Na drugą część trylogii Leny Najdeckiej musieliśmy czekać nieco dłużej, niż planowała autorka. Z niemal rocznym poślizgiem, ale jest. Właśnie wchodzi do księgarń kolejna część trzymającej w napięciu historii rodziny mecenasa Wencla.
Przyznam się już na początku, że drugi tom trylogii „łyknąłem” w ciągu weekendu. W sumie dwa posiedzenia, bo od powieści Najdeckiej trudno się oderwać. Zwroty akcji, pięknie opisana atmosfera korporacyjno-nowobogacka. W tym wszystkim mieszają się gdzieś początkujący polscy hipsterzy z bogatych domów w stylu raperów nawijających o blokowiskach, ale mieszkający w podwarszawskich dworkach wilanowskich. Gdzieś w tej historii przewijają się politycy i politykierzy. Naiwne miłostki. Wyrafinowani mężczyźni. Oszukane i zarazem nieobliczalne w swojej złości kobiety. Nieuczciwi współpracownicy, no i wszechobecny układ. To wszystko z okrasą pełnej palety uczuć i emocji.
„Układ” ma wszystkie zalety dobrej powieści. Jest kryminałem. Trzymającym w napięciu thrillerem politycznym. Romansidłem obnażającym słabość kobiety w obliczu rodzącej się namiętności. Reportażem z historii opisywanych na pierwszych stronach wczorajszych gazet. Czytając „Układ”, można powiedzieć: „Zaraz! Przecież wiem, o co chodzi. Leciało o tym wczoraj w Wiadomościach”. Właśnie to urealnienie powoduje, że w głowie może wyświetlać się świetny, sensacyjny film.
Poprzednia część kończyła się optymistycznie. Wspólnik mecenasa Wencla wpakował wspólną kancelarię w kłopoty, jednak Wencel na czas ogarnął sytuację i wydawało się, że zapanował nad kryzysem. Kolejna część przynosi jednak wiele niespodzianek. Nic nie jest takie, jakie się wydaje, albo jak powinno się wydawać, że będzie. Zarówno „źli”, jak i „dobrzy” mają swoje wzloty i upadki. Taki podział może wydawać się zbyt daleko posunięty, ponieważ osobiście do bohaterów powieści Leny Najdeckiej żywię mieszane uczucia. Tam nikt nie jest świętym Franciszkiem. Co najwyżej niektórymi bohaterami targają tylko lepsze, bardziej szlachetne pobudki. Może właśnie dlatego ta opowieść tak się uwiarygadnia.
W losach rodziny Wenclów oraz osób, które się przez jej życie przewijają, znajdziemy na pewno portret nas samych. Najdecka świetnie rozpracowała swoich bohaterów charakterologicznie. Sceny ze spotkania mecenasa Wencla z żoną, która odeszła, i targające nim uczucia to – wypisz, wymaluj – obraz tego, z czym sami się spotkaliśmy albo przynajmniej obserwowaliśmy u innych. Sytuacje korporacyjne ,w które na własne życzenie wpakowuje się średni z braci Wenclów, nawet jeśli nie dotknęły nas w takim wymiarze i na takim szczeblu jak jego, to i tak nie są nam obce, jeśli przez chwilę przynajmniej pracowaliśmy w większym zespole. Z kolei wazeliniarstwo i koniunkturalizm mecenasa Wiśniaka to z jednej strony obraz „agenta Tomka”, a z drugiej „śliskiego” kolesia, który pojawia się niestety często w niejednej firmie. Są też lojalni współpracownicy, zawsze martwiące się matrony i zwyczajne życie „lansiarzy” spod Złotych Tarasów w Warszawie.
Może niektórzy znają takie historie osobiście, może dla innych są one zupełnie obce. Jakkolwiek powinny się czytelnikom spodobać.
Książka wchodzi właśnie do księgarń.
Więcej na: Wydawnictwo Erica