Nic o nas bez nas

Kategorie Publikacje

To pierwsze tego typu badanie przeprowadzone po 2004 r. w Wielkiej Brytanii. Pierwsze, które miało ocenić zaangażowanie naszych rodaków w życie społeczne i polityczne na Wyspach. Nie pierwszy raz się okazało, że rzeczywistość jest brutalniejsza od przewidywań.

 

Nic o nas bez nas - Cooltura nr 511 str. 1
Nic o nas bez nas – Cooltura nr 511 str. 1

Seminarium podsumowujące badania „Nic o nas bez nas – partycypacja obywatelska Polaków w Wielkiej Brytanii” odbyło się w London School of Economics and Political Science w Londynie. Oprócz autorów badania (Paula Pustułka, Roch Dunin-Wąsowicz, Michał Garapich) okazję do zabrania głosu oraz skomentowania wyników mieli przedstawiciele polskich stowarzyszeń i instytucji. Nic dziwnego, że prowadzona następnie dyskusja z uczestnikami seminarium była miejscami gorąca.

 

Badacze skupili się na próbie opisania zakresu działań Polaków mieszkających na Wyspach, którzy z uporem maniaka nazywani są przez nich „emigrantami”. Dziwi to tym bardziej, że podczas seminarium Roch Dunin-Wąsowicz sam podkreślił, że „słowa »migrant«, »imigrant« czy »emigrant« to medialna łatka, która zdezaktualizowała się w dobie zjednoczonej Europy”. Pomimo „chciejstwa” niektórych grup polityczno-społecznych bycie Europejczykiem nie oznacza zaprzestanie bycia Polakiem.

Samo spotkanie w LSE było jedynie „wstępną diagnozą” bez wniosków, które zostaną opublikowane w końcowym raporcie z badań. Kiedy ten raport powstanie, na razie pozostaje tajemnicą. Rozmowa, która wywiązała się po przedstawieniu częściowych wyników, z pewnością spowodowała u samych badaczy wrażenie, że co najmniej kilka analiz jeszcze przed nimi.

 

Gdzie się zrzeszamy?

Paula Pustułka, która badała ten obszar aktywności, co wydaje się oczywiste, zauważyła dość duże zróżnicowanie w formie stowarzyszenia, klasy społecznej, a nawet regionu Wielkiej Brytanii, gdzie Polacy są aktywni. Najczęstszą odpowiedzią na pytanie o zaangażowanie społeczne były „szkoły sobotnie” oraz „ośrodki przy parafiach”. Co przy desperacji dawnych władz SPK sprzyjających niszczeniu innych polskich ośrodków skupiających Polaków, akurat nie dziwi. Tym bardziej oczywisty staje się fakt, że najprężniej działającymi polskimi stowarzyszeniami w UK są kluby motocyklowy (Polish Bikers) czy wędkarski (Polish Anglers Association). Sporym powodzeniem cieszy się również „nieformalna grupa” – jak ją nazywa badaczka – związana z kulturą hip-hop. Tym bardziej nie dziwi, że jeszcze nie tak dawno w Polish Professional in London najbardziej aktywną grupa była sekcja fotograficzna. W tej sytuacji nie wydaje się niczym dziwnym, że działanie starszych polskich organizacji w UK, które poprzez swoje skostnienie i archaizm, często wynikające z lęku przed swoimi rodakami, jest zupełnie nieskuteczne.

Badani podkreślali również – a należy zauważyć, że były to osoby już w jakiś sposób aktywne społecznie – że w UK działania społeczne mogą być zawodem, z którym wiąże się odpowiednie do wykonywanej pracy wynagrodzenie. „Według respondentów w Polsce pokutuje przekonanie, że (…) dobroczynność (organizacje pozarządowe i charytatywne) nie jest działaniem, które jest rozpoznawalne jako legitymizowana »aktywność zawodowa«”.

Wniosek, jaki można wyciągnąć z tej części badań, wydaje się jasny. Polacy powinni angażować się nie tylko w swojej społeczności, ale także wchodzić w struktury brytyjskie, ponieważ tylko one zapewniają sukces w działaniu. Jak podkreśla sama Pustułka: „Wszystkie inicjatywy mogą bowiem wspierać budowanie kapitału społecznego i politycznego w kraju przyjmującym”. W tym przypadku Wielkiej Brytanii.

Jest to tym bardziej konieczne, że przy permanentnym odrzucaniu „ręki młodego pokolenia” przez emigrację powojenną, która często młodymi gardzi, temu drugiemu nie pozostaje nic innego, jak budować „swoje organizacje” od podstaw lub wstępować w struktury organizacyjne Wielkiej Brytanii. Ciekawym spostrzeżeniem jest również to, że Polacy sami tworzą nieformalne grupy profesjonalistów (Polish Sabbath), których głównym zamierzeniem jest „budować relacje przyjacielsko-towarzyskie z rodakami, nierzadko ważkie dla rozwoju zawodowego”.

 

Gdzie nasze miejsce u nas?

Oznaczać to może, że Polacy „poakcesyjni” w żaden sposób nie znajdują swojego miejsca bądź nie „mieszczą się” (lub też nie chcą) w starych strukturach „towarzyskich”, zbudowanych jeszcze w latach 40. (Ognisko Polskie) bądź 70. (POSK) ubiegłego wieku.

Być może jest to też efekt tego, że w przypadku Ogniska Polskiego starano się poderwać wszystkich Polaków do protestów przeciwko jego sprzedaży, a następnie stworzono z tego miejsca „elitarną” jednostkę z małą galerią „dzieł jednego malarza”, teoretycznie niedostępną dla wszystkich.

Paula Pustułka zauważa również, że: „Wielu działaczy wyraziło zaniepokojenie »straconymi szansami« polskich władz, które w perspektywie obserwacji ostatniej dekady nie tylko nie są postrzegane jako partner w działaniach imigranckich, polonijnych czy transnarodowych, ale są także otwarcie krytykowane za brak zainteresowania wspieraniem partycypacji (zwłaszcza niezinstytucjonalizowanej) wśród Polaków w Wielkiej Brytanii”.

Taka „otwarta krytyka” może się skończyć dla obecnej koalicji tak, jak skończyła się w 2007 r. dla PiS-u, kiedy tłumy Polaków szturmowały wszystkie lokale wyborcze w UK. Wydaje się, że ówcześnie Polacy nie głosowali za, a przeciwko. To z kolei może oznaczać, że „nieważna jest strona sceny politycznej”, a chodzi jedynie o to, „by żyło się dobrze”. Być może, koniec końców, badania powinny też iść bardziej w kierunku odpowiadającym na to pytanie.

Delikatniej sprawę ujmuje w swoich wnioskach Roch Dunin-Wąsowicz: „(…) respondenci mieszkający poza Londynem widzą starsze centralne organizacje polonijne jako »godne szacunku, ale mocno oddalone od ich codziennych spraw i potrzeb«. Inni zaś deklarują ich całkowitą zbędność”. Tutaj znowu pojawiają się oczekiwania wobec polskich władz.

„Nauczanie języka polskiego i dostęp do polskiej kultury dla imigrantów określa się mianem głównych potrzeb »duchowych« obywateli Polskich mieszkających w Wielkiej Brytanii” – podkreśla Dunin-Wąsowicz. Przy czym dodaje, że „analiza kontestacji istniejących struktur i ogólna apatia społeczna migracji jest w toku”, czyli będziemy mogli się jej spodziewać dopiero w raporcie końcowym z badań.

Istnym kapitałem społecznym według przepytywanych podczas badania jest „zapotrzebowanie na wzmożone działania w obszarze kultury, rozumiane jako celebracja polskiego dziedzictwa narodowego”. Traktowane jest to jako „płaszczyzna ułatwiająca integrację w społeczeństwie brytyjskim”.

 

Gdzie nasza przyszłość?

Według badań prowadzonych w obszarze aktywności politycznej Polaków jest i źle, i dobrze. Nasi rodacy starają się być aktywni politycznie, z tym że nie mają wsparcia u swoich pobratymców podczas wyborów. Z badań Michała P. Garapicha wynika, że cechuje nas „polityczna i obywatelska apatia”, co z kolei jest przyczyną „niskiej partycypacji politycznej Polaków”. Badani podkreślają, że jest to spuścizna komunizmu, tzw. wyuczona bezradność. Co ciekawe, „wyjątkiem są tu polscy Romowie, których reprezentacja w relacjach z władzami brytyjskimi jest w miarę jednolita”, bo z jednolitością u Polaków jest już gorzej.

Jedni podkreślają „dbałość o politykę historyczną i miejsce Polaków w świadomości historycznej Brytyjczyków, dla drugich jest to konieczność poszanowania praw pracowniczych i obywatelskich, dla trzecich aspekt etniczny nie jest najistotniejszy, liczy się bowiem tworzenie więzi międzyetnicznych”.

Garapich podkreśla, że „badanie wykazało kryzys mandatu społecznego dotychczasowej reprezentacji politycznej Polaków w Wielkiej Brytanii przez starsze struktury organizacyjne”. Badacze napotkali tutaj pośród pytanych na „wątpliwości dotyczące tego, kogo i w jakim sensie reprezentują stowarzyszenia starszej generacji”.

„Przekonanie o braku istnienia reprezentacji Polaków wynika z kontestacji zastanych struktur organizacyjnych, a także z dystansu pokoleniowego, jaki dzieli najnowszą migrację od starszych struktur – stworzonych przez uchodźstwo powojenne i utrzymywanych przez jego ideologicznych czy instytucjonalnych spadkobierców” – pisze w swoim podsumowaniu Michał P. Garapich.

Mało tego, „vox populi” krzyczy: „Mandat społeczny organizacji etnicznych jest słaby z założenia, powstał bowiem w ramach arbitralnych decyzji, inercji pokoleniowej, kulturowego zwyczaju sukcesji władzy (słynna karuzela prezesów) nie zaś w wyniku (…) demokratycznych procedur”.

 

Gdzie nasze miejsce u nich?

Garapich stara się również analizować szanse polityczne Polaków w brytyjskim systemie politycznym. Okazuje się, że poniekąd partie lewicowo-liberalne są bardziej zainteresowane polskimi wyborcami i tu można będzie się spodziewać pewnych działań aktywizacyjnych. „Zdaniem brytyjskich informatorów dla torysów podobne działania potencjalnie mogłyby przynieść skutek przeciwny do zamierzonego, zwłaszcza w okręgach wyborczych, w których głównym ich konkurentem jest Partia Niepodległości Zjednoczonego Królestwa (UKIP)”.

Nic o nas bez nas - Cooltura nr 511 str. 2
Nic o nas bez nas – Cooltura nr 511 str. 2

Tutaj następuje pewna rozbieżność. O ile pytani przewidują, że lokalnie torysi nie będą tak radykalni wobec Polaków, to powstała niedawno grupa Friends of Poland in UKIP – przy zamknięciu podobnej grupy (Conservative Friends of Poland) u konserwatystów – budzi pewne niedowierzanie. Torysi stali się „bardziej papiescy od papieża”.

Co ważne, wstępne badania pokazują, że „aktywnie działający Polacy darzą brytyjski system polityczny głębokim zaufaniem i łączy ich przekonanie, że podobnie jak na rynku pracy – także w brytyjskiej polityce ciężka praca, determinacja i uczciwość gwarantują sukces”.

Kandydaci na radnych oraz związkowcy będą się starali oprzeć swoją kampanię wyborczą na zagrożeniu niestabilnością oraz na „antyimigracyjnych elementach brytyjskiego dyskursu politycznego”. Czy przyniesie to pożądany skutek? Zobaczymy.

 

Wydaje się, że Polacy najpierw postarają się uregulować swoje sprawy „etniczne”, a dopiero potem będą zdobywać „brytyjskie bastiony polityczne”, choć z drugiej strony jedno nie wyklucza drugiego.

Trudno nie zauważyć dużego rozgoryczenia młodego pokolenia tym, że w żaden sposób nie dostaje wparcia od starszych pokoleń, stowarzyszeń i organizacji. Dostało się też polskiej dyplomacji na Wyspach, gdzie Polacy szukają tego, czego nie znajdują w emigracji powojennej. Tu sytuacja jest trochę trudniejsza, bo o ile polskie jednostki dyplomatyczne obowiązują ustawy, o tyle u starej Polonii widać więcej zacietrzewienia i braku dobrej woli.

 

***

 

Paula Pustułka – socjolog. Absolwentka Uniwersytetu Jagiellońskiego. Doktorantka Bangor University w Walii Północnej.

 

Roch Dunin-Wąsowicz – socjolog. Absolwent Eugene Lang the New School for Liberal Arts oraz The New School for Social Research w Nowym Jorku. Doktorant w European Institute w London School of Economics and Political Science.

 

dr Michał P. Garapich – od dziesięciu lat zajmuje się problematyką migracji. Jego komentarz do badań można przeczytać poniżej.

 

***

Projekt „Nic o nas bez nas. Partycypacja obywatelska Polaków w Wielkiej Brytanii” jest współfinansowany ze środków finansowych otrzymanych z Ministerstwa Spraw Zagranicznych w ramach konkursu na realizację zadania „Współpraca z Polonią i Polakami za granicą w 2013 r.”.

***

 

Po co te badania?

Komentarz dr. Michała P. Garapicha – socjologa z University of Roehampton – do badań „Nic o nas bez nas”

 

Po prezentacji wyników badania jeden z obecnych gości zadał chyba najlepsze pytanie, jakie można postawić naukowcowi: „Czemu te badania mają służyć?”.

Na początek muszę zadeklarować, iż nie jestem osobą zupełnie neutralną w tej kwestii. Jako naukowcowi zależy mi na tym, aby badania były przedmiotem zainteresowania władz, aby władze je finansowały i aby naukowcy mieli coś do powiedzenia w ważnych debatach publicznych. Niemniej postaram się racjonalnie przedstawić też inne przyczyny, dla których uważam, że podobne badanie jest potrzebne i do czegoś się przydaje.

Badanie zostało zlecone Instytutowi Spraw Publicznych przez MSZ. Jak wiemy, od dwóch lat środkami budżetowymi przeznaczonymi na relacje z Polakami przebywającymi za granicą zarządza właśnie ten resort, wedle priorytetów wyznaczonych przez oficjalną politykę polonijną. Każda skuteczna i sensowna polityka społeczna opiera się na rozpoznaniu uwarunkowań i wymaga konkretnego rozeznania tego, czego ma dotyczyć. Zanim ktoś owe środki przydzieli, musi mieć wiedzę na temat społeczno-kulturowego obszaru, jakiego dana polityka dotyczy. A obszar polityki polonijnej jest dość skomplikowany.

Nasze badanie przede wszystkim pokazuje, jakim zróżnicowanym, kolorowym i dynamicznym tworem społecznym są poakcesyjne migracje z Polski i tworzone przez nie społeczeństwo obywatelskie w Wielkiej Brytanii. Badanie wskazuje na brak wspólnego rozumienia interesów Polaków i ich różnorodność. Pokazuje, iż polscy migranci wcale nie muszą tworzyć „polskich” organizacji i w dużej mierze działają w organizacjach, w których etniczny komponent nie jest dominujący. Badanie pokazuje także ogromną rozpiętość interesów politycznych i światopoglądową mozaikę polskich migrantów.

Po co te badania? - Komentarz Michała Garapicha - Cooltura nr 511
Po co te badania? – Komentarz Michała Garapicha – Cooltura nr 511

W tym sensie ktokolwiek tworzy i realizuje politykę polonijną – a mówimy tutaj o 60 mln złotych rocznie – winien mieć świadomość, iż polscy migranci w Wielkiej Brytanii to ogromnie zróżnicowana grupa. Winien wiedzieć, iż obok organizacji, które funkcjonują w orbicie zainteresowań MSZ jako reprezentacyjna i „elitarna” wersja polskich migracji, są też ludzie, których działalność jest równie ważna, ale których MSZ z różnych względów nie promuje czy nie wspiera w równym stopniu – czy na przykład polscy budowlańcy lub kucharze są traktowani podobnie jak pracownicy City? Każdy, kto chadza na wieczory do ambasady, dobrze wie, jak to jest. Podobnie polscy Romowie mieszkający w Anglii od lat 90. nie funkcjonują w orbicie polityki polonijnej, chociaż tutaj, jak wskazał mi podczas spotkania Sergiusz Wolski z polskiej ambasady, coś się zmienia na lepsze.

Badanie takie jak to jest więc formą oddania głosu ludziom i okazją do komunikacji z decydentami. To okazja do zabrania głosu dla tych, którzy nie są blisko „korytarzy władzy” i których opinie trudno przedzierają się do odpowiednich decydentów. W tym znaczeniu nauka społeczna jest formą wewnętrznej rozmowy, jaką społeczeństwo prowadzi ze sobą, starając się rozwiązać konflikty i rozładować napięcia.

Nasze badanie starało się pokazać stowarzyszeniowość migrantów z Polski w całej swojej kompleksowości, co każe też postawić pytanie o przyszłość i przygotować się na wyzwania zupełnie innej natury, jakie stoją przed nami oraz koordynatorami polityki. Owa dywersyfikacja Polonii będzie nadal postępować – rosną nowe pokolenia, pojawiają się Polacy z małżeństw mieszanych, tkwiący korzeniami w różnych kulturach, religiach, stylach życia. Wyobraźmy sobie na przykład, że za kilka lat pojawią się i szukać będą wsparcia organizacje zrzeszające polskich muzułmanów. Nie ma podstaw, aby wsparcia nie otrzymały (zwłaszcza że tradycje są, wielu znanych polskich muzułmanów było wśród emigracji powojennej), niemniej można sobie wyobrazić, że ze strony polityków mogą być opory, często związane ze stereotypami bądź przekonaniem, że to religia katolicka winna być traktowana priorytetowo.

Badanie identyfikuje i określa zmiany społeczne, a polityka polonijna, aby miała sens, winna za owymi zmianami nadążać oraz podejmować niejednokrotnie trudne decyzje dotyczące tego, kogo wesprzeć, a kogo nie.

Nie łudzimy się, że badanie będzie miało wpływ rewolucyjny, ale jednak decydentom pomoże zrozumieć pewne kwestie dotykające migrantów z Polski. Na końcu każdego badania znajdują się rekomendacje dla władz. Często są to dokładnie kwestie, jakie respondenci nam mówili i jakie podnosili. Raport będzie publiczny i może służyć jako argument w trudnym procesie zdobywania funduszy – nie tylko MSZ-owskich.

Oczywiście działam dostatecznie długo w tej dziedzinie, aby nie być zbyt naiwnym i mieć świadomość, że badania są często traktowane instrumentalnie, a zamawiający nawet nie czyta raportu, a jeśli już, to na pewno nie zamierza zmienić własnej praktyki działania. Mimo wszystko jednak uważam za bardzo pozytywne, że MSZ zdecydowało się na tego typu wgląd w migrację poakcesyjną. Podobne badanie ma bowiem jeszcze jeden istotny cel. Chodzi mianowicie o głębszą introspekcję i spojrzenie przez osoby zaangażowane społecznie i obywatelsko z większym dystansem na własną działalność i miejsce w skomplikowanej strukturze polskich skupisk. Świadomość różnorodności pozwoli z większą pokorą popatrzeć na fenomen polskiej emigracji. Fakt, że brakuje reprezentacji Polaków, może też pobudzić do refleksji na temat tego, na ile jest ona w ogóle możliwa i w jakim celu należy ją tworzyć. Podobne badanie pozwoli więc organizacjom mającym ambicje reprezentowania Polaków na większą świadomość własnych ograniczeń, a co za tym idzie – lepszą artykulację interesów, jakie chcą realizować.

 

 

 

>>>>>