„Sztos 2” właśnie wchodzi do kin w Polsce. Przed oficjalną premierą film pokazano pierwszy raz publicznie w londyńskim kinie Cineworld na Haymarket. Nie był dostępny dla wszystkich, a jedynie dla kilkudziesięciu dziennikarzy i krytyków, głównie z Wielkiej Brytanii.

Trudno oprzeć się wrażeniu, że po ostatnim filmie Cezarego Pazury, pomiędzy polskimi dziennikarzami a aktorem wytworzyła się pewnego rodzaju „szorstka przyjaźń”.
Trudno się dziwić. Niektórzy krytykowali „Sztos 2” już na podstawie zapowiedzi filmu – a to już trąci obciachem dla oceniających. Teksty typu „nie widziałem, ale i tak pewnie beznadzieja” są na poziomie kiepskiego gimnazjalisty, a nie poważnych ludzi sztuki – chociaż pewnie w wielu przypadkach to to samo.
Przytoczę po raz kolejny oklaski po projekcji filmu w Londynie. Przytoczę, ponieważ nie leży to w anglosaskim zwyczaju a już na pewno w zwyczaju angielskich krytyków i dziennikarzy filmowych, którzy takich nowych filmów oglądają nawet kilkanaście w tygodniu. No właśnie „takich”, ale tylko „nowych”, bo na pewno nie „takich polskich”.
Było to na pewno dla nich mocne nowe doświadczenie, bo w filmie są elementy lajtowe ale także twarde – na przykład pałowanie przez ZOMO czy kopanie obywatela przez esbeka. Takie rzeczy, nawet opowiedziane na wesoło, mogą robić wrażenie na Brytyjczykach.
Obawiałem się, że żarty, typowo polskie, mogą być niezrozumiałe dla przeciętnego angielskiego widza. Jednak moje obawy były na wyrost. O ile gag z Małyszem albo z cytatem z Kaczyńskiego jest oczywisty i śmieszny tylko dla Polaka, bądź bardzo zaangażowanego w polskie realia obcokrajowca, to reszta jest jasna jak słońce. Poczucie humoru Polacy i Brytyjczycy mają podobne – przynajmniej oficjalnie.
Sam „Sztos 2” jest zrobiony bardzo dobrze technicznie. Pod względem wizualnym nawet wyśmienicie. Jedynie ścieżka dźwiękowa może budzić czasem wątpliwości, ale mniemam, że była to przypadłość chwilowa i przy powszechnej dystrybucji będzie już usunięta.
Nie brakuje w nim odwołań do pierwszego „Sztosu” są one jednak delikatne i subtelne. Kto ma wiedzieć, ten wie. Kultowa scena z restauracji „Baron” została tutaj powtórzona. Inaczej – została nagrana w innej rzeczywistości. Autorzy scenariusza i reżyser stanęli na wysokości zadania i jest to jedna z lepszych sekwencji filmu.
Pojawiają się też w dialogach momenty niezapomniane i zapowiada się, że wejdą w kanon mowy potocznej. Chyba nawet już weszły, bo po projekcji słyszałem kilka razy cytaty ze „Sztosu 2”. Czyli film się przyjmuje.
Ciekawy jestem reakcji krytyków polskich i brytyjskich na nowy film ze stajni „Cezary 10”. Na razie jest cicho. Pierwszy weekend wyświetlania filmu w Polsce pokaże też reakcje widzów. I właśnie to jest najważniejsze. Krytycy zagłosują na film piórem. Widzowie nogami. Jest jasne, które głosy dla twórców filmu są najważniejsze.
Film polecam.