J
estem świeżo po. Po lekturze książki Piotr Zychowicza „Pakt Ribbentrop – Beck”. Świeżo po „polskim strajku” jak się zwykło mówić o tym czymś, co wydarzyło się przed brytyjskim parlamentem. A było śmiesznie, straszno, a czasem smutno.
Kac jest. Bo uprzednio dziesiątki czytelników internetów upajało się swoją narodową dumą, czy jakby to pewnie napisał Zychowicz „głupotą”. Cytując z głowy tego ostatnio mojego ulubionego historyka: wojny wygrywa się nie wtedy, kiedy jest się najsłabszym ale wtedy, kiedy wojna jest dla nas najbardziej dogodna.
Jest w tym tyle prawdy, że nie ma co z tym dyskutować.
Tak samo przed brytyjskim parlamentem Polacy tej wojny nie wygrali. Co najciekawsze, jedynymi pikietującymi (równo o dwunastej) było trzech Brytyjczyków i dwójka Polaków. No, może trójka…
Wygranym jest na pewno Jan Żyliński, który udzielał wywiadów praktycznie wszystkim dziennikarzom, którzy pojawili się na miejscu. Dodam tylko, że dziennikarzy było dużo więcej niż strajkująco-pikietujących. BBC wrzuciła nawet na swój kanał film, w którym jasno stoi, kto zacz ci strajkujący i kto stoi za tym pseudo protestem.
Bardziej udana akcja odbyła się w brytyjskich punktach krwiodawstwa. Zamieszanie na Twitterze i cytowalność wystarczyła, żeby pojawić się w BBC Trends. Hasztag „polishblood” był jednym z najczęściej powtarzanych na społecznościówkach.
Niepojęte jest dla mnie, dlaczego Polacy tak lubują się sami upokarzać. Kiedy powstało hasło „lemingi” miało odnosić się do wyborców Platformy Obywatelskiej. Niestety to hasło – nomen omen – odnosi się do wszystkich Polaków. Właśnie jak przysłowiowe lemingi idą w stronę, w którą im każą, a jak już idą to nie potrafią się zatrzymać. Nawet jak w ziemi dziura to będą tam lazły aż w nią wpadną i tam się potem kotłują.
Nie ważne czy to wyborcy PiS-u, PO czy Pawła Kukiza. Ślepe to i durne. Ale OK. Tak musi być. Przekonań nie zamierzam krytykować, każdy ma takie jakie ma. Życie. Nikt nie rodzi się taki sam. Być może dlatego większość ludzi przez całe życie próbuje szukać podobnych do siebie. W przyjaźniach, w małżeństwie, w pracy, na portalach społecznościowych i gdzie bądź.
Problemem ludzi, którzy uczestniczyli i angażowali się w akcję jednej z gazet wydawanych w Polsce, jest brak zrozumienia dla standardów jakie obowiązują w kraju, do którego przyjechali. Ktoś komuś zakazał rozmawiać po polsku w pracy? Spoko – jest to dyskryminacja. Ktoś potem za to wziął kasę wygrywając sprawę w sądzie? To już nie dyskryminacja, tylko właśnie wspomniane standardy. Ludzie są źli bez względu na narodowość. To charakter a nie przywara narodowa. Jeśli niezawisły sąd potwierdza, że zostało złamane prawo i zasądza odszkodowanie, to znaczy, że dyskryminacja nie jest standardem, a wybrykiem.
Większym problemem jest nierozumienie języka, trzymanie się w etnicznych gettach, brak poznawania brytyjskiej kultury. Dla takich ludzi Gary Lineker nie jest byłym piłkarskim reprezentantem Anglii, tylko „tym facetem z reklamy chipsów”.
Dajmy się poznać innym, ale też poznawajmy. Warto.
You must be logged in to post a comment.