Dla „tłumaczy” w Polsce „Elles” to „Sponsoring”. Zrobili więc z filmu od razu, nie przymierzając, „Galerianki”. Widocznie tylko to w tej historii zobaczyli. Ja widzę w tym filmie przemianę głównej bohaterki. Historię tej przemiany, opowiedzianą specyficznym, francuskim językiem filmowym. Francuzi nie zapomnieli jeszcze, że film to obraz, gra aktorska i treść. Dla Francuzów film to sztuka. Choć w tym przypadku lekko pornograficzna.
Nie do końca ten film jest oczywiście francuski, bo reżyserka i współscenarzystka jest Polką.
W Polsce film dostał tytuł „Sponsoring” i wzbudził jak zwykle kontrowersje. Są zagorzali przeciwnicy tego obrazu, jak i jego fani. Część widzów wychodziła z kina podczas projekcji – znam takich osobiście. Część porównywała obraz Szumowskiej do porno.
Jestem daleki od aż tak skrajnych reakcji. Jeśli ktoś lubi francuskie kino, w którym gra się obrazem i pauzą, to będzie zadowolony. Mój kolega stwierdził nawet, że Małgośka Szumowska w tym filmie zmontowała „33 sceny grania pauzą”, co jest aluzją do jej poprzedniego filmu – „33 sceny z życia”. Reżyserka, jak widać wyraźnie, swoim filmem naraziła się części opinii publicznej. Być może do jego zrozumienia potrzeba trochę dystansu?
Szumowska przypomniała mi swoim obrazem inny francuski film – „Élève libre” z 2008 r. – polski tytuł: „Prywatny trener” (bardziej trafne byłoby tłumaczenie dosłowne francuskiego tytułu: „Wolny student”). Przypomniała nie treścią oczywiście, ale wspaniałymi kadrami i wolną narracją, przez którą akcja zwalnia na tyle, żeby trochę się zastanowić nad tym, co się ogląda, i zdobyć na chwilę refleksji. Bo oba filmy nie są zabawnymi, lekko durnymi komediami w stylu „Taxi” – swoją drogą ciekawe, dlaczego nikt w Polsce nie pokusił się o przetłumaczenie i tego tytułu…
Oba filmy w jakimś stopniu opowiadają o „dziwnej” z punktu widzenia dotychczasowego życia zmianie zachowania głównych bohaterów.
W „Elles” niektórzy widzieli tylko soft porno, jeszcze inni „nudny film z przydługimi scenami”, a paradoksalnie to są właśnie składniki esencji tego obrazu. Tego filmu nie można obejrzeć na szybko i przede wszystkim trzeba obejrzeć go do końca. Niestety. W przeciwnym razie nie będzie się różnił od innych filmów z portali z filmikami porno.
Takie refleksje mam po kilku dniach od momentu obejrzenia „Elles” (ten tytuł jest naprawdę ważny w odniesieniu do głównej bohaterki). Notatka napisana na gorąco po projekcji: „Wczesny wytrysk ma też swoje dobre strony, np. oszczędność czasu”.
Oczywiście otwarte pozostawiam pytanie, czy żeby opowiedzieć taką historię, trzeba od razu kręcić film? Główna bohaterka (grana przez Juliette Binoche) pisze artykuł do gazety („ELLE”), który ma mieć początkowo 10 tys. znaków, aby później „spaść” do 8 tys. znaków – to mniej więcej dwie strony tygodnika „Cooltura”, zatem niewiele. W kinie te „dwie strony” ogląda się prawie sto minut. Fakt, że dochodzą do tego „prywatne” scenki z życia głównej bohaterki, jednak przyćmiewają one wszelkie sceny erotyczne – seks, gwałt, masturbacje.
Pod koniec filmu następuje seria scen puentujących akcję i one ustawiają „Elles” na półce z filmami nieprzeciętnymi. Pierwsza puenta: nikt nie jest taki, jak nam się wydaje. Druga: czasem ci, których początkowo potępiamy, stają się dla nas wzorem. Puenta trzecia: cokolwiek się wydarzy, życie toczy się normalnie.
Jeśli ktoś chciałby iść do kina, żeby zobaczyć kreacje aktorskie Andrzeja Chyry czy Krystyny Jandy, to od razu podpowiadam: Chyry nie warto oglądać, a jedyna kwestia, jaką Janda wypowiada w filmie, znajduje się w polskim trailerze dostępnym w internecie. Niemniej polecam.
Film Małgorzaty Szumowskiej „Elles” wejdzie na ekrany brytyjskich kin w kwietniu.
PS. Mój kolega powiedział mi po seansie, że ten film jest po prostu zły. Ocenę pozostawiam widzom.
>>>>>