Dog Eat Dog śpiewał kiedyś „No fronts, no tricks, no soap box politics, no guns just blunts, we kick this just for fun” – i to byłoby fajne podsumowanie nowego rządu Teresy Maj.
Nowa szefowa rządu dostarczyła naprawdę niezłej zabawy w mediach społecznościowych, kiedy na ministra spraw zagranicznych wyznaczyła Borysa. Faceta, który zachęca swoim zachowaniem do łamania przepisów drogowych, kolesia, który obraził swoją butą więcej krajów niż Ławrow.
A skoro jesteśmy przy butach, znamiennym jest, że podczas wszelkich wystąpień Teresy, większość oczu skierowanych jest na jej buty. Najlepsze zdjęcie ze spotkania na szczycie szkockiej i brytyjskiej premier? Zdjęcie butów. Tyle.
Jest drugą kobietą w historii na fotelu premiera Wielkiej Brytanii i Irlandii Północnej. Oczywiście zaczęto się od razu zastanawiać, czy aby nie jest to kolejna Żelazna Dama, jednak Polacy już od rządów Hanny Suchockiej wiedzą, że Żelazna Dama była jedna i już nie żyje. Czy będzie nową? Nie wydaje mi się. Tak samo, jak nie można było nazwać żelazną Suchockiej, wyglądającą na wiecznie „właśnie wstałam z łóżka” Kopacz, czy „przedawkowałam środki nasenne” Szydło. Nie da się i już.
Jednym z głównych przekazów jakie idą z rządu to… No właśnie, co? Tak sprzecznych sygnałów pochodzących z jednego źródła, jakim jest rząd, dawno już nie było. Najpierw rząd uspokaja, że imigranci nie muszą się bać, potem Theresa May mówi, że mogą być usuwani z kraju. Następnie Boris Johnson mówi w rozmowie z polskim ministrem spraw zagranicznych Witoldem Waszczykowskim, że Polacy mogą spać spokojnie. Jednakże wcześniej minister od Brexitu David Davies prognozuje, że jednak emigranci mogą być usuwani z Wielkiej Brytanii.
Yyy… nie kumam. Przecież Brexit jest przez Polaków, którzy w ramach swobodnego przepływu osób, zalali ten kraj i doprowadzili na skraj bankructwa… (to ostatnie to ironia). To należy nas stąd usunąć, czy też nie usuwać? Wspomagamy brytyjską gospodarkę, czy jej szkodzimy? Jakoś taki mętlik w głowie mam. Jeżeli w rządzie już każdy sobie co mu się podoba w zależności od sytuacji, to ja nie chciałbym być świadkiem posiedzenia rządu. Musi być tam niezła jazda.
Dalej nawiązując do szumu informacyjnego rządu podam przykład pierwszej wizyty zagranicznej nowej premier. Z jednej strony płyną sygnały, że Unia Europejska jest za bardzo sterowana tylko przez dwa kraje – Francję i Niemcy. Podobnież to Wielka Brytania z Polską jest w klubie krajów po przeciwnej stronie tej dwójki. I gdzie jedzie pani May w pierwszej kolejności? Do Niemiec. Nawet nie do Francji z którą ma granicę obleganą przez nielegalnych emigrantów, a przecież ten cały Brexit to przez emigrantów, zatem to powinien być priorytet w polityce nowego rządu. I ten wyjazd do Francji można byłoby jakoś wytłumaczyć, ale nie, ona jedzie do Niemiec. Tyle.
Jakoś mam wrażenie, że Theresa nie do końca rozumie w jakiej sytuacji się znalazła i jak to może się skończyć dla Wielkiej Brytanii. Pamiętajcie, że w czasie kryzysowym Theresa May działa jak dziecko we mgle. Podczas słynnych zamieszek w Londynie w 2011 roku nawet nie przerwała swojego urlopu, ignorując sprawę. Jeszcze dużo wody musiało przepłynąć w Tamizie, żeby w ogóle zmobilizowano policyjne posiłki z innych regionów kraju. Nie mówiąc o tym, że ulice opanowali zwykli chuligani, a policja wyraźnie sobie z nimi nie radziła i nie mogła, bo… pani minister sprawa wewnętrznych Theresa May nie potrafiła podjąć decyzji…
I jeszcze jedno – cały czas mówią, że Brexit stał się faktem. Pomimo tego, że nawet jeszcze nie był dyskutowany w parlamencie. Nie przeszedł przez Izbę Lordów. Jakby w ogóle nikt tam nie brał pod uwagę tego, że mogą być różne scenariusze… Jak dzieci we mgle…
Dlatego właśnie nie wierzę w ten rząd.
Tyle.