Ostatnie tygodnie były dość gorące, przy czem rozgrzewały jeszcze bardziej i tak gorącą atmosferę wśród tzw. starej Polonii. Ta, swem staropolskiem zwyczajem, kłóciła się o wszystko ze wszystkimi.
Przeglądając stare wydania polskich gazet w Wielkiej Brytanii, nic generalnie się nie zmieniło. Poza jednym – przeświadczeniem o lepszości od wszystkich innych. Zatem na nic starania Polaków, którzy zawitali do UK po 2004 r. – dla „starszych” jesteśmy poganami, żeby nie napisać „poganiani”. No i zawsze tymi gorszymi. Chyba że jesteśmy potrzebni do tego, żeby „pokazać, ilu nas jest”. Potem możemy znowu odejść do swoich „zmywaków” i najlepiej nie przeszkadzać, kiedy starsi dyskutują i „robio wielko politykie”.
Napisałem „starania”? Hmm… błąd!
W tym właśnie problem, że my nie „staramy się”. Już nie. Okazało się, że wtedy, kiedy potrzebowaliśmy Waszej pomocy, nie chcieliście nas znać i traktowaliście nas jak barbarzyńców. Teraz, kiedy w szeregach „starszej Polonii” coraz więcej pustych miejsc, rozglądacie się, żeby ktoś przejął pałeczkę. Albo próbujecie wywrzeć na innych takie wrażenie, bo jeśli następuje jakaś „scheda”, to zazwyczaj zostaje w rodzinie – synów, córek, bratanków i innych „wód po kisielu”, urodzonych tu, a Polskę znających z opowiadań i kursów językowych, „bo tata/mama w domu po polsku nie rozmawiali”.
Jedna z „polonijnych działaczek”, która zawsze jest wszędzie, powiedziała mi kiedyś, że „POSK powinien być dla milionów Polaków, a nie tak jak teraz prywatnym folwarkiem”. Świetnie, nie wiem tylko, gdzie te „miliony Polaków” miałbyby się w tym POSK-u pomieścić? Nie mówiąc już o tym, skąd wziąć te „miliony”…
To właśnie pokazuje, jak bardzo „stara Polonia” żyje w iluzji. W iluzji „wyższości”, w iluzji „wyjątkowości”. Jak słusznie zauważył pisarz młodego pokolenia Jakub Żulczyk, któremu bliżej do Polaków „okresu po 2004 r.” niż, dajmy na to, Hemarowi (tutaj następuje święte oburzenie numer jeden) – „Polak ma jakoś genetycznie zakodowane przekonanie, że Polska jest najważniejszym z krajów, uśpionym mocarstwem, centrum świata, kolebką tego, co najważniejsze w Cywilizacji Narodów. Być może przyczyną tego są pompowane nam od podstawówy romantyczne, mickiewiczowskie mrzonki o Chrystusie Narodów, będące niczym innym, jak bajkowym panaceum na ból narodu z powodu niebytu polskiej państwowości” (Jakub Żulczyk, „Wszyscy mają nas w d…ie”, Onet.pl: facet.onet.pl/wszyscy-maja-nas-w-d-ie/k3n3n – dostęp 13.08.2013) – tutaj następuje święte oburzenie numer dwa.
„Stara Polonia” ma podobnie, jej zachowanie to nic innego jak „bajkowe panaceum na ból z powodu niebytu”.
O ile, kiedy przyjeżdżałem do Londynu, legenda o przetrwaniu polskiej państwowości w postaci Rządu na Uchodźstwie była bardzo ważna, o tyle po prawie kilkunastu latach od pierwszej wizyty w UK już nie. Po prostu „od kuchni” to już wcale fajne nie było i mit runął. Jest on jeszcze żywy w tych, którzy pomimo że z Polski ich nikt nie wyrzucał, dorabiają sobie swój własny emigracyjny mit kombatancki i stawiają się w szeregach żołnierzy „sprzedwojnia” i „powojnia”. Wydawać się może, że takich jest tu siła i moc, jednak może się okazać, że jest to zwyczajna mniejszość, która jest zaledwie bardziej krzykliwa. Większość po prostu nie ma czasu i ochoty na takie zabawy i czytanie oraz tworzenie publikacji opartych na plotkach i zasłyszanych historiach godnych Kozaczka i Pudelka.
Co robić? Nic. Ignorować natrętów – to ich megalomanię boli najbardziej. Przejść się do Klubu Orła Białego na piwko, na placka po węgiersku do POSKlubu czy na lepszą kolację do Łowiczanki. Od czasu do czasu.
Sztuka dla sztuki.
(…)
Evviva l’arte! Duma naszym bogiem,
sława nam słońcem, nam, królom bez ziemi,
możemy z głodu skonać gdzieś pod progiem,
ale jak orły z skrzydły złamanemi –
więc naprzód! Cóż jest prócz sławy coś warte?
evviva l’arte!
(…)
Kazimierz Przerwa-Tetmajer „Evviva l’arte!” („Niech żyje sztuka!”), 1894 r.
PS Wtręty ze staropolszczyzny dedykuję Panu Wiktorowi Moszczyńskiemu – używa Pan przepięknego stylu i tego Panu życzę również w przyszłości.