Masa "złych psów" - Cooltura nr 589
Masa „złych psów” – Cooltura nr 589

Barykada to określenie, które pojawia się zarówno w książkach Masy, jak i wywiadach Patryka Vegi, nie wspominając o jego mocnym serialu „Pitbull”. Jest takie powiedzenie: „Policjant, k***a, złodziej na jednym jadą wozie”. Na tym wozie jest jednak barykada. To takie miejsce w czasie i przestrzeni, którego nie można w półświatku przekroczyć. Jeśli „pies” przekroczy ten punkt, przestaje być policjantem. Tak samo jak „zbój”, który przechodzi na „stronę dobra”, przestaje być bratem dla swoich, a staje się „frajerem”. Barykada jest prawie tak mityczna jak mur w „Grze o tron”. Jednak istnieje naprawdę i nieraz była przekraczana przez ludzi stojących po obu jej stronach.

 

Jarosław Sokołowski, czyli Masa, wraz z Arturem Górskim popełnili do tej pory trzy książki o „perypetiach” polskiej mafii rodem z Pruszkowa. Jestem pewien, że na „trylogii” się nie skończy, ponieważ Masa jeszcze nie powiedział właściwie nic szczególnego. Tyle tego jest, że w takim tempie pisania zapowiada się seria godna co najmniej dzieł Lenina. Książki są już trzy, a my dalej nic nie wiemy na temat tego, jak to się stało, że Sokołowski dostał „koronę”, mało tego, jak to jest, że ciągle utrzymuje kontakt z niektórymi swoimi kamratami, których przecież musiał sypać.

„Masa o kobietach polskiej mafii” jest książką pierwszą i chyba najbardziej poczytną. Ma swój smaczek. Jeśli ktoś zadawał sobie pytanie: „Dlaczego taka fajna laska jest z takim troglodytą?”, patrząc na superlaskę i towarzyszącego jej „karka”, to na pewno nie znajdzie odpowiedzi w książce Sokołowskiego. Ludzie jednak mieli nadzieję na odkrycie tej tajemnicy „Świętego Graala” i do księgarni garnęli się jak mało kiedy.

Zatem wyjaśnienia tajemnicy czytelnik tam nie znajdzie, ale znajdzie mnóstwo przykładów, że kobiety wręcz garnęły się do ludzi z miasta. Taki mało romantyczny, czasem hardcore’owy Harlequin. O ile oczywiście Masa nie przesadza w opisie swojej popularności wśród płci przeciwnej. Bo w jego wspomnieniach wszystko jest takie ładne, że czasem się zastanawiam, dlaczego nigdy nie zostałem gangsterem albo przynajmniej młodym wilkiem. Kobiety same rozkładają nogi, dłużnicy dostają klapsy i oddają pieniądze, a te ostatnie sypią się takim strumieniem, że szejk arabski przy tym to jakiś biedak z trądem…

 

Jak by Sokołowski z Górskim się nie zapierali i wypisywali we wstępach do swoich wszystkich książek, że historie w nich opisane nie są próbą wybielenia któregoś z bohaterów, to niestety im się to nie udaje. Jak by nie czytać i nie interpretować, jak by książki nie obracać, czytając w te i nazad, dalej wychodzi laurka dla jednego z najbardziej znanych ludzi mafii pruszkowskiej.

A ten takim misiem do tulenia raczej nie był. Kolejne książki z serii – „Masa o pieniądzach polskiej mafii” oraz „Masa o porachunkach polskiej mafii” – rysują raczej obraz brutala, pijaka, narkomana i awanturnika, chociaż – jak wspomniałem na wstępie – jest on bardzo wygładzony. Istnieje też oczywiście możliwośći, że te wszystkie rzeczy, które w latach 90. wypisywały gazety, były na wyrost, a Masa tak naprawdę tylko hodował króliczki…

We wszystkich książkach brakuje mi mięsa. Są jakieś takie lekkie przedbiegi w stylu: „Ksiądz Henryk Jankowski kupował od nas kradzione samochody i dobrze wiedział, skąd one są”; „Wszystkie kobiety występujące w konkursach Miss Polonia, Miss Polski itp. musiały się przespać z jury” (notabene spółka organizująca te konkursy należała do Pruszkowa); „Niektóre zamachy na stary Pruszków przeprowadzali policjanci”; „Sprzedaż bezcennych obrazów wielkich mistrzów i ich wywóz z Polski zainicjowała kuria krakowska” itd. itp.

Masa "złych psów" - Cooltura nr 589
Masa „złych psów” – Cooltura nr 589

Teksty fajne, ale nadające się jedynie na tytuły, bo nic więcej poza tymi stwierdzeniami się nie dowiadujemy. Oprócz pobieżnie opowiedzianych historyjek dotyczących tego, co się ewentualnie dalej działo z obrazami czy co się stało z policjantami od zamachów. Zamykają się one często w jednym zdaniu. To mało, a nawet bardzo mało. Z drugiej strony trzeba jednak docenić to, że dzięki Masie dowiadujemy się czegokolwiek na temat funkcjonowania tego świata.

Masa często tłumaczy, że w dekiel dostawali ludzie, którzy sobie na to zasłużyli i wcale tacy święci nie byli, zatem nie ma czego i kogo żałować. Ciekawe, że podobnie mówią policjanci, którzy opowiadają swoje historie w książce Patryka Vegi „Złe psy”.

 

Koniecznie trzeba książki Masy i książkę Vegi czytać razem. Ukaże nam się wtedy najpełniejszy obraz, jaki w tej chwili jest dostępny dla przeciętnego zjadacza chleba. Obraz tym bardziej przerażający, że ironiczne powiedzenie o policjancie, k****e i złodzieju to nie tyle powiedzenie, co fakt. Najsmutniejszym tego przykładem jest życie Sławka Opala, który poświęcając się jako gliniarz, został prawdopodobnie pomówiony, nie wytrzymał napięcia spowodowanego gównianym życiem (jak babrasz się w gównie, to czasem wpadasz w nie po dziurki w nosie) i niestety popełnił samobójstwo. To tylko przykład tego, jak bardzo można sobie zniszczyć życie, które poświęca się dla kogoś innego.

Może i złe psy nie postrzegają tego jako poświęcenia, a jak pewnego rodzaju sztafetę, jednak z boku tak to trochę wygląda.

Teoretycznie „Złe psy” to nie tylko potwierdzenie tego, o czym piszą Górski z Sokołowskim, to przede wszystkim rozwinięcie tematu. Jeśli weźmie się pod uwagę, że gangiem mokotowskim zajmował się głównie jeden policjant, to nóż się w kieszeni przykładnemu obywatelowi otwiera. Kiedy poczyta się o wyskokach czy wręcz przestępstwach policjantów, w sumie nie wiadomo, czy to walka dobra ze złem, czy może po prostu wojna gangów, działających (o ironio!!!) na granicy prawa. Tak jakby temida była ślepa, a na dodatek głucha i bezczelnie ignorowała poczynania obu stron rozdzielonych barykadą.

Czytelnik zostanie niestety utytłany w tym brudzie stróżów prawa i złoczyńców. Nawet nie będzie wiadomo, kiedy właściwie się to stało, gdyż wspomniane lektury są tak wciągające i ciekawe, że czytający nie będzie też wiedział, jak to się stało, że lektura właściwie już się skończyła. No chyba że wcześniej pogubi się w gąszczu pseudonimów gangsterów, policjantów i filantropów…