Wywiad z kabaretem Neo-Nówka - Cooltura nr 529 str. 1
Wywiad z kabaretem Neo-Nówka – Cooltura nr 529 str. 1

Neo-Nówka, czyli Roman Żurek, Michał Gawliński oraz Radek Bielecki – od lat bawią nas swoją obecnością na scenie. Radek z radością zgodził się na przepytanie „z kabaretu”, a Piotrek Dobroniak z radością zaczął zadawać pytania.

 

 

Opracowaliście zupełnie nowy program. Jest jakaś myśl przewodnia?

 

Radek „Bogu” Bielecki, Kabaret Neo-Nówka: Myśl jest taka, jak przy poprzednich programach. Chcemy, aby widownia podczas naszego występu odreagowała, zapomniała o wszystkich trudach dnia codziennego. Wiem, że może to brzmi banalnie, ale widzimy dużą potrzebę dawania ludziom radości. Tym bardziej że cały czas telewizja faszeruje nas negatywnymi wiadomościami. Program jest specyficzny, ponieważ po raz pierwszy w naszej twórczości pojawia się wątek fabularny spinający całość spektaklu. Nie będę za wiele zdradzał. Powiem tylko, że zapraszamy na „Pielgrzymkę do miejsc śmiesznych”. Zbiórka 24 i 25 maja w londyńskim POSK-u.

 

Ostatni program był dość mocny politycznie. Polityka z kolei mocno Polaków dzieli. Mieliście jakieś skrajne reakcje na wasze żarty?

 

„Mocny politycznie” to chyba trochę stwierdzenie na wyrost. Coraz mniej polityki w naszych skeczach. Poza tym obserwując zachodni stand-up, nasze społeczno-polityczne żarty wydają się pestką. Polityka nas ostatnio męczy. Odpoczywamy od niej. W najnowszym programie ze świecą trzeba szukać odnośników do aktualnych wydarzeń politycznych. Niestety, żyjemy w kraju, gdzie bardzo łatwo kogoś obrazić, w szczególności jeśli chodzi o uczucia religijne. Przez wiele lat mieliśmy łatkę antyklerykalną czy wręcz antyreligijną. Oczywiście jest to bzdura, bo staraliśmy się pokazywać w naszych programach pewne znaczące zjawiska społeczne i nie mieliśmy zamiaru nikogo obrażać. Jak komuś brakuje dystansu do rzeczywistości, to zawsze między wierszami wyczyta to, co chce wyczytać. Ostatnio koło różańcowe z Limanowej napisało petycję do burmistrza z prośbą o niedopuszczenie do naszego występu. Sporadycznie zdarzają się właśnie takie przebłyski niechęci do naszej twórczości. Na szczęście nikt się na podpala benzyną na naszych koncertach.

 

Zostając jeszcze przy polityce. Jak jeździcie po kraju, po świecie, zauważacie różnice w odbiorze waszych skeczy przez publiczność? Na przykład w Katowicach nie śmieją się z „Nieba” i z żartów o „Maciarze”, a powiedzmy Wrocław zrywa boki z moherowych beretów. Zauważacie coś takiego?

 

Wywiad z kabaretem Neo-Nówka - Cooltura nr 529 str. 2
Wywiad z kabaretem Neo-Nówka – Cooltura nr 529 str. 2

Polacy są wszędzie tacy sami. Reagują bardzo podobnie i nie ma tu znaczenia miejsce występu. Nie ma znaczenia, czy jest to Londyn, Oslo, Chicago, czy Limanowa. Za granicą czujemy się jak w domu. Na nasze występy przychodzą głównie Polacy.

 

No dobrze, kłamałem. Jeszcze jedno pytanie „polityczne”. Jacyś politycy zwrócili się kiedyś do was z zamówieniem na napisanie i wykonanie jakiegoś gagu?

 

Ale się uczepiłeś tej polityki. Nikt nas nie prosił o pisanie skeczy. Zresztą politycy sobie sami świetnie z tym radzą. Ostatnio Tomasz Adamek, aspirujący do roli europosła, napisał całkiem śmieszny skecz.

 

W zeszłym roku w „The Forum” nagrywaliście materiał do waszego DVD. Kabarety dały się już poznać z tego, że podczas takich okazji próbują się wzajemnie „ugotować” ku uciesze, oczywiście, publiczności. Mieliście coś takiego w Londynie?

 

Wyznajemy zasadę „prawda czasu, prawda ekranu”. Każdy z naszych występów jest na żywo. Nic nie udajemy. Nie gotujemy się na siłę. Lubimy siebie zaskakiwać, aby nie popaść w sceniczną rutynę. Poza tym my także lubimy się dobrze bawić w trakcie naszych występów. Fakt jest taki, że publiczność takie odejścia od scenariusza wyłapuje w mig i najbardziej je lubi.

 

Jest jakiś skecz, który był jakoś szczególnie trudny do wykonania? Na przykład ze wzgledów logistycznych albo aktorskich?

My jesteśmy natruszczykami. Nie mamy skończonych szkół aktorskich. To, co robimy na scenie, dyktuje nam serducho. Aktor może miałby problem z zagraniem tej czy innej postaci, bo by się trzy miesiące przygotowywał do roli. My robimy to przez siebie. Dlatego jest to prawdziwe, naturalne i ludzie to kupują.

 

Kilka pytań techniczno-organizacyjnych. Czy podczas przedstawień w Londynie pokażecie również skecze z poprzednich programów?

 

„Pielgrzymka do miejsc śmiesznych” jest programem, którego nie pokazywaliśmy jeszcze w żadnej telewizji, więc dla publiczności w Londynie będzie to absolutna nowość. Na bisy, jeśli takowe będą, pokażemy numery z poprzednich programów. Jakie – jeszcze tego nie wiemy.

 

Czy publika będzie mogła liczyć na wasze autografy po przedstawieniach?

Tak, zawsze wychodzimy do naszych widzów po koncercie, żeby zrobić sobie zdjęcia, rozdać autografy. Jesteśmy normalni, nie gwiazdorzymy. Spotkanie z naszą publiką to zawsze miły moment całego występu. To miło, że ludzie poświęcają swój czas i pieniądze, aby się z nami spotkać. Takie wyjście do nich po jest wręcz naszym obowiązkiem i rodzajem wdzięczności. Bez nich nas by nie było.

 

Tradycyjnie: warto przyjść na wasz występ, bo…

 

Nie będzie polityki (śmiech).

 

Więcej na:

BUCH.CO.UK