Jeśli Theresa May chciała wszystkich zaskoczyć, to udało się jej to wybornie. Jeśli ktoś zaś myślał, że walka o uruchomienie Brexitu się skończyła, to… no właśnie? Co?
Nie wiadomo jeszcze właściwie, czy walka o Brexit na razie została tylko wstrzymana czy tak naprawdę dopiero się zaczyna. Kiedy już społeczeństwo zaczęło raczej przyzwyczajać się do myśli o tym, że z Unią należy się pożegnać, pani premier wykonała taki ruch, że na pewno niejednemu Brytyjczykowi kopara opadła podczas lanczu, kiedy usłyszał słowa Theresy May o przyśpieszonych wyborach parlamentarnych.
W sumie kilka miesięcy temu byłem pewien, że sytuacja brexitowa skończy się przyśpieszonymi wyborami, potem miałem już tylko nadzieję, że może się skończy, a potem to tylko obserwowałem jak zaczyna się walka o to, żeby jak najwięcej ugrać. Zatem wystąpienie Theresy May wywołało w mojej głowie tylko jedną myśl – dlaczego tak późno?
Przecież było wiadomo właściwie od momentu ogłoszenia wyników referendum, że mandat rządu konserwatystów jest wątpliwy. Sytuacja patowa – 50 na 50. Cameron szybko zrozumiał sytuację i uciekł z melodią na ustach. May’owa poczuła wiatr w żaglach i zamarzyło jej się zostać żelazną damą. Konsekwentnie parła do ogłoszenia artykułu 50. i rozpoczęcia procesu negocjacyjnego.
Według Jeremy’ego Browne’a (byłego ministra w rządzie Camerona, a obecnie specjalnego przedstawiciela City of London ds. Unii Europejskiej), słusznie. W sytuacji, kiedy wynik referendum byłby na korzyść przeciwników Brexitu, taką samą przewagą głosów, nikt nie ruszyłby nawet palcem, żeby jednak Brexit przeprowadzić. Powstaje zatem pytanie co z tą demokracją, skoro tak silne lobby pomimo wyniku referendum na korzyść „wyjścia” nie chce do niego dopuścić? Dzielimy demokrację na złą czy dobrą?
Swoją drogą.
Im bliżej było negocjacji, urzędnicy europejscy nie pozostawiali złudzeń co do miejsca, jakie będzie zajmowała UK. Społeczeństwo brytyjskie dopiero wtedy zaczęło dostrzegać skutki wyjścia z Unii Europejskiej. Wielka Brytania liczyła, że wyjdzie sobie z UE, ale zachowa wszystkie profity wynikające z bycia członkiem UE.
Coraz częściej i dosadniej okazywało się, że sukcesem będzie jeśli Wielka Brytania nie zostanie odcięta od rynku europejskiego. Największe firmy finansowe i doradcze powoli szykowały się do opuszczenia terenu UK… Co? Nie słyszeliście o tym?
Wystarczyło porozmawiać z pierwszym lepszym studentem kończącym uczelnię w Wielkiej Brytanii, żeby dowiedzieć się o tym, że o ile wielkie koncerny jak co roku przyjmowały studentów na staże, to po raz pierwszy od wielu lat, nie podały liczby (albo podawały bardzo małe) studentów jaką przyjmą po zakończeniu ich nauki. Był to wyraźny sygnał, że „wielcy” szykują się do rekrutacji poza granicami Zjednoczonego Królestwa. A to mogło sugerować szybką wyprowadzkę.
Przez moment wydawało się, że Polska stanie w szranki negocjacyjne poza UE, jednak również szybko okazało się, że to tylko mrzonki obliczone na wewnętrzną politykę nad Wisłą i nad Tamizą. Przy czym bardziej nad Wisłą.
Kilka wypowiedzi liderów europejskich szybko ostudziły zapał polskich ministrów i polskiej pani premier, jeśli nie tego, który mimo że jest szeregowym posłem, to na pewno jest pewnego rodzaju primus inter pares* wśród rządzącej partii.
Jednocześnie pośród posłów i lordów składających się na brytyjski parlament rosło niezadowolenie; i zapewne zwolennicy wyjścia jak i przeciwnicy dzielili się po połowie. Oznaczało to, że brytyjska premier nie dość, że musiałaby walczyć z urzędnikami europejskimi, to musiałaby trzymać tarczę przed uderzeniami pałki na własnym podwórku.
Cóż jej zatem pozostało? Musiała zdobyć poparcie suwerena. Być może o tym rozmawiał pan Kaczyński z panią May? Może jej po prostu wytłumaczył jak to działa?
Pozostaje jedynie nadzieja, że Theresa May zna historię sprzed dziesięciu lat, jaka działa się w Polsce. Wtedy Kaczyński (w skrócie myślowym) rozwiązał parlament i liczył na wygraną, która pozwoliłaby mu na rządzenie. Wyszło jak wyszło.
Teraz konserwatyści będą mogli sprawdzić osobiście, czy historia lubi się powtarzać tak samo nad Wisłą jak i nad Tamizą.
Przy czym bardziej nad Tamizą.
*) łac. – pierwszy wśród równych sobie
You must be logged in to post a comment.