Polak weźmie każdą pracę?

Kategorie Znowu Dobroniak
Znowu Dobroniak - Cooltura nr 556
Znowu Dobroniak – Cooltura nr 556

W ostatnich tygodniach pojawiły się wyniki badań nad emigracją University College London oraz komentarze do danych ze spisu powszechnego z 2011 r. Wynika z nich, że Polacy są bardzo pracowici. Nawet bardziej od Brytyjczyków. Polska prasa odtrąbiła sukces. Myślę, że jednak przedwcześnie.

 

Rząd Camerona atakuje emigrację, wrzucając ją do wspólnego wora. O ile jeszcze napływ ludzi spoza UE jest lepiej kontrolowany, to już nad członkami Unii nie ma żadnej kontroli. To znaczy w sensie praktycznym jest – Wielka Brytania jest wyspą i żeby się na nią dostać, trzeba albo dopłynąć, albo dolecieć. Tym samym trzeba podać swoje dane, a na lotniskach bądź terminalach promowych przejść kontrolę paszportową. Jednak jest mało prawdopodobne, że ktoś zostanie zatrzymany na przejściu granicznym. Gwarantuje to konwencja o swobodnym przepływie towarów, usług i ludzi w granicach Unii Europejskiej. No chyba że ktoś popełnia przestępstwo albo jest poszukiwany listem gończym. Wtedy, sorry – taki mamy układ – nie wjedzie.

 

I tak najpierw University College London, zwany potocznie UCL, a będący częścią Uniwersytetu Londyńskiego, podał swoje wyniki badań, na wskroś pozytywne dla emigracji. Emigranci wpompowali w system brytyjski niemałe pieniądze. To, że politycy kłamią, nie jest tajemnicą, zatem nawet jak mówią „dzień dobry”, nie należy tego traktować zbyt poważnie. Polityczne deklaracje, że emigranci biorą furę siana z zasiłków, są takim właśnie kłamstwem. A właściwie są i nie są (sic!).

 

Emigranci dołożyli do budżetu UK o 20 mld funtów więcej, niż z niego uszczknęli. Mało tego, 15 mld funtów to kasa tylko z emigrantów unijnych. Zatem nie jest źle, ale mogło być jeszcze lepiej, gdyby emigranci aż tak bardzo z tych świadczeń nie korzystali. I tutaj właśnie jest pies pogrzebany. Bo nie można mieć pretensji o to, że przeciętny Brytyjczyk chce mieć jakąś korzyść z tego, że emigranci już tutaj są. Na razie na tym kończę ten wątek.

 

Następne badanie. Według spisu powszechnego z 2011 okazuje się, że ponad 80 proc. Polaków przebywających na Wyspach pracuje. Reszta to zapewne emeryci i bezrobotni. To niezły wynik w porównaniu z innym, który mówi że pracujących Brytyjczyków jest ledwo ponad 60 proc. Prasa polska odtrąbiła sukces – politycy w Zjednoczonym Królestwie kłamią. Przecież nie bierzemy aż tylu zasiłków i pracujemy ciężko. Nie można mówić, że komuś coś zabieramy. I to też poniekąd jest kłamstwo. A właściwie jest i nie jest (sic!).

 

Patrząc z punktu widzenia „Brytola”, te badania są jedynie potwierdzeniem tego, co powszechnie wiadomo przeciętnemu klientowi pubu ze wschodniego Londynu – „Polacy zabierają nam pracę”. Skoro pracuje tylko 60 proc. Brytyjczyków – w porównaniu do 80 proc. Polaków – to sprawa jest jasna: Polacy zgadzają się na każdą pracę, za każde pieniądze, nie zawsze legalnie. Dla „normalnych” pracy już nie ma, dlatego siedzą na zasiłkach.

Mało tego, te zasiłki zabierają dla siebie. „Nie dość, że zabrali nam pracę, to jeszcze zabierają pieniądze z naszego systemu zasiłkowego”.

 

Zatem nie jest tak kolorowo, jak się może wydawać. Ogólnie rzecz biorąc, badania są pozytywne dla emigrantów – to fakt. Ale jak to z badaniami bywa, trzeba brać na nie poprawkę. Tym bardziej że od tych 20 mld funtów trzeba odjąć prawie 7 mld, które badacze z UCL „dorzucili”, oceniając, że tyle zaoszczędziła Wielka Brytania na wykształceniu pracowników spoza swojego kraju. Tylko jak brać tę liczbę poważnie, skoro każdy Polak wie, że na budowach najwięcej jest magistrów – i to bynajmniej nie budownictwa…