Piotr Czerwiński wydaje się głosem pokolenia podstarzałych trzydziestolatków. Jego pierwsza powieść, „Pokalanie”, pokazała wejście korporacji do kraju, w którym królowały kombinaty i molochy państwowe. Zmieniał się wówczas system. Potem ci sami trzydziestolatkowie zaczęli korzystać z wolnego rynku pracy w Europie, a Czerwiński zbudował im pomnik, pisząc „Przebiegum życiae”. Teraz mamy okazję przeczytać kolejną powieść – „Miedzynaród”. Mamy okazję, ale czy chcemy?

 

Międzynaród - Cooltura nr. 401
Międzynaród - Cooltura nr. 401

 

„Głos podstarzałych trzydziestolatków” z tego prostego powodu, że powieści Czerwińskiego następują w naturalnej kolejności. W kolejności, z jaką poznawali życie i świat ludzie, którzy mają teraz „dobre lat trzydzieści” albo pojawiła się im właśnie „czwórka z przodu”. Takie były jego powieści. Dwie pierwsze.

O ile w „Pokalaniu” czytelnik mógł rozpoznać siebie i swoje środowisko, to już „Przebiegum życiae” było skierowane do wąskiego grona osób, które często same miewały podobne przygody jak główni bohaterowie. Przynajmniej ci, którzy wyjechali z kraju, bardziej rozumieli ideę powieści i być może wyciągnęli z niej głębsze wnioski.

Teraz mamy przed sobą powieść, która może stać się kolejnym głosem pokolenia. Albo inaczej: reakcją pokolenia. Reakcją na to, co wydarzyło się w Polsce i na świecie w ciągu ostatnich 22 lat. A w skrócie – nie wydarzyło się nic szczególnego, co mogłoby powodować, że mamy prawo do tego, aby czuć się jak „pępek świata”. Właśnie chyba to starał się przekazać Czerwiński w „Międzynarodzie”. Właśnie przez to, że ta książka jest raczej „reakcją”, a nie „głosem”, co może niektórych rozczarować. Może, ale nie musi.

Czerwiński napisał swego rodzaju książkę à la political fiction. Zmienił to i owo w tej konwencji i być może teraz trafi na czarną listę RedWatch. Zakpił bowiem w inteligentny sposób z nas samych, z samego siebie, z narodu polskiego. Ale zrobił to słusznie i w dobrej wierze. Zrobił to, bo musiał. Każdy, kto choć trochę pomieszka za granicą „zakręconego słoika”, jakim wydaje się pod względem poglądów Polska, musi dojść do tych samych wniosków. Jako naród lubimy onanizować się swoją wyjątkowością. Tyle tylko że w oczach innych narodów wcale tacy wyjątkowi nie jesteśmy. Jesteśmy narodem jednym z wielu i pewnie jak każdy inny jesteśmy dla siebie najważniejsi.

Piotr Czerwiński w „Międzynarodzie” sytuuje Polskę gdzieś w ciepłych krajach. Kolor skóry Polaków jest odwrotny do obecnego. Tak samo jak zupełnie odmienna jest historia kraju, który staje się mlekiem i miodem płynącą krainą dobrobytu, kasy i szczęśliwości. Polacy muszą otwierać swoje granice, aby mogła napływać tania siła robocza, ponieważ wszyscy są tak bogaci, że po prostu nie chce im się nic robić. Najliczniejszą napływową siłą roboczą są Anglicy. No i właśnie to powinno już być dobrą podpowiedzią, o czym traktuje ta powieść.

Czerwiński w przewrotny sposób przedstawia alternatywną historię Polaków i Polski, stawiając nas jako naród w roli tych, z których często się śmiejemy i których kulturą pogardzamy. A może po prostu jej nie rozumiemy? Po lekturze książki można śmiało zadać sobie pytanie: „Właściwie to kto z kogo się tu śmieje?”.

Wiele rzeczy w „Międzynarodzie” jest bardzo przerysowanych, ale to konieczne, żeby zbudować odpowiedni poziom ironii i żeby zrozumieć, że w pewnym momencie śmiejemy się właściwie już z samych siebie. Jeśli zrozumiemy.

Książka jest w pewien sposób śmiała. Między wierszami Czerwiński przemyca niekiedy myśli z traktatów filozoficznych, które pomimo ironicznego wydźwięku jego prozy są jak najbardziej poważne. Można śmiało powiedzieć, że te „powtykane traktaty” są refleksją pokolenia. Książka znowu jest przewrotna. Być może trochę za długa, ale nieobojętna. Dla fanów tekstów Piotra Czerwińskiego – pozycja obowiązkowa.


Leave a Reply