Jeśli ktoś rozumie określenie, które jest też grupą na Facebooku: „Tkliwi nihiliści opanowujący pozycję dystansu”, może śmiało tę książkę przeczytać. Pod warunkiem że cytowany dystans już został osiągnięty. „Pokalanie” nie jest książką popkulturową, ono jest o „polkulturze”. Trochę dziwnej, lapidarnej. Można użyć jeszcze wielu trudnych słów, żeby ją opisać. Tylko po co?

Czyta się - Cooltura nr 449
Czyta się – Cooltura nr 449

Czerwiński po napisaniu tej książki w 2005 r. został okrzyknięty „nowym Hłasko”. Przez to zaczęto ją czytać niejako z obowiązku. Osobiście nie rozumiem tego porównania, ale też nie wszyscy muszą zrozumieć to, że ja książkę tę mogę porównać najwyżej do twórczości Michela Houellebecqa, którego nazwiska nie jestem w stanie nigdy zapamiętać i wymówić poprawnie, a którego „Poszerzenie pola walki” podsunął mi kolega. Ono z kolei rozbawiło mnie przez to, że spostrzeżenia tu zawarte z grubsza pokrywają się z moimi. I tutaj jest właśnie „miś na miarę naszych możliwości”, który jest wspólny u obu autorów i powoduje, że ośmielam się obie „knigi” porównywać. Tylko po co ja to robię?

Jeśli masz lat trzydzieści parę, to ta książka jest o twojej wczesnej bądź późnej młodości. Niestety, wystarczy „pięć lat mniej” i można – nie znaczy, że trzeba – w ogóle jej nie zakumać. Piotr Czerwiński w dość potoczny sposób opisuje rzeczywistość, o co niektórzy mają do niego pretensje. Czego też nie rozumiem, bo rzeczywistość nie jest gładka i słodka. Jeśli ktoś przez chwilę przynajmniej pracował w jakiejkolwiek korporacji albo „odnowionej” przez kapitalizm socjalistyczno-komunistycznej firmie, wie, że to był gówniany świat oparty na oparach alkoholu, opowiadaniach o tym, kto kogo przeleci, i twardym skurwysyństwie w relacjach pracownik-menedżer-dyrektor-prezes.

Nie ma co się oszukiwać. Ci wszyscy światowi menedżerowie z początku lat 90. traktowali Polskę po pierwsze jako zesłanie, a po drugie jak Dziki Zachód. Powodowało to, że po pierwsze swoją frustrację z powodu „awansu na Wschód” odreagowywali na otoczeniu, a po drugie śrubowali normy polskim pracownikom, niczym obecnie w chińskich fabrykach.

Polscy pracownicy też odreagowywali. Zazwyczaj ścieżka „reakcji” wyglądała tak: prezes opieprzył dyrektora, dyrektor menedżera, menedżer pracownika, a pracownik opieprzył w domu żonę i szedł pić. Gorzej, jak żony nie było, czego doświadcza bohater „Pokalania”. Wtedy od razu szło się pić. Bohater był w gorszej sytuacji. Nie dość, że zaczynał picie wcześniej od „tego z żoną”, ponieważ omijał etap „pracownik opieprzył w domu żonę”, to jedyne, co mógł zrobić, jeśli pił przy „obszczanym murku”, to pieprznąć sobie butelką o ścianę. Co się oczywiście w książce dzieje.

Rozbijanie butelek o ścianę jest tu w sumie nieprzypadkowe i wręcz okazuje się na końcu, że metaforyczne. Okazuje się również, że książka pomimo pozorów „pokoleniowego bełkotu” jest bardzo dobrze przemyślana i zaplanowana. Cóż, Czerwiński zawarł w niej przemyślenia i wnioski z lat grubo trzydziestu. A że niektórzy mają pretensję, że zbyt wulgarne? Hm… Nie jest to opowieść fikcyjna. To się działo. Tak było.

Nie będę wchodził w polemikę na temat tego, czy opisywanie korporacyjnej rzeczywistości wychodzi Piotrowi Czerwińskiemu, czy nie. Jestem przekonany, że udało mu się to w „Pokalaniu”, jak i jego najnowszej „Pigułce wolności”.

Jeśli natomiast ktoś zarzuca autorowi – zaraz po wulgarnościach – że w jego prozie dużo jest o dupach, to cóż… Tak zbudowany jest świat. Na dupie się zaczyna i na dupie się kończy. Jak byśmy nie czarowali. Większość ludzi to nie indyjscy święci, ale zwykli członkowie ludzkiego stada. A w stadzie chodzi głównie o przetrwanie i podtrzymanie gatunku. Jak w życiu.

 

Errata:

Jak słusznie zauważył Piotr Czerwiński, książka została napisana w 2003 roku, natomiast wydana dopiero po dwóch latach nakładem Świata Książki.


Leave a Reply