Tak, tu jest świecka tradycja

Kategorie Znowu Dobroniak

Mówisz, że tak, jak teraz jest na świecie, to nigdy nie było? Że tylu emigrantów naraz zalewa Europę? Że to będzie koniec cywilizowanego świata? No to gadasz bzdury. Gdyby nie emigranci, prawdopodobnie nie byłoby, w obecnie znanym nam świecie, żadnego, obecnie nam znanego, narodu. Zdziwiony?

Na pocieszenie dodam, że na przestrzeni wieków za każdym razem – żeby nie powiedzieć regularnie – dochodziło do pogromów z powodu tego, że emigranci są, czy niezadowolenia z tego, że są źli. Mało tego, to emigranci zawsze byli winni bezrobociu i biedzie „rodowitych” mieszkańców danego terenu. Nigdy jednak nie było wiadomo, kiedy napływowy mieszkaniec stawał się rodowitym. Taka subtelna granica.17

Wynika niestety z tego, że nasze czasy nie są niczym wyjątkowym. Tak jak Polaków oceniają „rodowici” Brytyjczycy (prawdopodobnie niesłusznie), tak samo „rodowici” Polacy oceniają Azjatów czy Ukraińców (prawdopodobnie niesłusznie). Z lęków i demonów rodzą się sytuacje, które na kartach historii odnotowują potem kronikarze jako pogromy, powstania, rebelie i rewolucje. Zupełnie bez sensu to wszystko.

Spójrzmy na taki Londyn. Kilkaset lat temu nazywano go miastem narodów (za: „Londyn. Biografia”, Peter Ackroyd). Już za czasów Rzymian pracowali w nim ludzie pochodzący z Galii, Grecji, Niemiec, Włoch i Afryki. Co śmieszniejsze, wszyscy posługiwali się jednym językiem – tzw. łaciną ludową. Należy też przypomnieć, że na terenie obecnej Anglii mieszkali zarówno Brytowie, jak i Anglosasi. Do tego, jak podaje Ackroyd, do tej i tak sporej mieszanki kulturowej dołączyli Belgowie, Duńczycy, Norwegowie, Szwedzi, Frankowie, Jutowie i Anglowie. Chyba już starczy tej wyliczanki. Najlepszy jest fragment  z „Londyn. Biografia”: „Pewna grupa podejmowała zajęcia, których rdzenni londyńczycy (jeśli tacy w ogóle istnieją) nie chcieli wykonywać”.

Brzmi znajomo? A mówimy cały czas o czasach rzymskich.

Z XVI wieku znane jest wydarzenie pod nazwą Evil May Day, kiedy rozwścieczony motłoch zaczął plądrować domy cudzoziemców. W tym samym wieku lęk wzbudzała emigracja Hugonotów. Żydom dostawało się praktycznie od zawsze. Za to, że byli bogatsi, za to, że żyli z lichwy, etc. I tu też ciekawostka: kiedyś chrześcijanie (podobnie jak muzułmanie do tej pory) nie mogli parać się lichwą. W tym celu do Londynu zostali zaproszeni Żydzi, którzy takich ograniczeń nie mieli. Jednak przez to doczekali się kilku pogromów, tym bardziej że często zadłużona u nich po uszy była szlachta. Żydzi zostali na przełomie XIII i XIV wieku ostatecznie wypędzeni, kiedy do Londynu zawitała finansjera z Włoch i Francji. Nie ostatecznie oczywiście, bo już w wieku XVII z żydowskiej smykałki do interesów i finansów korzystał sam król Karol I.

Oczywiście emigrantów (znowu szczególnie tych żydowskich) oskarżano o to, że zabierają pracę rdzennym londyńczykom. I wtedy i teraz takie oskarżenia są śmieszne (i prawdopodobnie niesłuszne) jednak…

Brzmi znajomo?

Same stereotypy zaczęły się rodzić w Londynie w wieku XVII i tak właśnie (znowu za Peterem Ackroydem): „Francuzi lubią być bezwstydni”; „Flamandowie pijani”; Irlandczycy lubią sprzedawać warzywa”. A miasto Londyn i sama Anglia były generalnie przyjazne nowym przybyszom, ale tylko w czasach prosperity. Jak bardzo Wielka Brytania i sam Londyn są wielokulturowe, niech poświadczy historia budynku na rogu Fournier Street i Brick Lane. Hugonoci wznieśli tam swój kościół w 1744 roku, jednak już w 1898 w tym samym budynku Żydzi mieli swoją synagogę. Teraz stoi tam meczet dla muzułmańskich Bengalczyków.

Imigranci stworzyli Wielką Brytanię, tak jak później stworzyli Stany Zjednoczone. Tak jak wcześniej stworzyli Europę, co widać na załączonej mapie. Jak zauważa autor wspomnianej biografii Londynu, w stolicy od zawsze słyszało się hasło: „Imigranci są leniwi, żyją z datków, jak żebracy i demoralizują zasiedziałą ludność”. Podobne głosy było słychać pośród Indian Ameryki Północnej, gdy na ich ziemi pojawili się ludzie zza wielkiej wody.

Brzmi znajomo?