Jeśli ktoś myśli, że Unia Europejska jest nikomu do szczęścia niepotrzebna, to jest samolubem

Kategorie Znowu Dobroniak

Nie będę się tutaj zajmował kwestiami zakrzywienia banana, albo tym, czy coś jest warzywem czy owocem. Nie będę wchodził w tematy, czy UE ingeruje w sprawy polskie czy nie. Nie o tym, nie o tym.

Unia Europejska ma wiele wad, ale też sporo plusów. „Chodzi o to, żeby te plusy nie zasłoniły wszystkich minusów” – jak mawiał prezes Ochódzki Ryszard do swoich podopiecznych przed zagranicznym wyjazdem w filmie „Miś” w reż. Stanisława Barei.

Oczywiście podstawową kwestią jest to, że lepiej być z kimś w przymierzu niż z kimś prowadzić wojnę. Jeśli ktoś dąży do konfliktów zbrojnych jest zwyczajnym psychopatą i cały wysiłek przyrody w postaci ewolucji podczas setek tysięcy lat poszedł na marne. Niestety takich psychopatów nie brakuje, ale to temat na inny felieton.

Ja chciałbym bardziej zwrócić uwagę na inny problem. Problem, który składa się z kilku innych problemów. Problemy te nazywane są potocznie punktami zapalnymi. Takich punktów zapalnych w Europie jest kilka. Wymienię te największe, obfitujące niegdyś w realne ofiary śmiertelne.

Pierwszy to konflikt w Irlandii. Drugi to walka o niepodległość Kraju Basków na pograniczu francusko-hiszpańskim. Trzecim jest cały czas żywy konflikt turecko-grecki na Cyprze.

O ile trzeci przypadek jest cały czas świeży, a sami Cypryjczycy nie chcieli przed wejściem do UE „połączenia” z turecką częścią wyspy, to mimo to pełne stowarzyszenie byłoby pewnym rozwiązaniem tego problemu.

Generalnie wszystkie wymienione konflikty nie zostały rozwiązane po ludzku, czyli z poszanowaniem racji pokrzywdzonych stron. Jednak pewnego rodzaju wspólnota narodów jaką jest Unia Europejska, dawała szanse na zakończenie przemocy podczas ich trwania.

Członkostwo Irlandii i Wielkiej Brytanii w Unii Europejskiej faktycznie powodowało, że Irlandia została ponownie zjednoczona. To samo było w przypadku Kraju Basków. Likwidacja granic wewnątrz Unii likwidowała podziały. I tak sobie to trwało, aż dochodzi do tego, że niektórzy zapomnieli jak to bywało w przeszłości, kiedy najbardziej w Europie byli aktywni terroryści z IRA i ETA. Cypr, mimo że daleko, też odcisnął swoje piętno w Europie.

W obecnej sytuacji UE może powoli zapomnieć o jakichkolwiek rozmowach z Turcją, która coraz bardziej oddala się od Europy. Może na powrót rozpalić się konflikt w Irlandii Północnej. Jeśli we Francji wygrałaby Le Penn, nie wiadomo jakby zareagowali Baskowie.

Okazuje się, że stąpamy po bardzo delikatnej czerwonej linii. I nie jest tak, że możemy sobie pozwolić na jakiekolwiek akrobacje na niej, bo mogą skończyć się efektownym, ale tragicznym w skutkach fikołkiem.

Jeśli ktoś sobie wyobraża, że taka Polska może sobie pozwolić na izolację w Europie, to gratuluję dobrego samopoczucia, ale radzę wybrać się do lekarza.

Niektórzy mieli ostatnio pretensje do nowego prezydenta Francji, że wypowiedział się negatywnie podczas kampanii wyborczej na temat przeniesienia fabryki Whirpoola z Francji do Polski. Ciekawe, czy mieliby takie same pretensje, gdyby działo się to w odwrotną stronę?

Zapominamy, że nie jesteśmy sami na świecie, nie jesteśmy pępkiem świata, nie jesteśmy tym bardziej „Chrystusem narodów”, ani żaden inny naród nie będzie pracował na nasz sukces, tak jak my nie chcemy pracować na sukces żadnego innego państwa.

Tak samo jak Polska ma swoich nacjonalistów, tak samo inne państwa mają swoich. Od nas zależy czy chcemy być Wspólnotą czy zgrają obrażonych na siebie „narodowych pępków świata”.