Klasa Nowickiego

Kategorie Publikacje

Przy okazji premiery „Sztosu 2 – Polish Roulette” wśród gwiazd pojawił się Jan Nowicki. Zebrał najdłuższe i najgłośniejsze brawa. Z uroczą nonszalancją podbił serca fanek i wzbudzał szacunek u panów. Jan Nowicki to legenda polskiego kina – aktor zaprzecza.

 

 

Klasa Nowickiego - Cooltura nr 411 str. 1
Klasa Nowickiego - Cooltura nr 411 str. 1

 

 

 

Jaki był powrót na plan „Sztosu” po piętnastu latach?

 

Na mnie takie rzeczy już nie robią wrażenia. Jaki był powrót? Normalny. To tak, jakby mnie spytać, jakie jest kochanie po tych piętnastu latach? Odpowiem: takie samo, tylko bardziej męczące.

 

Czasami jednak ludzie stają się bardziej doświadczeni. Mogą się nawzajem zaskakiwać.

 

W każdej dziedzinie tak jest. Jeśli ktoś mówi z całą powagą o swoim doświadczeniu, to jest niepoważny. Nie ma ludzi bardziej doświadczonych. Wszyscy jesteśmy na tym samym szlaku wątpliwości, wszystko jedno, czy ma się lat dwadzieścia pięć, czy siedemdziesiąt. Ciągle to jest niewiadoma, ciągle nie wiadomo, co się stanie, jak się stanie, co cię czeka. Do tego jestem człowiekiem, który nigdy nie miał żadnych planów ani marzeń, tylko tak się pozwalam nieść fali. Jak mi coś zaproponują, to zaproponują, jak mi nie zaproponują, to sobie coś napiszę, jak nie napiszę, to sobie coś zaśpiewam…

 

Udało się panu stworzyć legendę własnej postaci.

 

Ja wiem, czy to legenda? W Polsce naprawdę nie ma żadnych legend ani nie ma żadnych karier, bo to są za małe pieniądze, to jest za mały wymiar, to nie jest Hollywood.

 

Odwiedza pan takie lokale jak w obydwu „Sztosach”?

 

Naturalnie. Wszystko się brało w moim długim życiu. Grało się w ruletę i w pokera czasem ostro, potem trochę mniej. Na przykład w Krakowie był „Feniks” czy „Kaprys”, to były dansingi. To były rozkoszne miejsca, bo właściwie każdy miał tam prawo wstępu, każdy miał na to pieniądze. To były dość demokratyczne miejsca, bo tam konduktor, nauczyciel i cinkciarz bawili się razem. To było absolutnie powszechne. Potem dopiero nastąpiło bolesne rozwarstwienie. Myśmy się wszyscy razem bawili, a ponieważ byliśmy młodzi, to kochaliśmy się na potęgę, bo wtedy nie było żadnego AIDS ani wiecznego potępienia. To był fantastyczny okres, tak że pieprzyć tam komunę, kto się nią przejmował?

 

Teraz trochę nie o „Sztosie”. „Wielki Szu” – wykreował tam pan megapostać i zagrał to bardzo naturalnie, że aż trudno byłoby uwierzyć, że nie grał pan w karty co najmniej na takim samym poziomie jak pana bohater.

 

Myślę, że to jest w dużej mierze zasługa Sylwestra Chęcińskiego, dlatego że on nie tylko na podstawie Szu ale i „Sami Swoi”, „Nie ma mocnych” udowodnił, że jest reżyserem, który potrafi robić filmy ponadczasowe. Myślę, że to się bierze z tego, że u niego nie ma kłamstwa psychologicznego. Te wszystkie postaci są prawdziwe. Szu – jakkolwiek nie zostałby wymyślony, to w Wambierzycach ogrywa cukiernika. Tam nie ma żadnych pistoletów, nie ma żadnego strzelania – jest Polska, a rzeczywistość i prawda starzeją się znacznie wolniej niż forma. To jest prawdziwe. Tacy byli ludzie w tamtym okresie. Trochę ubolewam, że nie ma drugiej części, mimo że jest napisany już scenariusz, ale ciągle Chęciński z Purzyckim nie mogą zgodzić się co do końcowej wersji. Myślę, że wynika to z tego, że Sylwester Chęciński jest maksymalistą, a ja sądzę, że obecna wersja jest fantastyczna i że powinniśmy ją nakręcić. Żyją aktorzy grający w „Wielkim Szu” – żyje pani Szapołowska, do pewnego stopnia i ja też jeszcze żyję…

 

 

Klasa Nowickiego - Cooltura nr 411 str. 2
Klasa Nowickiego - Cooltura nr 411 str. 2

 

 

Zaraz, zaraz. „Wielki Szu” na końcu filmu zostaje znaleziony martwy. Czyli niejako pan nie żyje…

 

To nie ma żadnego znaczenia. Zdajesz sobie sprawę, że film jest bajką. Wszystko się może zdarzyć, może się okazać, że ograł Świętego Piotra albo można po prostu go reaktywować, nie opowiadając o tym dlaczego. Jest i tyle. Przecież kino to jest bełkot, to jest sztuka jarmarczna, stawiana niżej niż teatr i literatura. Kino to jest indiustral, to jest przemysł, biznes.

 

Czyli teatr?

 

Nie ma dla mnie nic bardziej ważnego.

 

Scena w „Sztosie 2”: zomowiec odpalający od pana papierosa.

 

To jest znakomite wprowadzenie mojej postaci, która jest trochę mniejsza w wymiarze dni zdjęciowych w porównaniu ze „Sztosem 1”. Z tej sceny właśnie mam pierścień, który sobie zamówiłem. Ma bardzo piękny rodowód. To jest pierścień z napisem: „Fidis manibus”, czyli „czystym rękom”, z monogramem Canaletta (można znaleźć również tłumaczenie „wiernym rękom” – przyp. red.) nadawany zasłużonym Polakom. Gram gangstera i uznałem, że on ma czyste ręce – taka przewrotność. Poza tym mam pamiątkę z tego filmu, za którą sam sobie elegancko zapłaciłem.

 

Zdaje pan sobie sprawę, że kwesie, które pan wypowiada w pierwszym „Sztosie”, pojawiają się we współczesnej twórczości, na przykład na płytach hiphopowej „Molesty”?

 

Zdaję sobie sprawę, ale musisz mi wytłumaczyć, czy to dobrze.

 

W sensie, że te teksty są żywe.

 

Ano taaak… „Pakuj mandżur, wyjeżdżamy”. „Przecież zupa powinna być gorąca”. One zawsze żyły. One są kultowe. Powtarzają mi to zawsze taksówkarze. Ale chyba nie o to do końca chodzi…

 

Była presja przed kolejnym „Sztosem”?

 

To jest pytanie do producenta albo do reżysera. Aktor, zwłaszcza taki jak ja, jest wolny od tego typu napięć. Ja nakręciłem ponad dwieście filmów i z całą stanowczością stwierdzam, że żaden z nich nie zmienił świata, tak że takie rzeczy mnie nie biorą. Dobrze jest zagrać coś, co ma znaczenie, ale takich filmów to się udaje nakręcić tylko parę w życiu, jeśli w ogóle… W filmie gra się po to, żeby spotkać się z przyjaciółmi, pobawić się i być sobą…

 

Czyli jednak zabawa?

 

No tak, bo pracowałem z jajcarzami. Cezary Pazura i Borys Szyc to bardzo zabawni chłopcy, więc na planie raczej się nie nudziliśmy. To są ludzie bardzo dowcipni, powiedziałbym nawet, że za dowcipni.

 

Czy jest rola, której pan na przykład żałuje?

 

Że zagrałem? Ależ skąd! Żartujesz? Aktor najbardziej się uczy na porażkach, poza tym ja większości swoich filmów nie oglądałem, tak że nie wiem, za co miałbym się wstydzić (śmiech).

 

Zachęca pan widzów do obejrzenia „Sztosu 2”?

 

Nie mam wątpliwości, że powinni ten film zobaczyć, ale nie mam złudzeń, że wszystkim się spodoba…

 

Współpraca: Justyna Daniluk („Dziennik Polski”)

 

 

 

 

>>>>>


Leave a Reply