Piotr Czerwiński w swojej najnowszej powieści „Pigułka wolności” ukazał nam jeden ze scenariuszy, jaki może się wydarzyć w świecie pełnym internetu. W książce pokazana została również pewna postawa, która pojawia się masowo w sieci – bezgraniczna wiara we wszystko, co się tam zobaczy i przeczyta. Jest też inna strona medalu: są ludzie, którzy nie potrafią odróżnić świata realnego od tego w sieci. I to jest problem, a nawet cała masa problemów.

 

Kilkaj i rządź! - str. 1
Kilkaj i rządź! – str. 1
Kilkaj i rządź! - str. 2
Kilkaj i rządź! – str. 2

Facebook został pomyślany jako miejsce wirtualnych spotkań. Internet pozwolił na utrzymywanie kontaktu ze znajomymi w świecie, w którym raczej nie siedzi się w jednym miejscu. Wszyscy są mobilni, wszyscy są w ruchu. Albo tylko im się wydaje. Świadczyć o tym może najprostsza rzecz: sprzedaż laptopów i notebooków jest najwyższa w historii. W domach często są dwa, nawet trzy takie urządzenia, a komputera stacjonarnego nie ma wcale. Jeszcze pięć lat temu te proporcje były zupełnie inne.

To samo dotyczy internetu mobilnego. Sieć jest dziś wszędzie. Wystarczy karta SIM, smartfon albo „dungle”, aby każdy przenośny komputer stał się mobilnym centrum dowodzenia, a my pozostajemy cały czas online. Dzięki takim rozwiązaniom portale takie jak FB (Facebook) mogą być dostępne dla nas cały czas, a my możemy być dostępni dla wszystkich.

 

Zabawka czy poważna sprawa?

Większość społeczeństwa ma generalnie problemy z „rozszyfrowaniem” FB. Nie wiedzą, jak go traktować. Nie ogarniają, jakie sterują nim mechanizmy, jak akceptować i angażować się w te dobre, a jak przeciwdziałać tym złym i chronić się przed nimi.

Być może początkowo Facebook był tylko zabawką, ale już dawno przestał nią być. Jest gigantyczną maszynką do zarabiania pieniędzy. Stać się też może niebezpiecznym narzędziem do manipulacji, jeśli tylko na to pozwolimy.

Dla wielu to zwykła zabawa. Lepsza niż telewizja, książka czy spotkanie z przyjaciółmi w realu. Dlaczego? – Bo w jednym momencie możemy stać się trybunem dla wielu, a nawet bardzo wielu osób – mówi Tomasz Magiera, socjolog i politolog pracujący w Londynie. – To jest bardzo atrakcyjne, a w realu nie spotkamy się naraz z trzystoma osobami, bo to… nierealne – dodaje.

Tym bardziej atrakcyjne, że w kulturze FB istnieje taki przycisk jak „lubię to!”, nie ma natomiast jego przeciwieństwa. Portal niejako kreuje pozytywne reakcje. Liczba „lajków” pod komentarzem, zdjęciem, linkiem – to kreuje popularność na tej platformie. Mało tego, na Facebooku nie jest się anonimowym. Można stworzyć profil fikcyjny i nazwać się Ultra Maryna (zapożyczenie od Czerwińskiego), ale nawet jeśli przybierzemy jakiś pseudonim, to i tak wcześniej czy później na naszym profilu pojawiają się jakieś prywatne zdjęcia. Administratorzy Facebooka (liczeni w tysiącach) oraz mechanizmy stworzone przez programistów pozwalają na eliminację fałszywych i mało używanych kont. Coraz częściej portal stosuje też praktyki pobierania coraz większej ilości danych o użytkownikach, przez co nasza anonimowość przestaje istnieć.

Kilkaj i rządź! - str. 4
Kilkaj i rządź! – str. 4
Kilkaj i rządź! - str. 3
Kilkaj i rządź! – str. 3

Z tego też powodu coraz więcej innych portali w swoich systemach komentarzy zaczyna używać wtyczek „fejsbukowych”, co znacznie ogranicza liczbę negatywnych i obraźliwych komentarzy. Taki system mają na przykład dwie popularne w Polsce strony: serwis muzyczny cgm.pl oraz platforma blogowa naTemat.pl. W przypadku tego pierwszego serwisu tzw. „hejterów”, czyli użytkowników internetu, którzy obrażają i negatywnie oceniają niemal wszystko, co napotkają w sieci, udało się wyeliminować praktycznie całkowicie.

To jest właśnie jeden z tych obszarów, które powodują, że Facebook nie jest już zabawką, a staje się zupełnie sprawnym narzędziem.

Niestety, utarło się, że Facebook to rozrywka. Może to być szczególnie uciążliwe dla niektórych pracowników, którzy z internetu korzystają na co dzień, a którym portale społecznościowe służą do szybkiego kontaktu z klientami/czytelnikami/artystami czy do zwykłej informacji o nadchodzących wydarzeniach.

Ten mit jest mocno zakorzeniony szczególnie wśród ludzi starszych. Im komputery kojarzą się z dużą, nieprzydatną szafą do skomplikowanych obliczeń matematycznych albo z komputerami typu ATARI ST i grami zapisywanymi na taśmach magnetofonowych. Mimo że czasem sami ich używają, dysonans poznawczy nie pozwala im traktować ich poważnie. Czy to przesada?

– Kiedyś prowadziłem szkolenie dla jednego z największych banków w Polsce. Szkolenie dotyczyło pisania maili i kultury używania tego narzędzia w relacjach biurowych i z klientem – opowiada Jarosław Cybulski, specjalista od mediów społecznościowych. – Odbywało się ono dosyć niedawno, a na sali byli ludzie grubo po czterdziestce. Na szkoleniu niektórzy z nich dopiero dowiadywali się, że komputer i internet to zwykłe narzędzie pracy – kończy.

Co ciekawe, specjaliści zauważają pewną prawidłowość. Zaobserwowali, że istnieje „granica około pięciu lat”. Dajmy na to ktoś, kto teraz ma 30 – 35 lat, zupełnie inaczej podchodzi do tego, jak działa internet i portale społecznościowe, niż starsi lub młodsi od niego o kilka lat. Jednych i drugich coś jednak łączy: wiara we wszystko, co się przeczyta w sieci. Oczywiście te spostrzeżenia nie są poparte żadnymi badaniami, jednak na takie zjawisko zwróciło uwagę kilku ludzi pracujących w szeroko pojętej branży social media.

 

 

Jestem na Fejsie. Lubisz to?

Tym bardziej że Facebook jest kontestowany przez ludzi w każdym wieku. Czasem tylko motywacja do kontestacji jest inna. Niektórzy w końcu się łamią i zakładają na portalu swoje konto. „Nie ma cię na Facebooku? Nie istniejesz” – usłyszał Piotr Czerwiński przed napisaniem swojej najnowszej powieści.

Zarejestrowaliśmy się na FB i zaczynamy nasze życie, często bezmyślnie obnażając całą swoją prywatność. Niestety. Za pomocą portalu możemy też świetnie się wykreować, jeśli tylko potrafimy to zrobić. Wrzucając jedynie korzystne, według nas, zdjęcia czy sypiąc cytatami z Paulo Coelho – jednym słowem czad! Sieciowe alter ego często jest zupełnie inne niż to, jacy jesteśmy na co dzień.

Przecież możemy „być fajni”, bo wrzuciliśmy zdjęcie ze świetnej imprezy, możemy napisać, że „właśnie kroimy warzywa na sałatkę” albo że „jest jeden zero dla Chelsea”, chociaż wszyscy i tak oglądają ten mecz, nikogo nie interesuje, że potrafisz używać noża, a to zdjęcie z imprezy świadczy tylko o tym, że nadużywasz alkoholu.

Tak, w wirtualnym świecie tak samo jak w realnym sprawdza się jedna reguła: nie wszystko, co nam się podoba, podoba się innym. Istnieje też inna reguła, o której wspomniano już wcześniej: póki jesteśmy anonimowi, śmielej wypowiadamy swoje opinie, szczególnie te negatywne albo przeciwne „mainstreamowi”. W relacjach twarzą w twarz często tracą ona na swej dynamice albo w ogóle przestają istnieć. Trudno się dziwić. Ci, którzy „walą prawdą po oczach”, nazywani są na ogół „gburami i chamami”. Dlatego często dla świętego spokoju zachwycamy się tym, co dla nas zachwycające nie jest, a FB jest świetnym ku temu narzędziem.

Kilkaj i rządź! - str. 5
Kilkaj i rządź! – str. 5

Jest też uważany za bardzo dobre miejsce do reklamowania wydarzeń, produktów i ludzi. Choć coraz częściej branża reklamowa zaczyna przebąkiwać o tym, że reklamy na FB są mało skuteczne, to chyba nie ma biznesu, który nie miałby swojej strony albo profilu na tym portalu. Jeśli takie konto firmowe jest dobrze zarządzane, staje się świetną platformą do kontaktu z fanami/firmami/instytucjami.

W książce Czerwińskiego opisana jest sytuacja, w której dochodzi do wielkiej manipulacji na Fejsie, a nieświadomi użytkownicy „wchodzą w zastawiona pułapkę jak w masło” – niestety, bez świadomości. I to jest właśnie punkt, w którym fikcja miesza się z prawdą, bo sytuacja wykreowana przez Czerwińskiego jest bardzo prawdopodobna i w sumie w założeniu bardzo prosta do zrealizowania.

Podstawową zasadą funkcjonowania portali społecznościowych jest reguła znana z kursów na prawo jazdy – ograniczonego zaufania. Nie wierzmy we wszystko, co zobaczymy na monitorze komputera czy najnowszego modelu iPhone’a. Sieć jest pełna pożytecznej wiedzy, jednak dostęp do kreowania w niej treści mają wszyscy. Nawet ci, którzy tej wiedzy nie posiadają. Ciekawostką jest też to, że „naród: Polacy” żyje w przeświadczeniu o swoich wyjątkowych zdolnościach dydaktycznych w porównaniu do reszty świata, a jednak łatwiej wierzy w treści obcojęzyczne niż podane w rodzimym języku, jakby te miały monopol na prawdę.

Różnego typu „akcje” na Facebooku mogą też być oczywiście pozytywne, czego największym plusem jest to, że do opinii publicznej z jakimkolwiek przekazem mogą trafić zwyczajni, szarzy ludzie. Popatrzmy na te wszystkie akcje charytatywne, poszukiwanie zaginionych, odzyskiwanie skradzionych rowerów czy inne kampanie społeczne i informacyjne. Na FB można znaleźć też oczywiście sporo humoru i to są te jaśniejsze strony.

Pamiętać należy jedynie, że profil na Facebooku to nie jesteśmy my. To zawsze jest tylko jakieś kolejne lustro, jedna z naszych osobowości, faktyczna albo iluzoryczna. Dlatego nie możemy traktować go zbyt poważnie, nie możemy wierzyć we wszystko. Jeśli będziemy mieć dystans, sieć może stać się świetnym narzędziem zarówno do pracy, jak i zabawy. Nawet nie obnażając się, możemy dać znać naszym przyjaciołom rozsianym po całym świecie, co u nas słychać.

Wszystko oczywiście z umiarem, bo w pewnym momencie ktoś może zauważyć, że „siedząc cały czas na Fejsbuku, jesteśmy smutni i samotni” – no chyba że jest to nasza praca.

Klicken Sie!

 

 

Cytaty z książki:

Cooltura nr 448
Cooltura nr 448

 

Na pamiątkę tych czasów, kiedy człowiek był stroną, a strona była

człowiekiem.

 

Na początku było słowo, a potem człowiek w nie kliknął.

 

Wiesz, co mnie denerwuje na tym cały Facebooku? Że od skurwysynów też dzieli cię tylko jedno kliknięcie.

 

Żyjemy w zamkniętym obiegu, wracamy, uciekając, zaprzeczamy, zgadzając się, kochamy, nienawidząc, dajemy, biorąc. Jesteśmy walutą i towarem jednocześnie. Kupują nami nas samych po to, żeby nas sprzedać nam samym, po wyższej cenie.

 

 

 

>>>>>


Leave a Reply