Odpowiedź jest prosta: my sami. Na własne życzenie. Z własnej nieprzymuszonej woli. Jesteśmy tak próżni, że myślimy, że to my „wydymaliśmy Freda” chociaż właśnie to „Fred wydymał nas”. Zdziwieni?
Jeśli ktoś nie zna jeszcze pana dr Michała Kosińskiego, to niech zapamięta to nazwisko. Ten pan, za sprawą metody, którą opracował, wpływa na to, co robisz. Jak myślisz. I przede wszystkim – jakich wyborów dokonujesz. Dr Kosiński sprawił, że „niemożliwa” wygrana Donalda Trumpa i „niewyobrażalny” Brexit stały się faktem. Być może jest tak, że te oba wydarzenia, które bez wątpienia są jednymi z najważniejszych w polityce światowej ostatniej dekady – jeśli nie świata powojennego – zostały wygrane przez komputery. Być może jest tak, że to właśnie jest pierwszy krok do przejęcia świata przez Matrix.
Oczywiście pierwszy krok, o którym wiemy na tyle dużo, że informacje o nim dotarły do świadomości społeczeństwa. Chociaż oczywiście nie wszystkich. Niektórzy są oporni na wiedzę i na nowe technologie.
Co takiego zrobił dr Kosiński? Opracował metodę, o której wspominałem w poprzednim 671. numerze Cooltury. Metoda ta na podstawie danych zebranych ze wszelkich możliwych urządzeń, których używamy, pozwala określić kim jesteśmy i co robimy. Przykład? Dr Kosiński twierdzi, że już dziesięć naszych lajków na Facebooku wystarczy, żeby komputer poznał nas lepiej od naszych kolegów z pracy. 240 lajków wystarcza, żeby znać nas lepiej od naszego partnera, z którym pokonujemy trudnego życia losy.
Myślisz sobie, że to cię nie dotyczy, bo przecież po pierwsze nie masz Facebooka, po drugie nasz partner nie musi od razu o wszystkim wiedzieć i są rzeczy, o których nie rozmawiacie. No to tak: po pierwsze już 410 lajków wystarczy, żeby nas znać lepiej od naszych przyjaciół, rodziców i wszystkich życiowych partnerów razem wziętych – z tym nie zawalczysz. A poza tym, nawet jeśli nie używasz portali społecznościowych, nie masz WhatsAppa a Googla używasz w trybie „incognito”, to nie uchroni cię to przed tym, że dane z tzw. Big Data wiedzą o tobie więcej, niż ci się wydaje. Wystarczy, że używasz telefonu, Internetu i komputera w ogóle. To wystarczy. Naprawdę.
Nawet nie wiesz ile razy na sekundę twój smartfon loguje się do sieci i wysyła wszystko: dane o twoim położeniu do operatorów i producentów urządzeń, do deweloperów aplikacji, które używasz. Nawet jeśli używasz telefonu typu Nokia 6263 – tak, tego starego kombajna – pozwoli to na to, żeby określić kim jesteś. Dla metody opracowanej przez Kosińskiego człowiek nie jest wyjątkowy. Jest powtarzalny. Jak bardzo?
Spójrzmy na kampanię wyborczą Donalda Trumpa. Obsługiwała ją między innymi firma Cambridge Analytics. O niej również już pisałem w poprzednim numerze Cooltury. Firma ta pozwoliła komitetowi wyborczemu Trumpa na bardzo dokładne działanie. Przykład. Po debacie Trump – Clinton, sztab obecnego prezydenta USA wysłał – uwaga! – ponad 170 tys. dedykowanych wiadomości/postów do wyborców. Posty (każdy z osobna) różniły się od siebie. Czasem dosyć subtelnie, ale jednak. W wiadomościach były kolejne argumenty, których słaby polot obecnego prezydenta Ameryki nie był w stanie ogarnąć podczas debaty na żywo. To trafiło do wyborców bardziej, niżeli ogólne komunały wygłaszane zza pulpitów w salach wyborczych. Dlaczego? Były po prostu bezpośrednio „zaadresowane” do świadomości wyborcy. Jak to możliwe – po raz kolejny pytanie i po raz kolejny odpowiedź.
Firma Cambridge Analytics używając metody dr Kosińskiego i analizując według nich wszystkie dostępne dane, potrafiła dokładnie określić, co chce usłyszeć wyborca. Z ogólnego bełkotu wybrali taki przekaz, który trafiał prosto w serce obywateli i powodował, że Trump miał coraz większe szanse. Jak pisze Michał Gostkiewicz w swoim tekście na Gazeta.pl, metoda Kosińskiego jest na tyle dokładna, że pozwala w 88 proc. przypadków określić orientację seksualną u mężczyzn. Ale też wygląd, zainteresowania, inteligencję, pochodzenie etniczne, wyznanie, zadowolenie z życia… To nic. Metoda określi również, jakie masz poglądy – od społecznych poprzez religijne aż do politycznych. I tutaj jest właśnie kruczek. Metoda Kosińskiego jest skuteczna, jeśli chodzi o poglądy potencjalnych wyborców, z dokładnością do jednego człowieka.
Była tak dokładna, że ludzie pracujący w komitecie wyborczym Trumpa chodzili z zainstalowanymi specjalnymi aplikacjami, które pokazywały, do których domów zapukać, do których nawet nie warto podchodzić, żeby zareklamować swojego kandydata. Mało? To dopełnię to jeszcze jednym zdaniem: aplikacja podpowiadała, jakich użyć wyrazów, żeby przedstawiciele komitetu Trumpa zostali zaproszeni do środka na kawę…
Bum! Bam! Tsss…
Zatkało kakao? Tak to się robi na świecie. PiS musi zmienić ordynację wyborcza, żeby wygrać najbliższe wybory, a Trump ma kupę siana, otwarty łeb, wie jak go użyć i jest miliarderem. Prezes PiS ma tylko kota, jeśli wierzyć serialowi „Ucho prezesa”, globus z mapą Polski i Polskę widzi od morza do morza. Nie ma natomiast nawet konta w banku. Trump ma swój kraj od oceanu do oceanu, wygrane wybory bez zmiany ordynacji wyborczej, a jeżeli mówimy o kocie, to chyba to jest to, co ma zamiast fryzury…
You must be logged in to post a comment.