Znowu będzie o księciu, o Polakach, patriotach i odczuciach społecznych. To nie będzie analiza. To jest felieton. Znowu felieton*.
Nie wszystkim spodobało się wystąpienie Janka Żylińskiego, który wyzwał Nigela Farage’a na pojedynek. Zaczęto, jak to w zaściankowej Bulandzie, szukać rodowodów potwierdzających książęcość księcia. Znaleźli się nawet tacy, co wydzwaniali po świecie, żeby dowieść, że jednak Żyliński księciem nie jest. Ciekawy natomiast jest fakt, że sama szlachta jakoś nie miała z książęcością księcia problemu. Problem był w ludziach z gminu – używając nomenklatury szlacheckiej. To znaczy tam szukano problemu.
Oczywiście książęcość księcia była mało istotna w całej sprawie. Zaistniała natomiast inna sprawa. Sprawa polska. Sprawa polska w innym kontekście niż dotychczas. Niektórzy Anglicy mogli nawet dostrzec pewien promil ironii w zachowaniu Żylińskiego. Zachwyceni byli pewnie rojaliści, bo przeca taki pojedynek, choć trąci myszką, to jednak daje posmak dawnych czasów, zwanych przez niektórych „honorowymi”.
Ilu ludzi, tyle opinii – i tym razem nie było inaczej. W opinii nastolatków akcja księcia była małym obciachem, a nawet „tacky” – wynikało to z tego, że – zdaniem młodzieży z jednej ze szkół sobotnich – Polacy potwierdzili tylko, iż „z szabelką na czołgi”, i że sami się ośmieszyli.
Oczywiście Fargae cały wywód Żylińskiego określił jednym krótkim „nie” i jakby zamknął dyskusję, jednak w Polsce bito w dzwony i dęto w fanfary, ogłaszając wszem i wobec oraz każdemu z osobna, że polski książę w końcu komuś pokazał.
Jak komuś pokazał, to pewnie ktoś to widział. A jak już zauważył, to musiał jeszcze uważać na patriotów, tych, co krzyczą i przykuwają się do krzyży. Bo jakbyście nie wiedzieli, nie wszyscy jesteście patriotami. Jeśli nie odpalacie rac, lubicie policję, generalnie nie wandalizujecie, nie machacie flagą, szabelką, nie macie czarnych koszulek z napisem: „Wielka Polska” albo „Zjednoczeni Emigranci” i w ogóle nie śpiewacie nawet w myślach patetycznie „Boże coś Polskę”, to jesteście tylko polskojęzycznymi zdrajcami narodu.
Prawdziwy patriota od czasu do czasu coś pokrzyczy, ponarzeka na Polskę, stanie w obronie instytucji polonijnej, która jest zapewne rozkradana (ale tylko wtedy, kiedy za tą instytucją kryje się jakiś budynek wart miliony funtów, bo inaczej patriocie się nie opłaca), zje bigos i przynajmniej raz dziennie powie: „Wina Tuska”, chociaż od dziesięciu lat mieszka w UK, a Polskę zna już właściwie z opowiadań albo z bardzo, ale to bardzo „wiarygodnych” blogów innych patriotów.
Można jeszcze być polskim patriotą, nie używając w ogóle języka ojczystego, ale trzeba uważać, bo w zależności od tego, kto tak robi, może być albo „prawdziwym patriotą niestety odciętym od polskiej kultury (wina Tuska)”, albo „polskojęzycznym zdrajcą i zakamuflowanym agentem obcych służb”.
I niby ta Polska jest taka zajebista i wszystko jest fajnie, a od lat ponad dziesięciu coraz więcej Polaków jednak wybiera życie poza nią… Minęło już tyle rządów, a emigracja trwa. Myślę, że za czasów SLD tylko dlatego nie było tak dużej fali, że granice – niby otwarte – jednak były zamknięte dla takiej ilości ludzi.
I niby ta Wielka Brytania jest taka zajebista i wszystko jest fajnie, a cały czas jeszcze Polacy potrafią narzekać, że ci „Brytole” to tacy i owacy, i w ogóle rasiści, Polaków nie lubią. Lecz skoro tak jest, to po co jeden z drugim tutaj mieszka i żyje?
No właśnie. Po co?
*Felieton – specyficzny rodzaj publicystyki, krótki utwór dziennikarski utrzymany w osobistym tonie, lekki w formie, wyrażający – często skrajnie złośliwie – osobisty punkt widzenia autora.
You must be logged in to post a comment.