Gibraltar w ogniu

Kategorie Znowu Dobroniak

Jeśli rozmawiamy o negocjacjach brexitowych, to może należałoby zadać sobie pytanie, jaki pomysł na Wielką Brytanię ma premier Theresa May po negocjacjach? Bo jeśli chce chwałę i wielkość Wielkiej Brytanii głosić orężem, to jest na najlepszej drodze.

Theresa May marzy o tym, żeby być postrzegana jako kolejna żelazna dama w polityce europejskiej. W polityce wewnętrznej to raczej flaki z olejem. Ale na zewnątrz jakby kipi ten olej. Flaki pozostają te same.

Stres związany ze sławną poprzedniczką zaczyna chyba ciążyć nad zdrowym rozsądkiem brytyjskiej premier. May nie będzie nigdy Thatcher, ale pewnie by chciała. Mało tego, chce iść w jej ślady. Właśnie zagroziła Unii Europejskiej wojną. I to nie jest eufemizm. Ona zagroziła wojną taką z wojskiem, rakietami, lotnictwem i marynarką, bynajmniej handlową, a wojenną. Bić się będzie Wielka Brytania o Gibraltar. Tak jak kiedyś Thatcher o Falklandy. Po Falklandach Thatcher urosło, czy coś urośnie May? Nie wydaje mi się.

Problem w tym, że do Gibraltaru rości sobie prawo Hiszpania. Trochę nawet Hiszpanów rozumiem. Przecież mają na swoim terenie coś takiego jak Polska, która miała Wolne Miasto Gdańsk przed drugą wojną światową. Niby to polskie było, ale jednak nie. Z Gibraltarem podobnie. Niby hiszpańskie, a jednak nie.

Problemem jest również to, że na Gibraltarze referendum brexitowe było jasne. Ponad 90 proc. mieszkańców zagłosowała za pozostaniem w UE. No i zrobił się problem, a Hiszpania zaoferowała swoją pomoc w jego rozwiązaniu, jeśli jednak mieszkańcy Gibraltaru dalej nie chcieliby wyjść z UE. Premier May zinterpretowała to jako próbę aneksji brytyjskiego terytorium przez Hiszpanię. A skoro Hiszpania jest w UE, a Wielka Brytania chce bronić „hiszpańską skałę” do ostatniego naboju, to właśnie szykuje się wojna pomiędzy siłami zbrojnymi Wielkiej Brytanii, a tzw. Eurokorpusem.

Może właśnie dlatego Polska profilaktycznie zrezygnowała z uczestnictwa w siłach zbrojnych szybkiego reagowania Unii Europejskiej? Może to właśnie jest ta sprawa, którą załatwiał prezes Kaczyński na Downing Street? A może właśnie ze spotkania w tej sprawie wracał mostem Westminsterskim, w dniu ataku samotnego wilka, Radek Sikorski?

Przypadek?

😉

Wielką Brytanię w ogóle wprowadzono – a właściwie David Cameron wprowadził – w tzw. głęboką d**ę. Cameron dał zielone światło dla referendum unijnego, a May brnie dalej udając, że na końcu jest jakieś światło, a nie po prostu jelito. Co w jelitach każdego człowieka jest, każdy wie, a ja nie muszę pisać. Tam właśnie zmierza na razie Zjednoczone Królestwo, które już-zaraz może nie być takie zjednoczone.

Brexit może cofnąć UK o dekady jeśli chodzi o wszelakie konflikty separatystyczne. To grozi tym (i tu piszę już zupełnie poważnie), że do porządku dziennego wróci agresywne działanie Irlandzkiej Armii Republikańskiej, działania secesyjne Szkocji i właśnie Gibraltaru. Unia Europejska pozwalała na to, że Irlandie były co prawda dwie jako byty państwowe, ale już jako naród stały się jednością. Bez faktycznych granic, chociaż z granicą na mapie. Oczywiście bez granic w ramach Unii Europejskiej.

Nie będzie UE, na „zieloną wyspę” wróci granica i konflikty. Jeśli oczywiście Wielka Brytania się z UE nie dogada. Nie będzie UE, Szkoci nie będą zadowoleni. Jeśli oczywiście Wielka Brytania się z UE nie dogada. Nie będzie UE, stracą mieszkańcy Gibraltaru. Jeśli oczywiście Wielka Brytania się z UE nie dogada.

Bo czy dogada się?

Cooltura nr 681
Cooltura nr 681