To kolejna powieść Bernarda Cornwella. Tym razem jednak trochę różniąca się od reszty książek z tej serii. Cornwell napisał ją „poza kolejnością” i na wyraźne zlecenie. Zlecającym nie było wydawnictwo, a telewizja. I to nie jest jedyna rzecz, która ją wyróżnia.
Seria powieści o brytyjskim żołnierzu Richardzie Sharpe jest bardzo popularna w Wielkiej Brytanii, ponieważ jest to historia dla mas. Tym lepiej urodzonym przypomina czasy imperium, a „ludziom z bloków” daje wiarę w to, że możliwa jest kariera z nizin społecznych.
W przypadku Sharpe’a jest ona okupiona wieloma poniżeniami, nawet w momencie gdy zostaje awansowany za swoje bohaterstwo, a może nawet szczególnie wtedy.
Cornwell pokazuje też, że nic nie jest takie oczywiste i nawet bohaterstwo Sharpe’a może być dyskusyjne. Jednak tylko wtedy, kiedy skupimy się na jego przyczynie.
Książka „Strzelcy” jest specyficzna. O napisanie jej zwrócili się do Cornwella producenci telewizyjni, którzy pracowali nad adaptacją przygód Sharpe’a. Jak zaznacza sam autor, miejsce akcji stało się jasne w momencie, kiedy okazało się, że część inwestorów to Hiszpanie, którzy chcieli mieć w tej serii przygód swoją historię.
Autor wymyślonej biografii Richarda Sharpe’a zgodził się niemal natychmiast. Z jednej strony była presja producentów, z drugiej presja historyczna, z istniejących już bowiem części przygód Sharpe’a wynikało, że Francuzi w Hiszpanii i Portugalii zostali pobici jedynie przez Brytyjczyków.
Oczywiście było to wielkie uproszczenie. Co prawda Anglicy mogli czuć się w Portugalii prawie jak we własnym kraju, ponieważ praktycznie cały dwór, wraz władcami, ministrami i rządem portugalskim, uciekł przed Napoleonem do Brazylii, a pośród Hiszpanów często dochodziło do waśni i sprzeczek, które czasem wręcz uniemożliwiały skuteczną walkę z Francuzami.
Jeśli chodzi o Portugalczyków, to dodam jedynie, że ewakuacja dworu była istnym majstersztykiem, który wzbudza podziw nawet dzisiaj. Wraz z marynarzami do Buenos Aires udało się prawie 25 tys. ludzi, w tym 9 tys. marynarzy. Pozwoliło to Portugalczykom utrzymać monarchię. Brytyjczycy za to mieli większe pole do popisu.
Nie ma co ukrywać, że walki o Półwysep Iberyjski to nie było pasmo zwycięstw. Ziemie przechodziły często z rąk do rąk, doszło nawet do tego, że Napoleon musiał na jakiś czas wrócić do Hiszpanii, żeby samemu pokierować walkami z Hiszpanami i Brytyjczykami. Wojnę o Półwysep Iberyjski cechowała brutalność wszystkich stron zaangażowanych w konflikt. Napoleon zaś swoimi decyzjami doprowadził do wojny totalnej, która była w tej sytuacji nie do wygrania. W pewnym momencie doszło nawet do tego, że 200 tys. żołnierzy francuskich pilnowało dróg komunikacji dla… ok. 45 tys. żołnierzy.
W tym wszystkim znajduje się akcja „Strzelców”. Porucznik Sharpe wraz z oddziałem strzelców zostaje odłączony od głównych sił brytyjskich, które wycofują się w stronę morza i czekających tam statków, mających ewakuować Brytyjczyków z Hiszpanii.
Początkowo Richard Sharpe liczy na szybkie połączenie z resztą brytyjskiej armii, jednak im dłużej pozostaje poza nią, tym bardziej dołączenie do sił brytyjskich staje się niemożliwe.
Bernard Cornwell w dość przewrotny sposób sprawia, że porucznik Sharpe uczestniczy w momencie, kiedy wojna hiszpańsko-francuska staje się nie tylko sprawą szlachty i pretendentów do korony hiszpańskiej, ale też sprawą ludu. Jak to bywa w historiach tego autora, część wydarzeń jest prawdziwa, część zmyślona. Jednak całość cały czas trzyma się przysłowiowej kupy. Jak to u Cornwella.
Więcej na WydawnictwoErica.pl