Ten temat jest ważny dla wszystkich Polaków, bo opowiada o tej części historii Polski, która działa się poza jej granicami. Nagle okazuje się, że jest „ukryte pokolenie”, a sama dyskusja na temat pokoleń brytyjskiej Polonii rozgorzała po raz kolejny (pisze także o tym w swoim felietonie Wiktor Moszczyński. felieton ukazał się w londyńskim Tygodniu Polskim oraz tygodniku Cooltura nr 665). Szkoda, że rozgorzała dopiero teraz. Jednak żałować powinno to pokolenie, które nie wykorzystało swojej szansy.
Wiktor Moszczyński w swoim felietonie porusza kwestię swojego pokolenia. Pokolenia Polaków, którzy Polskę początkowo znali tylko z opowiadań. Nie mogli po II wojnie światowej do Polski wyjechać, tak jak ich rodzice. Chcąc nie chcąc szybciej się w społeczeństwie brytyjskim asymilowali. A po pierwszym powojennym pokoleniu, przyszło drugie, które robiło podobnie. Jest jedna różnica. Polacy z fali emigracyjnej po 2004 roku rzadko, jeśli w ogóle, nazywają siebie Polonią. I nie wynika to z tego, że nie czują się Polakami, a z tego, że kontakt z krajem mają tak silny jak nigdy dotąd nie miało żadne pokolenie emigracyjne. I tego właśnie brakuje pokoleniu Wiktora Moszczyńskiego. Kontaktu.
Ten kontakt był utrudniony już w 2004 roku właśnie pomiędzy pokoleniami. Pokolenie Wiktora Moszczyńskiego i jego rodziców podchodziło do nowej fali emigracyjnej, jak nie przymierzając, pies do jeża. I nie chodzi mi tutaj o samego Wiktora, który jako jeden z pierwszych, jeśli nie pierwszy, wyciągnął rękę do nowej fali i wprowadzał ją w arkana życia wojennej i powojennej Polonii. Za to należy mu się szacunek i wdzięczność.
Większość organizacji i polskich instytucji nie była tak otwarta na nowe i traktowała Polaków którzy przyjechali tu masowo z niechęcią a czasem nawet pogardą – jeśli nie z ogromnym dystansem.
Właśnie przez takie podejście nowa fala emigracji musiała organizować się sama. Zakładała nowe tytuły, radia, portale, organizacje. Jedynie chyba Macierz Szkolna weszła w nowy czas odważnie i ze skutkiem takim, że jest to obecnie największa polska „organizacja” w Wielkiej Brytanii w którą zaangażowane są dosłownie wszystkie pokolenia emigracyjne. Jest to też bardzo dobry przykład, że jednak można.
Pokolenie Wiktora Moszczyńskiego wydaje się szczególne z innego powodu. Jak on sam zauważa, jego generacja przejmowała zastany stan rzeczy, nie tworzyła praktycznie nic nowego. A jak już doszła do zarządzania instytucjami, to albo to psuła albo nic nierobieniem wygaszała. Na nic zdały się apele i prośby. Generacja spuściznę swoich rodziców i dziadków uznała za swoją własną. Prywatną. Nie Polską. Polonijną. Właśnie dlatego to rozgraniczenie: Polacy – Polonia, uważam w tym kontekście za słuszne.
Właśnie dlatego m.in. Dziennik Polski upadł, bo nigdy nie wykorzystał szansy, jaką dała mu historia i przyjazd miliona Polaków do Wielkiej Brytanii. Właśnie dlatego zamiast sieci polskich domów w Wielkiej Brytanii, mamy jedynie fundację. Właśnie dlatego relacje pomiędzy pokoleniem powojennym a pokoleniem z fali po unijnej praktycznie nie istnieją.
Wiktor Moszczyński nazywa swoje pokolenie „ukrytym”. Może i dobrze. Niektórymi działaniami tego pokolenia nie ma co się chwalić…