Będzie śmiesznie, jeśli PiS nie poprze kandydatury Donalda na następną kadencję prezydenta Europy. Będzie jeszcze śmieszniej, jeśli właśnie dlatego, że nie poprze polskiego kandydata PiS, kandydat ten wygra wybory.
Teflonowy Donald Tusk, który był wyśmiewany za swój angielski przez samego Prezesa, teraz swoją początkową nieporadność językową przekuwa na karierę światowego polityka. Wszyscy znamy jego pierwsze przemowy jako przewodniczącego Rady Europejskiej. Było i śmiesznie, i strasznie. Potem był jeszcze hit polskich „internetów” z próbką języka hiszpańskiego, aż wreszcie wspaniały wręcz finisz po chorwacku i owacje na stojąco w chorwackim parlamencie.
Wydaje się też, że Tusk opanował już small talk do tego stopnia, że dość swobodnie porusza się pośród innych europejskich liderów. Dwa lata w Brukseli i kurs językowy na Malcie nie poszły na marne.
Pozostaje pytanie, czy PiS oficjalnie nie poprze Tuska, a zrobi to niejako „pod stołem”? Czy nie poprze go w ogóle? Pierwsza sytuacja miałaby miejsce zapewne wtedy, kiedy stanowisko dla Donalda Tuska nie byłoby pewne. Natomiast druga wtedy, gdyby było wiadomo, że nawet gdyby „skały srały” nic nie stanie na przeszkodzie, żeby objął kolejną kadencję.
W jednym i drugim przypadku chodzi o to, żeby do twardego elektoratu PiS-u nie poszedł sygnał, że mimo wszystko, że „wina Tuska”, to jednak poparcie PiS-u ma. Byłby to niejaki szum informacyjny i niepotrzebny zgrzyt na linii suweren – partia rządząca.
PiS ma chyba już dosyć wpadek medialnych i wizerunkowych. Niby wszystko jest okay i politycy PiS-u bagatelizują różne sprawy, jednak im bardziej to robią, tym bardziej suweren obserwuje, że jednak jest tutaj coś nie tak.
Zimną krew na razie póki co zachowuje szara eminencja dobrej zmiany, czyli pan Prezes. Na razie potępił Misiewicza i chyba tym samym zapadł na tego człowieka polityczny wyrok. Co prawda teraz można zapytać, czy Misiewicz ma coś na Macierewicza, a Macierewicz na Kaczyńskiego, co spowoduje, że jednak dalej Misiewiczowi będą się kłaniać „polskie wierzby płaczące” wraz ze „słabymi oficerami”, salutującymi i trzymającymi parasole nad młodą głową pana „nie-ministra”. Jak śpiewał kiedyś kabaret OT.TO: „On wie, że ja wiem. Ja wiem, że on wie. On wie, że ja wiem, że on wie”.
Jednak takie sygnały idą i od marszałka Senatu Karczewskiego (marszałek Sejmu z korzyścią dla siebie samego na razie milczy, bo co się odezwie, to coś skrewi) i od „rzeczywistego” rzecznika PiS-u pana posła Sasina. Na razie sam zainteresowany i jego ministerstwo udają, że nic się nie dzieje, a Misiewicz jest na zaplanowanym urlopie, czyli udał się na z góry upatrzone pozycje.
Generalnie jest to jeden z problemów PiS-u. Brak umiejętności wycofania się ze zbyt pochopnych decyzji i szaleństw. Niestety Prezes jest tylko jeden i wszystkiego dopilnować nie może, a teraz zajmuje mu czas jego pupil pan Ziobro, który do spółki z panem Kaczyńskim robi porządki w sądownictwie.
Ten ostatni system sam sobie jest winien, bo to on się zgadzał na areszty prewencyjne, opieszałość, niezbyt klarowne relacje prokuratura-sądy-układ zamknięty. Z tego też powodu większość społeczeństwa raczej nie będzie płakać, jak coś się z systemem sądowniczym w Polsce zrobi. Lata zaniedbań zrobiło swoje, a obywatele już dawno stracili nadzieję na niezawisłe sądy i prokuratury.
Dlatego też z niecierpliwością będę sobie oglądał zbliżający się spektakl. Kupiłem już nawet popcorn. Chociaż też nie lubię.
You must be logged in to post a comment.