W dniu, w którym dokonano ataku, mniej więcej godzinę od tragicznych wydarzeń, byłem w okolicach Westminster Bridge. W środę o południu był jeszcze jeden wielki harmider. W momencie, kiedy znajdowałem się przy siedzibie MI-6, akurat zaczęła się ewakuacja brytyjskich polityków, którzy byli w okolicy miejsca zamachu.
Karetki zawoziły rannych do szpitali. Przed St Thomas’ Hospital w stanie gotowości czekali sanitariusze i pielęgniarki. Rzesza dziennikarzy, kamerzystów i fotografów okupowała każdy wolny skrawek miejsca, z którego można by robić zdjęcia albo wejść na żywo na antenę telewizji czy radia. Na London Eye trwała powolna ewakuacja ludzi, którzy od chwili ataku byli zamknięci w kapsułach. Był hałas, krzyki policjantów, podniesione głosy relacjonujących wydarzenia.
Na drugi dzień rano, kiedy wysiadałem przy stacji Embankment, żeby dostać się na konferencję prasową przy New Scotland Yard była już tylko przejmująca cisza, jakiej nigdy nie doświadczyłem w centrum Londynu. Przy krawężnikach stały dziesiątki pustych papierowych kubków po kawie, które przez noc były wypijane przez pilnujących miejsca zdarzenia policjantów.
Kiedy po konferencji podróżowałem w celu zrobienia najlepszych ujęć i zdjęć wokół miejsca wcześniejszej tragedii, zwróciłem uwagę na jedyny odgłos, jaki dało się usłyszeć. Oprócz policyjnego helikoptera, który co jakiś czas przelatywał nad moją głową, słychać było stukot obcasów o bruk. Ludzie szli w milczeniu do swojej pracy, do urzędów, ministerstw.
Wtedy przypomniały mi się wersy z wiersza Tuwima*:
Rżnij karabinem w bruk ulicy!
Twoja jest krew, a ich jest nafta!
I od stolicy do stolicy
Zawołaj broniąc swej krwawicy:
„Bujać – to my, panowie szlachta!”
Chociaż bardziej pasowałoby:
– O, przyjacielu nieuczony,
Mój bliźni z tej czy innej ziemi!
Wiedz, że na trwogę biją w dzwony
Króle z panami brzuchatemi;
Wiedz, że to bujda, granda zwykła,
Gdy ci wołają: „Broń na ramię!”,
Że im gdzieś nafta z ziemi sikła
I obrodziła dolarami;
Że coś im w bankach nie sztymuje,
Że gdzieś zwęszyli kasy pełne
Lub upatrzyły tłuste szuje
Cło jakieś grubsze na bawełnę.
A ja się zastanawiałem i dalej się zastanawiam, po co ludzie ludziom robią takie rzeczy? Komu przeszkadza, że każdy ma swój świat i swoje wierzenia? Po co od razu robić „świętą inkwizycję”? „Żyj i daj żyć innym” – to zdanie powtarzał mi niegdyś w Polsce mój kolega.
Teraz wszyscy „mądralińscy” mówią, że „nie każdy muzułmanin jest terrorystą, ale każdy terrorysta jest muzułmaninem”. Jeszcze dekadę temu w UK mówiono, że „nie każdy Irlandczyk jest terrorystą, ale każdy terrorysta jest Irlandczykiem”, a przecież to byli katolicy…
Zdziwieni? Łatwo generalizować c’nie?
*) Wiersz Juliana Tuwima pt. „Do prostego człowieka”.
You must be logged in to post a comment.