Jeśli Mann i Materna spotykają się razem podczas pracy, to zapewne wyniknie z tego jakaś ciekawostka. W przypadku tej książki taka – wymyślona właśnie przez mnie – teoria jak najbardziej się sprawdza. Książka jest ciekawostką i sama zawiera kilka ciekawostek – ze świata minionego, choć niedawnego. Treści przy tym niewiele, ale chyba też nie o to autorom chodziło. Chyba.

Ta książka jest dla wszystkich. I dla tych mało piśmiennych”, i dla tych „piśmiennych” aż zanadto. Rozstrzelony druk, zdobienia graficzne, dużo zdjęć. To taka książka, którą chciałoby się mieć na półce, bo i ładnie na niej wygląda, i nazwiska autorów są zacne.
Nikt nikogo tu zresztą nie oszukuje, bo autorzy sami przyznają, że książkę napisali dla pieniędzy. Ale niech nie
zmyli nikogo ten wstęp. On w żadnym wypadku nie jest negatywny – zaznaczam to wyraźnie, żeby uniknąć posądzeń o sceptycyzm. Książkę czyta się szybko i gładko. Opowieści są przy tym na tyle ciekawe, że człowiek, siadając wieczorem w fotelu i rozpoczynając lekturę, szybko zapomina o świecie rzeczywistym i przenosi się w ten dawny.
Obaj panowie znani są ze specyficznego poczucia humoru, dlatego nie dziwią robione przez nich dowcipy, których ofiarami stali się „wycieczkowicze” na polskim transatlantyku „Stefan Batory”. Praktycznie wszyscy na statku byli w pracy – Mann i Materna mieli rozbawiać towarzystwo, a pasażerowie nie jechali zwiedzać, lecz zajmowali się profesjonalnym handlem – zastępując i udrażniając niewydolny system handlu zagranicznego w PRL-u. Z uśmiechem na ustach czyta się również wspomnienia obu panów z wyjazdów do USA – zarówno tych wspólnych, jak i „pojedynczych”. Po lekturze opowieści zza Oceanu człowiek po raz kolejny dochodzi do wniosku, że jednak Polonia amerykańska jest „trochę inna”.

Można śmiało dodać książkę obu komików na półkę dla socjologów i antropologów kultury, bo pomimo jej lekkiego tonu jest to kawał dobrej, niedawnej historii. Panowie jeździli na szkolenia dla marketingowców jeszcze wtedy, gdy nikomu nie śnił się w Polsce wolny rynek. Urzekająca jest również historia, jak wraz z ekipą telewizyjną prowadzący „Za chwilę dalszy ciąg programu” pojawili się na wyścigach Formuły 1. Nie zdradzę jej, bo warto ją przeczytać samemu, jednak można tu z przymrużeniem oka zacytować hasło z komunistycznej Polski: „Telewizja kłamie”. Tutaj nie tyle kłamała, co dzięki obu panom „wyszła naprzeciw przyszłości” – nic więcej nie napiszę, sprawdźcie sami. Generalnie polecam. Cztery gwiazdki książka Wojciecha Manna i Krzysztofa Materny dostaje jedynie za to, że nie jest zbyt długa. Ale chyba nie o to w niej chodzi. Liczy się wszak treść.
Postanowiłem zaryzykować i powiedziałem szeryfowi, że za dwa miesiące nie będzie nas w Ameryce. – Wiem – oświadczył. – Biorę 50 i nie będę was ścigał.
Więcej na:
>>>>>>>>>>