Lepszy Tusk w Brukseli, czy w Warszawie?

Kategorie Znowu Dobroniak
Cooltura nr 635
Cooltura nr 635

Przed odpowiedzią na to pytanie musi stanąć naczelnik partii PiS i szczerze nie zazdroszczę mu tej zagwozdki. Jeśli chce mieć Polaka na tak eksponowanym stanowisku, musi poprzeć Tuska…

 

Na razie członkowie PiS-u raz mówią, że poprą, drugi raz, że nie poprą. O poparciu Tuska na kolejną kadencję prezydenta UE, mówił mi kilka miesięcy temu Ryszard Czarnecki. Uzasadniał to bardzo logicznie i raczej nie ma co mu nie wierzyć, gdyż/ponieważ jest to człowiek bardzo dobrze zorientowany w zakulisowych grach w administracji UE.

 

Generalnie Czarnecki uważa, że tak, że Tusk powinien zostać wsparty przez rząd PiS a powód jest prosty. Jeśli Tusk nie zostanie wybrany na następną kadencję, to na to stanowisko nie wybiorą już żadnego innego Polaka. Po prostu nie ma innego polskiego kandydata. Polska w oczywisty sposób wtedy straci. Przede wszystkim wizerunkowo.

 

Innego zdania jest minister Waszczykowski, który uważa, że jeszcze jest za wcześnie na to, by mówić o poparciu Tuska. Rozdźwięk jest zatem spory. Tylko pytanie jest takie, czy Waszczykowski wie, co mówi? Niestety, nasz obecny minister spraw zagranicznych nie najlepiej wypada na międzynarodowych salonach, gdzie zamiast występować jako szef polskiej dyplomacji, stawia się na pozycji belfra, który ex cathedra wygłasza jakieś swego rodzaju oświadczenia.

 

Jak jest naprawdę? No cóż, prawda leży pewnie pośrodku. Jak bardzo pośrodku czas pokaże. Portal NaTemat.pl stawia tezy, że PiS zostawi Tuska w Brukseli tylko dlatego, żeby odsunąć go od Warszawy najdłużej, jak się da. Nie ma bowiem wątpliwości, że Tusk jest sprawdzonym liderem i jest w tym dobry. Po bezpłciowych: Petru, Schetynie czy Kopacz, Tusk maluje się jak chłopak z bajki.

Przysporzyć może zatem więcej kłopotów niż pożytku partii rządzącej. No bo niby co? Lepiej straszyć wieszaniem i odpowiedzialnością karną Tuska, gdy jest daleko i jest to mało realne, niż rzeczywiście rozpocząć proces karny.

Po pierwsze, PiS stworzyłby sobie na opozycji „męczennika demokracji” i to jest konsekwencja w obszarze polityki wewnętrznej, po drugie krzyk w Europie podniósłby się kolejny, a to oznaczałoby, że PiS znowu byłby na cenzurowanym.

 

Kartą niezadowolenia europejskiego można grać przez jakiś czas, jednak na dłuższą metę nikomu się to nie opłaca. Szczególnie Polsce. Węgry przekonały się o tym już jakiś czas temu wracając po pieniądze do Brukseli. Bruksela może nie jest rychliwa, ale cierpliwa. Administracja UE wie, że wcześniej czy później „góra przyjdzie do Mahometa”.

 

Jak kończy się stworzenie męczennika politycznego, PiS wie bardzo dobrze, bo zrobiło takiego męczennika z Lecha Kaczyńskiego. I choć jest to już karta polityczna lekko zgrana, to cały czas powoduje wybuch albo co najmniej podgrzanie emocji. Tusk stałby się kartą świeżą i mógłby przykryć starą kartę Lecha.

 

Czyli i tak źle i tak niedobrze. Przez chwilę wydawało się, że być może uda się PiS-owi zostać inżynierem dusz, jednak okazało się, że przechwycenie mediów nie wystarczy. Odpływ widzów i słuchaczy postępuje wprost proporcjonalnie, a nie chodzi o to, żeby utrzymać starych zwolenników ale szukać nowych. Na razie to się nie udaje. Zresztą do kontrolowania starych zwolenników wystarczyła stara brygada mediów prawicowych.

 

Jestem bardzo ciekawy – z punktu widzenia zawodowego – jak to się dalej potoczy. Mój naczelny obiecał, że jak wygra PiS, to w końcu będzie ciekawie, bo rządy PO były po prostu mdłe. Jak widać słowa dotrzymał 😉