Koniec kultury benefitów

Kategorie Znowu Dobroniak
Znowu Dobroniak - Cooltura nr 588
Znowu Dobroniak – Cooltura nr 588

Oby. Beneficiarze do roboty! Nie piszę o tych, którzy rzeczywiście potrzebują wsparcia, ale o tych, dla których zasiłki to cel życiowy. Zarabiają siano nielegalnie i wyciągają drugie tyle od państwa. Czyli ode mnie, od ciebie i od ciebie…

 

 

David Cameron zapowiedział, że poucina zasiłki. Brawo dla tego pana. Tym bardziej że jego plan jest dla mego ucha bardzo miły. Można go przedstawić w bardzo prosty sposób: wysokie zarobki – niskie podatki. Czegóż chcieć więcej? Celem do tego prostego rozwiązania mają być cięcia „na froncie zasiłków” – i jak dla mnie to też brzmi nieźle.

 

Nie przekonują mnie opinie, że „zlikwidowanie child tax credits spowoduje gwałtowne pogorszenie sytuacji materialnej milionów rodzin”. Dla pojedynczej rodziny te pieniądze nie są stosunkowo wysokim dodatkiem, ale globalnie, w skali całego kraju są one niebagatelne. Szacuje się, że rocznie rząd oszczędzi na takich zasiłkach nawet 5 mld funtów. Nie jest to jakaś nowość. To po prostu powrót do skali zasiłków z lat 2003 – 2004.

 

Rząd Gordona Browna rozbuchał wydatki na zasiłki i rozbujał fantazję wszystkich beneficiarzy. Doprowadziło to do tego, że ludziom po prostu przestało się opłacać (i dosłownie, i w przenośni) pracować. Wyjątkiem przestała być sytuacja, że niepracujący „zarabiali” na państwie o wiele więcej niż pracujący, ponieważ zasiłki przewyższały płacę minimalną.

 

Nikoś Dyzma powtarzał jak mantrę, że „nie sztuka dać biedakowi rybę, trzeba dać mu wódkę… tzn. wędkę, żeby sam mógł sobie tych ryb nałowić”. To stare chińskie przysłowie.

 

Oczywiście opozycja, czyli Partia Pracy, nie pozostawia na planach cięć suchej nitki. Ale to akurat nie dziwi. Przecież to ich premier zaczął wydawać i jednocześnie zadłużać państwo na dużą skalę. Z pustego i Salomon nie naleje, zatem państwo dawało coraz więcej pieniędzy, ale otrzymywało z podatków coraz mniej. Nie ma co się oszukiwać, że skala pracujących na czarno (niepłacących podatków) i dodatkowo pobierających zasiłki (zabierających z podatków płaconych przez innych) z tytułu niskich dochodów jest spora. Rząd Camerona może rzeczywiście niejako zmusić niepracujących do ruszenia się z Wetherspoona znad pinty piwa i wyruszenia w poszukiwaniu pracy.

 

Z badań wynika, że w takim Londynie teoretycznie każdy może znaleźć pracę, bo jest jej w bród. Tyle że robić nie ma komu. Jeśli jest tak pięknie, to czemu nie mogłoby być jeszcze piękniej? Ministrowi pracy w rządzie Camerona, Duncanowi Smithowi, marzy się, żeby płaca minimalna wzrosła, a pracodawcy w końcu rzetelnie płacili swoim pracownikom.

Alleluja! Niech się tak stanie! Amen!