Tytuł trylogii, książki oraz imię i nazwisko autorki to fikcja. Opowieść jest zgodna ze złotą myślą TVP: „Reportaż nie ma być prawdziwy, on ma być prawdopodobny” – z tą tylko uwagą, że opisywana fikcja jest tak prawdopodobna, że czasem aż zastanawiamy się, czy autorka nie pisze prawdy. Jeśliby tak nie było, to przecież nie pisałaby pod pseudonimem. Tylko czy wtedy nie wpadlibyśmy właśnie w pułapkę przez nią zastawioną?
Tytuł „najbardziej oczekiwanej powieści roku” często przyznawany jest pochopnie i to czasem przez samych wydawców, w momencie kiedy jeszcze nie potwierdziły tego wyniki sprzedaży. Skąd bowiem ktoś może wiedzieć, że na coś czeka, jeśli tego nie zna albo nawet nie wie, że to istnieje?
Często po prostu jesteśmy robieni w balona. Tym razem, żeby takim nie być, z opisem tej książki czekałem pół roku od premiery i… trudno nie odnieść wrażenia, że rzeczywiście ktoś na nią czekał, nawet jeśli za bardzo o tym nie wiedział.
Okładka może trochę wprowadzać w błąd, same opisy książki też są, lekko mówiąc, „obślizgłe” – wszystko po to, żeby nie zrazić potencjalnego czytelnika, a jednocześnie zachęcić go do sięgnięcia po nią.
Tym razem nie wiem, czy ten zabieg nie był trochę na wyrost. Powieść Najdeckiej połyka się jednym tchem i bez bólu czytania. Jest to współcześnie dziejąca się historia, której głównym bohaterem jest prawnik Paweł Wencel.
Nie jest monotonna, bo Wencel nie jest sierotą i odludkiem. Z losami głównego bohatera przecinają się też losy kilku innych pomniejszych postaci. Pomniejszych nie znaczy nieistotnych. Znających środowisko prawników, artystów, dorobkiewiczów, zwanych z angielska „wanna be”, pracowników wielkich korporacji i nowobogackich Polaków ta książka nie odrzuci. Odnosi się wręcz wrażenie, że autorka bardzo dobrze wie, o czym pisze. Oznacza to, że historie w książce są prawdziwe, a wielu przynajmniej z niektórymi z nich miało styczność. Wprowadza to do fabuły silny akcent uwierzytelniający całą historię i to jest bardzo dobry znak.
Lena Najdecka nie przerysowuje swoich bohaterów. Oni są naturalni. Są prawdziwi. I tutaj ujawnia się kolejny aspekt książki. W powieści przewija się kilka różnych profili psychologicznych, czasem dla normalnego człowieka przerażających, jednakże prawdziwych i w przyrodzie oraz świecie rzeczywistym występujących. „Lajf is brutal and full of zasadzkas” – jak mawia jedno z najnowszych polskich przysłów. Polskie do bólu – to przysłowie. Bohaterowie książki sami to przeżywają, a czytelnicy sami mogą się o tym przekonać.
CYTAT:
Tępy ból istnienia powrócił dopiero wraz z nastaniem świtu. Sięgnął po butelkę z wodą niegazowaną. Miała podły smak metalu. Powoli wracała mu świadomość, a wraz z nią uczucie lekkiego, nurtującego niepokoju. Szybko zlokalizował sedno tego niepokojącego wrażenia. Obok niego, na miękkiej kremowej pościeli, spoczywała wdzięcznie wyciągnięta Paulinka, naga jak ją Pan Bóg stworzył.