Możesz sobie podróżować i żyć powietrzem, jednak zawsze w końcu gdzieś tam potrzebne są środki płatnicze. Jakiekolwiek. Jeśli natomiast nie chcesz żyć jak buddyjski mnich i jednak jakaś kasa jest ci potrzebna, na dodatek nie przeczytałeś książki Tadeusza Chudeckiego pt. „Wspaniałe podróże na każdą kieszeń, czyli Europa za 100 euro”, to tym razem przeczytaj sobie tekst poniżej.
Cudów nie będzie. Jeździsz po wielu krajach, gdzie obowiązują różne waluty. Masz kilka możliwości, żeby mieć przy sobie lokalne pieniądze. Zaopatrzyć się po kolei we wszelkie korony, euro i funty i inne takie tam „bilety banku narodowego”. Możesz również sobie wykupić czeki podróżne – bezpieczne, bo numerowane i na nazwisko konkretne. Jest też trzecia możliwość, z której skorzystam osobiście.
Wydaje się, że płatności kartą płatniczą są uniwersalne. No i poniekąd są. Problem zaczyna się, kiedy zaczynamy wymieniać pieniądze z jednej waluty na drugą, a tak dzieje się, kiedy dokonujemy płatności polską kartą w szwedzkiej tawernie.
W UK karty płatnicze dzielą się generalnie na debetowe i tzw. „cash card” – można tymi ostatnimi płacić w sklepach, ale pieniądze wypłacać tylko w określonych bankomatach. W Lloydsie na przykład tylko w bankomatach Lloydsa, a w Nationwide już we wszystkich, które posiadają logo „LINKS”. Tyle tylko, że pieniądze z takich kart można wypłacać tylko w UK. Za granicą możesz płacić w sklepach i innych punktach przyjmujących płatności kartą, ale już nie wypłacisz pieniędzy z bankomatu.
Rozwiązaniem jest „upgrade” aktualnego konta do „current account” (w zależności od banku występują inne nazwy) albo zakupienie karty płatniczej „prepaid”.
I tu kilka uwag. W Polsce na przykład występują tzw. „płaskie karty”, z którymi jest czasem problem przy płatnościach przez internet i niektórych punktach. Może i w kraju nie odróżnia się kart płatniczych i „kaszowych” – jednak w bankowej nomenklaturze światowej na pewno taki podział istnieje i polskie karty są po prostu jakimiś odpowiednikami podobnych kart na przykład w Dani.
Kolejna uwaga. Istnieją tzw. karty „prepaidowe” z bajońskimi opłatami za użytkowanie i wydanie karty. Działają jak karty kredytowe, jednak to my sami sobie udzielamy kredytu, ponieważ najpierw musimy „załadować” konto na karcie swoimi pieniędzmi, a potem jeszcze płacić od tego naszego kredytu jakieś dziwne opłaty operatorowi. Średni interes.
Kiedy używamy karty bankowej za granicą, musimy liczyć się z kosztami. Banki z Wielkiej Brytanii zazwyczaj za każdą transakcję za granicą naliczają funta – bez znaczenia jest kwota transakcji. Do tego dochodzi przelicznik kursowy i prowizja. Jak obliczył Travelex – sieć punktów wymiany walut w UK – banki ściągają od nas średnio 2,75% prowizji od dokonanych transakcji (poza tym funtem, którego już musieliśmy i tak wydać). Wydaje się mało, jednak gdy wydamy kilkaset funtów (wypłaty z bankomatu, płatności kartą itd.), kwota prowizji może dojść nawet do ponad stu funtów.
Nawet jeśli nie wydajemy setek, to w ciągu podróży Dobry TRIP, mógłbym „stracić” na opłatach (prowizje, opłaty stałe, różnice kursowe) około 68 funtów. Powaga. Sam w to nie wierzyłem, ale zadałem sobie trud i prześledziłem historię rachunku bankowego podczas jakiegoś wypadu poza granicę UK.
No i pojawił się problem. Co zrobić, żeby jednak nie stracić? Rozwiązaniem stała się karta Cash Passport. Ja wybrałem akurat wydawcę Travelex, który jest operatorem MasterCard. Karta jest dostępna w wielu punktach dystrybucji, a w Wielkiej Brytanii można kupić ją nawet w Tesco. Więcej szczegółów po kliknięciu na tego linka:
http://www.cashpassport.com/1/en/uk/Buying-Your-Card/
Kartę odebrałem w jednym z punktów Travelex. Działanie jest proste. Ładujemy na kartę określoną kwotę w funtach (karta CASH PASSPORT GLOBE) i w zależności, w jakim kraju jesteśmy, wypłacamy lokalną walutę. Karta jest niczym innym jak wirtualnym kantorem wymiany, jednak całkowite koszty, to 1,49% za transakcje, a kursy są jednakowe na całym świecie.
To rozwiązanie było dla mnie o tyle korzystne, że akurat karty płatnicze, które posiadam, nie wypłacą mi gotówki w krajach poza UK. A nie zamierzam zmieniać rodzaju konta tylko dlatego, żeby raz na jakiś czas wypłacić 20 euro z bankomatu w Dublinie – na przykład.
Poza tym większość Europy zdominowana jest przez Visa Card, a na przykład w takiej Austrii Visa jest synonimem karty kredytowej i taką na przykład nie zapłacimy w sklepie spożywczym. Nie, bo nie i o. Jak masz wątpliwości możesz się kłócić z jakąś Bertą przy kasie w austriackiej Billi – oczywiście tylko ichniejszym, barbarzyńskim języku 🙂 Natomiast Mastercard – a i owszem – Berta przyjmie z uśmiechem;)
Zwyczajów w kraju obcym nie zmienisz.
Kolejnym plusem jest to, że konto nasze jest bezpieczne. Nawet jak stracimy kartę Travelexa, to więcej jak przelaliśmy na konto PASSPORT GLOBE nikt nam nie ukradnie. A możemy przelewać nawet co godzinę jak nam się podoba:)
Także moje karty bankowe pozostają w depozycie, a w podróży będzie mi służyła karta CASH PASSPORT GLOBE z Travelexu. Zobaczymy jak na tym wyjdę. Na pewno napiszę o tym.
PS. Innej odmiany karty Travelexu – CASH PASSPORT – niektórzy używają do płacenia przez internet. Bezpieczniej. Wtedy też, jeśli płacimy w funtach, nie są pobierane żadne dodatkowe prowizje. Ta karta działa tylko z niekórymi walutami – mniej więcej pokrywa się z mapą krajów Commonwealth.