„Ognisko” zapalne

Kategorie Publikacje

Stało się to, przed czym przestrzegał ks. Jasiński, odsądzany od czci i wiary za to, że w imieniu zakonu marianów sprzedał podlondyńską posiadłość Fawley Court: „Ognisko Polskie” w najbardziej prestiżowym miejscu w Londynie nie będzie pełniło swoich funkcji. Nie ma pomocy z zewnątrz, nie ma na nie pomysłu, a niedługo „nie będzie niczego”.

 

Frontowe wejście do Ogniska Polskiego
Frontowe wejście do Ogniska Polskiego

 

Przed zarządem „Ogniska Polskiego”, zwanego oficjalnie „Polish Hearth (Ognisko) Club”, stoi nie lada wyzwanie. Od dwóch tygodni padają nań gromy praktycznie ze wszystkich stron. Można odnieść wrażenie, że Polonia zjednoczyła się przeciwko jednemu wrogowi. Tym wrogiem jest zarząd „Ogniska Polskiego”, a konkretnie jego prezes Andrzej Morawicz, który ogłosił plany sprzedaży tego historycznego miejsca.

Niby wszystko jasne, niby kolejna wojenka, ale… Właśnie, zawsze jest jakieś „ale”.

 

„Ognisko”? Co to w ogóle jest???

– Co to za nazwa jest? – pyta zdumiony Adam, kiedy pytam go, czy wie, że coś takiego istnieje. – Ognisko to fajnie się rozpala i ziemniaki z niego fajnie smakują – odpowiada ze śmiechem, kiedy zadaję pytanie w stylu: „Co z tym »Ogniskiem«?”. Niestety, nigdy nie słyszał o tym przybytku, a na Exhibition Road jest dosyć często, regularnie odwiedzając wystawy w Victoria i Albert Museum. Adam jest grafikiem. Jego córka natomiast jest zakochana w Muzeum Historii Naturalnej i Muzeum Nauki, które znajdują się w bezpośrednim sąsiedztwie „Ogniska Polskiego”. Wejście do „Ogniska” jest dokładnie naprzeciwko głównego wejścia do Imperial College (odbija się ono w wypolerowanej tabliczce z nazwą polskiego ośrodka).

Exhibition Road to jedna z najbardziej reprezentacyjnych ulic Londynu. Zaczyna się przy stacji South Kensington, a kończy przy Hyde Parku. To właśnie przy tej części ulicy znajduje się Muzeum i Instytut Generała Władysława Sikorskiego. Wokół pełno ambasad, konsulatów i rezydencji ambasadorów. Ulica jest tak popularna, że postanowiono jakiś czas temu zrobić z niej jeden wielki deptak z ograniczonym ruchem samochodowym. Jest dwupoziomowa. Dokładnie pod ziemią ciągnie się tunel pomiędzy stacją metra a Muzeum Nauki.

We wtorek o 10 rano ulicę przemierzają tłumy, zahaczając o otwarte od rana kafejki i bary kanapkowe. Te lepsze restauracje otworzą swoje podwoje dopiero w porze lunchu.

W takim sąsiedztwie, z drzwiami od ulicy, od 72 lat istnieje „polskie serce Londynu”.

Zostało otwarte w 1940 r. przez księcia Kentu dla żołnierzy Polskich Sił Zbrojnych. Nieopodal znajduje się Brompton Oratory, kiedyś główny polski kościół w Londynie. Tuż przy stacji South Kensington jest też najstarsza polska restauracja w Londynie – Daquise. Zaledwie 100 metrów od „Ogniska Polskiego”. Restauracja jest bardzo popularna (AA Gill z „The Times” przyznał jej aż pięć gwiazdek), obecnie jej właścicielami są bracia Gessler – najbardziej znani polscy restauratorzy. Za poprzednich właścicieli (prowadzących inną bardzo dobrą restaurację – „Malina”, niedaleko Hammersmith), tuż po wojnie i w latach późniejszych, spotykali się tam generał Władysław Anders, prezydent Kaczorowski oraz Sabbat. Czasem wpadała księżna Diana. W jej wnętrzach Woody Allen nakręcił jeden ze swoich filmów. „Miejsce szałowe” – jak mawiała moja starsza koleżanka. Dlaczego więc w takim miejscu, pośród świetnie prosperujących interesów i instytucji, „Ognisko Polskie” nie nadaje się do niczego?

 

Po nas choćby i potop

Sytuacja jest trudna. Upadek albo – inaczej – zamieranie „Ogniska” postępuje z roku na rok. Pytanie: dlaczego? W Londynie jest kilkaset tysięcy Polaków, dlaczego więc przychodzi tam zaledwie kilkunastu?

Obawiam się, że starsze pokolenia emigracji nie wyzbyły się lęku przed nowym. Ci ludzie żyją jeszcze w II Rzeczpospolitej. Nie zdają sobie sprawy z nowoczesnego zarządzania i po prostu się go boją. Myślę, że boją się wszystkiego, a głównie młodych Polaków, którzy od 2004 r. wręcz zalali Londyn i całą Wielką Brytanię. Na tej podbudowie nie stworzyli nowego programu, który w jakiś sposób mógłby zainteresować młodych.

Tak właśnie zaczęły umierać polskie miejsca nie tylko w Londynie, ale w całej Wielkiej Brytanii. Co ciekawe, nie dlatego, że nie były potrzebne, ale często dlatego, że ktoś miał takie „widzimisię” i był najzwyczajniej w świecie łasy na pieniądze. Dozgonnym przykładem jest tutaj Stowarzyszenie Polskich Kombatantów, którzy wyprzedawali majątek uzyskany z testamentów swoich członków i często wbrew ich ostatniej woli sprzedawali budynki mające służyć polskim społecznościom.

Czy teraz podobnie będzie z Ogniskiem Polskim? Sytuacja jest trudna, ponieważ nikt spoza członków klubu nie ma żadnego wpływu na to, co się z nim będzie działo. Pozostaje na razie jedynie dobra wola zarządu. Tylko czy tej dobrej woli wystarczy?

Ognisko powinno pozostać polskim miejscem. Co do tego nie mam wątpliwości. Znajduje się w bardzo popularnym miejscu. To miejsce historyczne – jest tam sala teatralna oraz balowa, sporo innych pomieszczeń, bar i – kiedyś bardzo znana i najlepsza w mieście – polska restauracja. Ta ostatnia podupadła. „The Independent” na swoich łamach nazwał ją „polskim żartem”.

 

Cooltura numer 426 str. 2
Cooltura numer 426 str. 2
Cooltura numer 426 str. 1
Cooltura numer 426 str. 1

Epitafium

Nie mam też wątpliwości, że mimo dobrej woli prezesa „Ogniska” Andrzeja Morawicza, który chętnie udostępnia sale polskim instytucjom oraz organizacjom, jest ono po prostu fatalnie zarządzane. Tam potrzeba dobrego menedżera i dobrego biznesplanu.

Fajnie, że tyle osób zaangażowało się w obronę tego miejsca. Szkoda, że interwencja przychodzi, jak zwykle, późno. Mleko nie jest jeszcze rozlane, ale zaczyna już wyciekać. Kiedy sprzedawano Fawley Court, nie było nikogo, kto by zaproponował coś konstruktywnego – oprócz tego, że to miejsce ma być i tyle. Kiedy mleko się rozlało (czyt. sprzedano posiadłość), nagle niektórzy przypomnieli sobie, że są Polakami, i zaczęli jakąś kuriozalną walkę.

Teraz może być podobnie. Bo nie mam wątpliwości, że z Morawiczem zetrą się różne grupy interesów i każdy będzie chciał coś ugrać. A jest o co walczyć. Ognisko Polskie według „Evening Standard” warte jest 20 mln funtów – tak, sprzedażą zainteresowała się również brytyjska prasa.

Pan Andrzej Morawicz wraz z zarządem musi również pamiętać, że pomimo iż teraz wydaje się, że racja i prawo stoją po jego stronie, to łaska opinii publicznej na pstrym koniu jeździ.

Co teraz? Nie ma co się oszukiwać, informacja o „Ognisku” zmobilizowała i zjednoczyła w walce wszystkie polskie grupy społeczne, nawet te, które do tej pory nie pałały do siebie sympatią. Niektórzy chcą organizować wiec w obronie tego miejsca, inni szukają rozwiązań prawnych, jeszcze inni tworzą różnego rodzaju lobby. Sprawą interesuje się też polska ambasada. Ustami jej rzecznika Roberta Szaniawskiego poinformowano naszą redakcję, że „ambasada jest w stałym kontakcie z zarządem »Ogniska«, z którym prowadzone są rozmowy na temat przyszłości budynku”. Jeśli jednak budynek zostanie sprzedany (a raczej prawo do jego dzierżawy), to będzie to suwerenna decyzja zarządu i na razie nic nie wskazuje na to, że ktokolwiek będzie mógł w tym przeszkodzić. Być może to będzie jedyna rynkowa decyzja podjęta przez te wszystkie lata przez zarząd.

Do sprawy wrócimy w następnym numerze. Naszych czytelników zachęcamy do przesyłania na adres redakcji swoich opinii na temat tego miejsca (adresy w stopce redakcyjnej na str. 4 naszego magazynu). Jeśli ktoś z naszych czytelników zna również jakieś istotne fakty odnoszące się do tego miejsca, również zachęcamy do podzielenia się nimi. Na razie sprawa „Ogniska” pozostaje otwarta…

 

 

 

>>>>>


Leave a Reply