Kilka miesięcy temu w South Kensington odbyła się walka o utrzymanie w polskich rękach „Ogniska Polskiego” – klubu i budynku. Nastąpiła masowa mobilizacja oraz masowe wręcz zapisywanie się do klubu. Zarząd „Ogniska” wycofał się z pomysłu sprzedaży. Miejsce historyczne zostało uratowane, jednak ostatnio znowu ogłoszono mobilizację.
W tej historii nie ma Polaków, nie ma „nas”. W tej historii są jedynie „my” i „oni”. „My” nie jesteśmy „onymi”, ale „oni” tak nazywają tych, co mówią, że są „my”. Z drugiej strony „oni” sami siebie nazywają „my”. Zatem „my” dla nich jesteśmy „oni”, a „oni” mówią o sobie „my”. W takim razie kto jest kim?
Po „wygranej” kilka miesięcy temu walce przeciwko sprzedaży „Ogniska Polskiego” nastąpiła euforia. Sprzedaż ogłosił były już prezes Andrzej Morawicz. Zostało zwołane walne zebranie członków, którzy zagłosowali przeciwko sprzedaży. Andrzej Morawicz ustąpił ze stanowiska. Członkiem klubu pozostał. Nowym prezesem natomiast została Barbara Kaczmarowska-Hamilton. Niestety, nie porządziła zbyt długo. Została odwołana. Na jej miejsce powołano Jerzego Kulczyckiego. Kiedyś już był prezesem. Teraz ma ponad 80 lat.
W ostatnią niedzielę znowu zwołano nadzwyczajne walne zebranie członków. Tym razem musieli wybrać pomiędzy dwoma firmami, które miałyby zająć się restauracją zlokalizowaną na parterze budynku.
Oferentów było początkowo pięciu: właściciel restauracji „Tatra” z Shepherd’s Bush; Bracia Gessler, prowadzący obecnie inną znaną i historyczną polską restaurację – Daquise, zlokalizowaną zresztą niedaleko od „Ogniska”; książę Jan Woroniecki, właściciel restauracji „Baltic”, a kiedyś również restauracji „Wódka” oraz „Chez Keristoff”; firma Concerto, która od czasu do czasu wykorzystuje pomieszczenia „Ogniska”, oraz dotychczasowy najemca restauracji „Ognisko Polskie”.
Ze względów finansowych na placu boju pozostały dwie firmy – Jana Woronieckiego oraz Concerto. To właśnie o nie toczył się spór. Concerto było faworytem większości zarządu klubu, natomiast Woroniecki faworytem mniejszości, która potem okazała się większością.
Co ważne, żeby już dalej nie gmatwać, tak naprawdę głosowanie nad wyborem restauratora było swego rodzaju głosowaniem nad votum nieufności dla zarządu. Zarząd je przegrał, i to sromotnie. Za księciem Woronieckim głosowało 131 członków. Za Concerto zaledwie 32.
Co jest ważnego w głosowaniu nad tym, kto będzie gotował w „Ognisku”? Niby nic, jednak już na wstępie w klubie wytworzyły się dwie grupy. Niestety, nie działają razem i nie widać chęci współpracy. Widać za to manifestacje, wzajemne oskarżenia, gburowate odzywki, setki (!!!) maili do i od członków. Zdarzają się oszczerstwa i straszenie policją, adwokatami, sądem i wszelkiego rodzaju instancjami „z tego i nie z tego świata”. Do tego wsparcie od „kolegów Węgrów”, strona na Facebooku „w obronie Ogniska” i wyczuwalna niechęć kelnerów z egzystującej w klubie jeszcze restauracji. Wszystko po to, żeby ochronić „Ognisko Polskie”. Przed kim? Przed „nimi”. Kim są „oni”? To ci, którzy szkodzą „Ognisku”! Czyli? Jedna i druga strona.
Jednak na scenie pojawia się w sumie kilka osób. Marek Stella-Sawicki, wiceprezes zarządu klubu, wraz z małżonką, również zasiadającą w zarządzie; Włodzimierz Mier-Jędrzejowicz, sekretarz zarządu klubu; Barbara Kaczmarowska-Hamilton, była prezes zarządu klubu oraz Jerzy Kulczycki, obecny prezes zarządu klubu. Na razie o innych osobach pisać nie będę, bo sprawa i tak jest zagmatwana. Dajmy zatem głos zainteresowanym.
Marek Stella-Sawicki:
Klub „Ognisko” ma bardzo starą i bogatą tradycję. Patriotyzm jest dla nas bardzo ważny. Realia są takie, że patriotyzm nie płaci rachunków ani podatków. W tym budynku roczne podatki miejskie (council tax) wynoszą ponad 80 tys. funtów. W tej chwili klub traci prawie 900 funtów na miesiąc.
Jeśli miesięcznie tracisz prawie 1000 funtów, to w ciągu dziesięciu miesięcy stracisz 10 tys. funtów. Ja naprawiłem w tym budynku dach, naprawiłem wypadające okna. Polish Heritage Society, w którym jestem prezesem, zapłacił za odmalowanie frontu budynku, bo był brudny. Odpadał tynk i stara farba. Żeby zrobić w środku remont, potrzeba ćwierć miliona funtów na inwestycje, i ja uważam, że jesteśmy niesłychanymi szczęściarzami, że znaleźliśmy dwóch ludzi, którzy mają zdolności biznesowe oraz kapitał do zainwestowania.
W tej chwili, gdyby weszła tu jakakolwiek inspekcja BHP, to by zamknęli kuchnię, bo w toalecie można gotować lepiej niż w tej kuchni. Ten budynek ma 29 lat kompletnego zaniedbania i rabunkowej gospodarki.
Poza sprawami finansowymi są też ogromne sprawy „health and safety”. W ciągu ostatnich sześciu miesięcy moja żona z naszego domowego budżetu zapłaciła za ochronę przeciwpożarową oraz za inspekcję przeciwpożarową. Musieliśmy pozbyć się na nasz koszt wszystkich połamanych sprzętów, krzeseł itp., które zagradzały wszelkie możliwe wyjścia ewakuacyjne. Zapłaciliśmy za oświetlenie niebezpiecznych miejsc, przedłużyliśmy czujniki do systemu kontrolującego alarmy przeciwpożarowe. Myśmy się skoncentrowali na rzeczach poważnych. Nie na bzdurach.
Od trzech tygodni na Facebooku pod hasłem walki o „Ognisko” grupa ludzi osobiście używa pomówień, szerzy plotki oraz kieruje wobec mnie i mojej małżonki oszczerstwa. Ja poinformowałem już o tym policję brytyjską i jeżeli trzeba będzie, tę sprawę oddam adwokatowi. To jest niedopuszczalne.
Znam „Ognisko” od 45 lat i czegoś takiego jeszcze nie widziałem w życiu. To jest polskie piekiełko.
W tej chwili obrót roczny „Ogniska” to 159 tys. funtów, z czego trzy największe części – 48 tys. – daje restauracja, 21 tys. szkoła baletowa oraz Uniwersytet Jagielloński. Jeżeli te rzeczy zostaną zlikwidowane i wsadzimy na to 60 tys. Woronieckiego, to mamy stratę od razu. Oferta Concerto to dla nas oczywisty zarobek kilkudziesięciu tysięcy rocznie i nikogo nie musimy wyrzucać.
(Marek Stella-Sawicki odmawia odpowiedzi na pytanie o odwołanie Barbary Kaczmarowskiej-Hamilton i odsyła w tej sprawie do Włodzimierza Mier-Jędrzejowicza jako osoby kompetentnej).
Barbara Kaczmarowska-Hamilton:
Trudno zrozumieć tę sytuację, bo mamy polski klub i chcemy mieć polską restaurację, i musimy walczyć o to, co nam się właściwie należy. Woroniecki jest polskim restauratorem. Szalenie sławnym. Naturalną koleją rzeczy jest, że wchodzi taki restaurator z takim sukcesem i razem rośniemy w siłę. Zarząd zadecydował inaczej, bo chcą firmę Concerto. To jest firma, która urządza imprezy niepolskie. Concerto zapłaciłoby więcej za wynajem dwóch pięter. Ale nam nie chodzi tu o pieniądze, tylko chodzi nam o polskość, o tradycje, o dobre jedzenie i o to, żebyśmy robili rzeczy, które służą nam.
Zostałam odwołana dlatego, że ja byłam przeciwna Concerto, a poza tym… właściwie nie wiem, dlaczego zostałam odwołana. Musiałby pan zapytać pana Sawickiego i Mier-Jedrzejowicza. Słyszałam, że oni uważają, że jestem niezorganizowana, ale 11 wspaniałych imprez zorganizowałam i setki osób przyszło, a oni nie zorganizowali nic. Fasada została wymalowana przy pomocy pana Sawickiego i jego organizacji Polish Heritage Society i wszędzie ta wiadomość była podawana w prasie, natomiast nikt nie powiedział, że pan Mier-Jędrzejowicz, sekretarz, podpisał wynajem na 15 lat jednego pokoju dla tej organizacji. Ten fakt był ukryty i członkowie nie wiedzieli o tym. To jest zatajenie prawdy i z tym nie można się pogodzić.
To spotkanie dzisiejsze dotyczy wyboru restauracji, ale tak naprawdę jest zorganizowane po to, żeby członkowie dowiedzieli się, co się dzieje w tym klubie.
Jerzy Kulczycki:
Jeżeli Woroniecki wygra, ja rezygnuję. Ja nie mogę z siebie robić durnia. Mam swoje osiemdziesiąt parę lat.
Dwie rzeczy zasadnicze nie zostały powiedziane. Po pierwsze, Concerto nie chce sali na piętrze cztery razy w tygodniu, a jeden raz. W tej chwili szkoła baletowa zajmuje salę przez cztery dni w tygodniu. Jeżeli przyjmiemy ofertę Woronieckiego, będziemy musieli wypowiedzieć umowę szkole baletowej i jest to dla nas strata pieniędzy – ponad 20 tys., czyli te pieniądze trzeba odjąć od tej oferty. Jeśli doprowadzimy do straty, to nie my będziemy sprzedawali „Ognisko”, tylko banki.
Ja uważam, że wynik tego głosowania mnie obliguje, dlatego ja będę rezygnował, ponieważ oferta Woronieckiego nie gwarantuje stabilności finansowej „Ogniska”.
Znowu Dobroniak:
Brakuje dyskusji i próby wypracowania kompromisu. Negocjacje nie polegają na tym, żeby postawić na swoim. Zgadzam się, że „Ognisko” musi się finansować. Zgadzam się z tym, że powinno być polskie, choć to klub polsko-brytyjski (pierwszym prezesem klubu był Brytyjczyk). Można te rzeczy pogodzić. Fajnie, że zostały zrobione niezbędne remonty. Fajnie, że „Ognisko” zaczęło żyć i odwiedza je coraz więcej osób. Ale, do jasnej cholery, usiądźcie i dogadajcie się, a nie obrażajcie się nawzajem! To, co się teraz dzieje, to kpina!
(Czekam na odpowiedź Włodzimierza Mier-Jędrzejowicza, który w momencie oddawania gazety do druku nie zdążył jeszcze odpowiedzieć na zadane pytania.).
Patriotyzm kocham, ale patriotyzm nie płaci podatków.
I jeszcze o „Ognisku” – 08/03/2013 – Cooltura 468
W ostatnim numerze „Cooltury” nie było odpowiedzi na pytania zadane panu Włodzimierzowi Mier-Jędrzejewiczowi, sekretarzowi Komitetu Zarządu „Ogniska Polskiego”. Niniejszym to czynimy.
Włodzimierz Mier-Jędrzejowicz:
Podkreślam, że odpowiadam tylko we własnym imieniu.
Sprawa odwołania Pani Hamilton jest sprawą wewnętrzną Komitetu Klubu. Muszę zapytać Komitet, łącznie z Panią Hamilton, czy mi pozwolą odpowiedzieć.
Polish Heritage Society w zamian za odnowienie frontu (koszt oceniam na £15.000) otrzymało zgodę, by raz na miesiąc spotykać się na godzinę w jednym z mniejszych pokoi w „Ognisku” przez 15 lat (wartość szacuję na £7.000).
Osoby, które zwołały Nadzwyczajne Walne Zebranie w niedzielę, podały w porządku (obrad – przyp. red.) punkt 5 słowa mniej więcej (nie mam ich listu przed sobą): „Vote on preferred restaurant offer”. Czyli głosowanie było w celu przekazania Komitetowi klubu preferencji członków, nie w celu zobowiązania Komitetu. Zarząd oczywiście musi poważnie podejść do wyniku głosowania.
Oczywiście jest moralnie wiążąca (decyzja walnego zebrania – przyp. red.). Komitet klubu musi powrócić do negocjacji z Panem Woronieckim.
Lecz ani wnioskodawcy, ani głosujący nie zobowiązali Komitetu do specyfik. I w tej mierze nie jest obowiązująca.
Czyli muszą wpierw odbyć się te negocjacje. I dopiero wtedy Komitet będzie mógł członkom przedstawić wynik pertraktacji do wiążącej decyzji.
Komentarz Dobroniaka:
Wydaje się, że wielka nagonka prowadzona przez „akcję społeczną” była zupełnie niepotrzebna. W kuluarach dało się często słyszeć: „Wybieramy mniejsze zło”. Powstaje pytanie: skoro wybierano „zło”, to komu zależy na dobru klubu? Niestety, trudno mi spostrzec dobre intencje po jednej i po drugiej stronie. Niemniej jednak trudno się nie zgodzić, że największą krzywdę „Ognisku” robią ci, którzy występują w celu jego rzekomego ratowania. Trudno mi zrozumieć, że może być tyle zacietrzewienia po obu stronach, że nie potrafią się dogadać. Zastanawiam się, komu też zależy, żeby przy „Ognisku” cały czas utrzymywać atmosferę zagrożenia. Każdy rozgrywa swoją wojenkę przy okazji debaty nad wyborem restauratora!!! Co będzie, jak będzie się decydować o rzeczach ważniejszych? Takie wojenki to temat szerszy – poruszam to też w tekście obok. A co najbardziej bawi w tym wszystkim? W niedzielę, 3 marca, podczas wieczorku literackiego w „Ognisku” catering zapewniał jeden z „przegranych” – restauracja Tatra z Shepherd’s Bush. Dwóch się bije, trzeci korzysta.
Na co było Wam te szabelki ostrzyć?