Ci po’em, że jestem „disappointed” – we wszystkich znaczeniach tego słowa – odnośnie do tego całego zamieszania z gejami i ich związkami w Stanach. A raczej w Polsce i w polskim grajdole za granicami ojcowizny, bo w USA to tylko jakoś sobie celebrują znaczącą zmianę prawną w systemie.
Te wszystkie tęcze na fotach profilowych (notabene czasem ładnie wyglądają – zależy od foty). Te wszystkie inne biało-czerwone, legijne (czy jak to tam odmienić) czy jakie tam… Takie to jakieś i śmieszne, i straszne.
Z jednej strony pokazuje jakąś kolejną modę, która przychodzi z zewnątrz i dużo ludzi za nią podąża, z drugiej strony chyba mało w tym zrozumienia. O ile w USA jest to wydarzenie na miarę – w końcu wywraca w jakiś sposób ich porządek prawny do góry nogami – to nie rozumiem tej podniety wśród moich krajan. To usuwanie się ze znajomych, te manifestacje, dyskusje na poziomie wiejskiego proboszcza i Jasia pacholęcia. Bez sensu. Takie pokazywanie, że niby Polacy to bardziej święci od papieża i najbardziej chrześcijański naród in the world. Nic bardziej mylnego, ponieważ nie można mylić polskiego katolicyzmu z chrześcijaństwem. To dwa podobne, jednak znacznie różniące się ruchy społeczne. Bo czy polscy katolicy są bardziej ortodoksyjni od amerykańskich chrześcijan (katolików, protestantów etc.)?
Otóż nie. Polscy katolicy są jedynie zaściankowi. To w USA jeszcze 10 lat temu próbowano nakazać w szkołach naukę o stworzeniu świata, czyli „creation science” (w 1925 r. tzw. monkey trial), zamienioną potem na „intelligent design” (ostatnie procesy w 2004 roku!!!), i wprowadzić ją na równi z nauką o teorii Darwina. Dacie wiarę??? A w Polsce króluje mit, że to USA jest zgniłym zachodem. Co jest zresztą nieprawdą, bo większość Amerykanów to chrześcijanie. Może nie katolicy, ale chrześcijanie – patrz choćby statystyki w „Wałkowaniu Ameryki” Marka Wałkuskiego, korespondenta Polskiego Radia w Stanach.
Fakt faktem, że sąd odrzucił oba pozwy i piewcy kreacjonizmu oraz inteligentnego projektu przegrali z kretesem. Jednak nie z powodu tego, że nie mieli racji, ale dlatego, że po pierwsze w Stanach żadna religia nie jest zakazana i nie można nikogo zmuszać do przekonań i wierzeń – gwarantuje to konstytucja. Po drugie, „piewcy” nie potrafili wykazać naukowości zarówno „creation science”, jak i „inteligent design”. Po trzecie, jak bardzo spaprali temat, opisuje w „Filozofii przypadku” ksiądz profesor Michał Heller, który na dodatek pogrąża ich od strony merytorycznej.
Osobiście myślę, że taki wynik chrześcijan w USA to część tego, że „dobry produkt sam się obroni”. Jakkolwiek to brzmi.
Zatem kończąc te już przydługie przemyślenia, cokolwiek na tym całym fejsbuczku bydzie, jest pozbawione jakiegokolwiek głębszego sensu. A wszelkie czary-mary odprawiane przez zwolenników i przeciwników idei są po prostu banalnie głupie – co nie oznacza, że niektóre riposty pod obelgami przeciwników ustawy w Stanach są/mogą być zabawne. No i jeszcze jeden bardzo skuteczny sposób na odcedzenie niechcianych znajomych. Spece od Zuckerberga musieli kończyć Harvardy i inne Cambridge, żeby zbudować silnik do czyszczenia fejkowych profili, a tu nagle taki bardzo skuteczny sposób.
Czasem rzeczy genialne powstają z przypadku…
You must be logged in to post a comment.