Papusza - Kinoteka - Cooltura nr 528
Papusza – Kinoteka – Cooltura nr 528

Film pokazujący życie romskiej poetki zainaugurował festiwal filmowy „Kinoteka”. Festiwal będzie trwał do końca maja, a jego motywem przewodnim będzie retrospekcja Waleriana Borowczyka. O ile „Kinoteka” jest godnym polecenia przedsięwzięciem Instytutu Kultury Polskiej w Londynie, to już sam film nie bardzo.

„Papusza” opowiada o życiu Bronisławy Wajs, romskiej poetki, która od swojej matki dostała imię „Lalka”, czyli po romsku „Papusza”.

Jest to pierwszy film fabularny o życiu pierwszej cygańskiej poetki, której wiersze pierwszy raz w historii zostały wydrukowane i pierwszy raz trafiły do masowego czytelnika.

To pokrótce.

Papusza sama nauczyła się czytać, sama też zaczęła pisać wiersze, chociaż kwestią sporną jest to, czy rozumiała, czym jest to, co wychodziło spod jej pióra.

Papusza od początku była dyskryminowana w swoim środowisku za umiejętność czytania i pisania.

Na jej twórczość trafił przypadkiem Jerzy Ficowski, który po zakończeniu II wojny światowej przez kilka lat ukrywał się w cygańskim taborze przed komunistycznym aparatem bezpieczeństwa. Dzięki niemu wiersze Papuszy trafiły do Jana Brzechwy, a potem do szerszej publiczności.

Być może wiersze i pieśni napisane przez Papuszę są piękne – twórcy filmu niezbyt eksponowali jej twórczość. Skupili się natomiast na samej „poetyckości” obrazu. Film to przede wszystkim „granie pauzą”, przez co po godzinie po prostu staje się nudny. Często pojawiają się sceny, z których nic nie wynika, a na dodatek wydają się ciągnąć w nieskończoność. Nie można powiedzieć – są pięknie skadrowane. Jednak gdybym chciał obejrzeć nieruchome obrazki, to poszedłbym do galerii. Poza tym podczas projekcji przez większość czasu widzów ogarnia świdrująca cisza. Jest tylko obraz. Tylko. Żadnej akcji, dźwięku, nic.

Zastanawiam się, czy Krauzowie nie zmarnowali szansy? Z drugiej strony to ich sprawa, jak pokazali życie Bronisławy „Papuszy” Wajs. Może się komuś nie podobać. Mnie się nie podobało. Nie wątpię, że wielu się spodobało. Przynajmniej oficjalnie.

W Polsce film zdobył popularność wśród krytyków.

Jedno jest pewne – „Papusza” Krauzów nie jest kinem popularnym. Jest kinem bardzo, ale to bardzo artystycznym. Godnym Bergmana, festiwalu w Karlovych Varach czy czegoś podobnego.

Może gdybym obejrzał film jeszcze raz, znalazłbym coś, czym mógłbym się zachwycić. Niestety, szybko się to nie stanie – na razie film mnie bardziej odstrasza, niż przyciąga.

Taka karma.

 

Więcej na temat festiwalu filmowego „Kinoteka”