Muszę kończyć, umieram

Kategorie Czytam Słucham Oglądam

Jeśli ktoś jest fanem filmów takich jak „Dzień Świra”, właśnie ma przed sobą książkowy odpowiednik tego filmu. Podczas lektury, czytelnik może mieć nieodparte wrażenie, że… skądś niektóre typy charakteru przewijające się w zgrabnej opowieści zna.

 

Cooltura 332 - recenzja
Cooltura 332 - recenzja

Z okładki: „Maksymilian, trzydziestoparolatek, przewrażliwiony na punkcie poprawności językowej sprzedawca szkoleń, cierpi z powodu licznych lęków i obsesji. Nie ma przyjaciół, wśród sąsiadów na osiedlu strzeżonym Lazur III uchodzi za wariata, a w domowej hierarchii wyżej od niego stoi nawet kot. Maksymilian od czternastu lat zamierza rozstać się z żoną, ale nie wie, jak jej
o tym powiedzieć… Czy ktoś, kto umiera ze strachu w windzie i wpada w panikę w supermarkecie na widok siedemnastu rodzajów keczupu, jest zdolny do zaplanowania morderstwa z zimną krwią?”
To zabawna komedia kryminalna. Trzeba zaznaczyć, że zabawna, bo nie
wszystkie zabawne komedie kryminalne takimi są. Książka oczarowuje już od pierwszego zdania. Główny bohater stara się zmierzyć z otaczającym go światem. Jest świadomy swoich wad i obsesji. To wbrew pozorom, inteligentny bohater – bo nie wszyscy bohaterowie innych zabawnych komedi kryminalnych, inteligentni są wszak. Niestety otaczany jest przez bandę, krótko mówiąc, debili. (Czy i my nie mamy często takiego wrażenia zderzając się z otaczającą nas rzeczywistością?) Otaczany przez ludzi, kórzy są niedowartościowani, którzy próbują za wszelką cenę poprawić swoje samopoczucie psychiczne udowadnianiem, sobie i światu, że są lepsi. W tym przypadku lepsi znaczy gorsi. Gorsi z moralnego punktu widzenia.
Główny bohater spotyka ich wszędzie. W pracy, w domu, na podwórku przed domem, u swojego terapeuty… Maksymilian zdaje się być pogodzony ze swoim losem, jednak do czasu. Jak tylko nadarza się okazja, wymyka się
losowi złemu, wpadając w ramiona – dosłownie i w przenośni – losowi dobremu. Wbrew pozorom los zły okazuje się być również dobrą kartą dla Maksymiliana. „Nic do dodania poza tym, co napisane.”
Miło jest mieć w rękach książkę, która odbiega od głównego nurtu w literaturze. Jest idealną odskocznią od wszelkich
„harychpoterów”, naukowców zafascynowanych symbolami czy popularnymi ostatnio, wampirami. Ostatnie kartki zgrabnie napisanej historii są szczególne. Są potwierdzeniem tego, o czym myśli podczas lektury czytelnik – to idealny materiał na scenariusz filmowy.
Autor książki jest dziennikarzem, który żadnej pracy się nie boi. Pracował na niemieckiej wsi, sprzedawał artykuły
do biura, pracował dla audiotele… dziwnym trafem podobnie jak stworzony przez niego Maksymilian…
Książkę polecamy szczególnie. Nic więcej o niej nie powiemy. Jak mówił główny bohater: „Muszę kończyć, umieram”
– „Większośc ludzi, z którymi rozmawiam, nie ma nic do powiedzenia. Mówią, żeby mówić. Dzisiaj wszystko mówi: telewizor mówi, komputer mówi, mówi głośnik w supermarkecie i nawigacja satelitarna, wie pan, GPS, więc większość ludzi nie chce być gorsza, nie chce czuć się głupsza od nawigacji satelitarnej, więc też bez przerwy mówi (…)” – tak mówią. W książce tak mówią.

 

Recenzja opublikowana w tygodniuku Cooltura nr 332 z 31 lipca 2010


Leave a Reply