
Wielka Brytania nie jest jedynym członkiem UE i akurat głos Camerona był mało znaczący w rozmowach o tym, żeby Tusk został przewodniczącym Rady Europejskiej. Dlaczego akurat ten „deal” z premierem Wielkiej Brytanii jest taki ważny? Co z resztą premierów innych krajów? Z nimi też Donald Tusk zawarł jakieś „deale”? Brawo teorie spiskowe!
W mediach – szczególnie tych wydawanych w Polsce – niektórzy dziennikarze pisali wręcz, że „Tusk sprzedał emigrantów”. Naprawdę? Tych z Afryki też? Bo tylko dla laika albo osoby maksymalnie nieprzychylnej tekst o „sprzedawaniu” jest w ogóle wiarygodny. Trzeba mieć w głowie duże „nic”, żeby nie orientować się w sytuacji, w jakiej znajduje się obecnie UK. A jak się ktoś nie orientuje, to już lepiej, żeby milczał, bo „lepiej myśleć i wydawać się głupim, niż się odezwać i rozwiać wszelkie wątpliwości”.
Ostatnim i obecnie sporym problemem Brytyjczyków są setki emigrantów z Afryki, którzy atakują port we francuskim Callais i wykorzystując każdą możliwą okazję, próbują przedostać się do Wielkiej Brytanii. Francuzi przyznają, że mają za mało ludzi, żeby kontrolować każdy samochód, w którym mogą ukrywać się emigranci. Z kolei firmom promowym, kiedy już odnajdą emigrantów na swoich pokładach, nie opłaca się robić z tego większej afery, bo przewoźnikom zależy na tym, żeby promy pływały regularnie i bez opóźnień. Zatem dostarczają emigrantów – podkreślam: nie z własnej woli – do Dover, a stamtąd ci z powrotem trafiają do Francji. Kółko się zamyka.
Krzyk na temat zabieranych zasiłków jest oczywiście na wyrost. Bo jeśli ktoś już je dostaje, to nikt mu niczego nie będzie zabierał. Poza tym zasiłki nie będą dostępne dla ludzi, którzy przyjechali świeżo do UK i nie wnieśli jeszcze żadnej wartości do systemu, np. w postaci podatków, a już z tego systemu próbują czerpać. To jest „proste jak włos Mongoła” – jak mawiał jeden z bohaterów filmu „80 milionów”.
Każdy emigrant – każdy, nie tylko Polak – jeśli nie przepracuje jakiegoś czasu legalnie w Wielkiej Brytanii, nie dostanie nic od państwa. I to jest dobre. Poza tym o jakich kwotach my tutaj rozmawiamy? W przypadku dodatku na dzieci, czyli tzw. Child Benefit, mowa jest o „dwudziestuparu” funtach tygodniowo. Jak to „ratuje” budżet domowy w przypadku rodzin z dziećmi, wie każdy rodzic. Niektórzy nie starają się nawet o ten dodatek, bo szkoda zachodu dla człowieka, który przyjechał tu do pracy, a nie na zasiłek. Jaką opinią cieszą się „beneficiarze” u uczciwie pracujących Polaków, którzy przyjechali na Wyspy, chyba specjalnie nie trzeba tłumaczyć.
Proszę mi zatem wyjaśnić, jakim sposobem Tusk mógł stać się beneficjentem „dealu” z Cameronem? Czy ktoś rozsądny, kto mieszka w UK minimum kilka lat, bierze na poważnie teksty z polskich mediów, że premier Wielkiej Brytanii musiał dogadywać się z premierem innego kraju na temat wprowadzenia prawa w Wielkiej Brytanii? Chyba tylko ci, którzy żyją w XIX w. i uwierzyli w słowa polskich wieszczów o Polsce jako Chrystusie Narodów. Tak, ci będą dalej marudzić i utyskiwać, zamiast się wziąć za uczciwą pracę. Jak się wezmą, to wtedy nikt nie będzie się martwił, że brytyjski rząd nie chce dawać zasiłków, bo będą mieli swoją kasę.
Partia największych polskich marudów próbuje też za wszelką cenę obniżyć prestiż nowego stanowiska dla Tuska, mówiąc na lewo i na prawo, że to tylko stanowisko reprezentacyjne. Hm… naprawdę?
W takim razie stanowisko polskiego prezydenta jest jeszcze mniej prestiżowe, bo jeszcze mniej można podziałać w polskiej polityce, „siedząc pod żyrandolem w Belwederze”.
I znowu znamienne jest to, że większość ludzi w Europie cieszy się i gratuluje, tylko w Polsce jest wszystko „be”…
Poza tym retoryka PiS-u powoduje, że partia chyba będzie się musiała samorozwiązać. Skoro „dobrze, że Tuska już nie ma w Polsce” – a usunięcie go ze stanowiska premiera było priorytetem Kaczyńskiego – to teraz nic, tylko położyć się do trumny i czekać na łaskę bożą. Cel został osiągnięty. „Panie prezesie, melduję wykonanie zadania”.
Oczywiście marudząca partia tak łatwo się nie podda i na pewno znajdzie sobie jakiś nowy cel. Tak dobrze to nie będzie. Oby kolejnym razem polscy politycy nie wycierali swoich gęb Polakami na Wyspach.
Czego innym i sobie życzę.
You must be logged in to post a comment.