To nie sztos, to życie

Kategorie Publikacje

Na premierze filmu „Sztos 2” w Londynie nie mogło zabraknąć Jerzego Kolasy, autora scenariusza obydwu „Sztosów” i tego trzeciego – jeszcze nienakręconego. Ile prawdy, a ile fikcji jest w obu filmach? Na pytania odpowiadał Jerzy Kolasa.

 

To nie sztos, to życie - Cooltura 413 str 1
To nie sztos, to życie - Cooltura 413 str 1

 

 

Dlaczego „Sztos 2” powstał tak późno?

 

Scenariusz powstał z dziesięć lat temu, tylko po prostu zabrakło pieniędzy na jego realizację. Był inwestor, który nagle się wycofał, i pomysł upadł. Generalnie jak się tak dzieje, to potem już nic z takich planów nie wychodzi, jednak tym razem Cezary Pazura się uparł i zorganizował budżet.

 

Czy te wszystkie triki, które widzimy w „Sztosie”, są prawdziwe?

 

Mało tego, to są moje ręce. Aktorzy nie mogli się wszystkiego nauczyć. To znaczy tak: Czarka Pazurę nauczyłem paru rzeczy, ale część trików na zbliżeniach wykonują moje ręce. To taka zabawna sytuacja, bo żeby nagrać od dołu to wszystko, musiałem wchodzić na jakieś konstrukcje – stoły, krzesła, żeby kamera mogła to uchwycić. Na szczęście to są sekundowe ujęcia i tego nie widać. Widziałeś film?

 

Oba.

 

Widziałeś coś?

 

No tego, co pan mówi, to nie.

 

Więc nie widać.

 

Widzę, że tutaj wypływa przeszłość karciano-szulerska…

 

No tak, tak. Też kiedyś musiałem nauczyć się tego oszustwa karcianego. Ta podmiana talii na przykład. Aktorzy są w lepszej sytuacji, bo oni nie mają tego stresu i mogą sobie to powtarzać (śmiech).

 

Scenariusz do „Sztosu 2” powstał już dziesięć lat temu, czy przez ten czas były jakieś poprawki?

 

Tak, oczywiście. Trzeba było trochę dostosować pewne żarty do dzisiejszych czasów. Z drugiej strony, niektóre żarty sprzed dziesięciu lat trzeba było wyrzucić.

 

Kiedy oglądał pan pierwszy raz „Sztos 2” z publicznością, był pan pewnie ciekawy jej reakcji.

 

Bardziej podobała mi się reakcja londyńskiej publiczności, była bardziej żywiołowa. Kino też jest dużo przyjemniejsze od tego w Polsce. Tutaj ludzie biją brawo. Tam, gdzie trzeba, się śmieją – jest fantastycznie (śmiech).

 

Oglądając „Sztos 2” na pokazie przedpremierowym, byłem zaskoczony reakcją brytyjskich dziennikarzy i krytyków. Oni, zdaje się, bardzo dobrze rozumieli filmowe żarty.

 

To nie sztos, to życie - Cooltura 413 str 1
To nie sztos, to życie - Cooltura 413 str 1

Wydaje mi się, że to wynika trochę z lekkiego zabarwienia humorystycznego w stylu Monty Pythona. Poza tym tutaj publiczność jest trochę inna – w Polsce społeczeństwo bardziej narzeka. Zresztą kiedy wszedł pierwszy „Sztos”, to recenzje nie były, że „oooo… super” – nie. W jednej gazecie był wychwalany, a w drugiej napisano, że to chała i dno. Na festiwalu w Gdyni Olaf Lubaszenko nie dostał nagrody za debiut, chociaż mu się należała, i pamiętam, że jechali na nas, że co to ma być. Że to „Wielki Szu”, jakaś podróba i tak dalej. A teraz mówi się, że film był dobry. Minęły lata i okazało się, że film się nie zestarzał. Ludzie, tak jak ty, znają dialogi z tego filmu i nie raz go oglądali. Nie wiadomo więc, jak będzie z tym filmem. Teraz, na gorąco, nie można powiedzieć, jak będzie za dziesięć lat.

 

Plany na kolejny film? Niekoniecznie „Sztos 3”?

 

Scenariusze zawsze są w szufladzie (śmiech).

 

Czyli jakby co, to do Jurka Kolasy (śmiech)?

 

Nie ma co zapeszać, ale przymiarki do trzeciej części „Sztosu” były – jakby się znalazły pieniądze. Jeśli by tak było, to byłaby to trzecia część – lata dziewięćdziesiąte, okres transformacji. Można by pokazać, jak ubek Bogusław Linda wchodzi w interesy z półświatkiem.

 

Na planie było zabawnie czy raczej była to ciężka praca?

 

Wiadomo, że jak na planie bawią się aktorzy, to później widz w kinie bawi się trochę mniej. Najczęściej te sceny potem trzeba wyrzucić. I były takie sytuacje, że ekipa tarzała się ze śmiechu, a potem widziałem, że Olaf te sceny podczas montażu powyrzucał. Do komedii trzeba podchodzić z powagą i wtedy to będzie śmieszne. Taka jest zasada.

 

W pierwszym „Sztosie” dochodziło do niezłych numerów – autobus pełen Niemców „przeszedł gładko”. To były prawdziwe historie?

 

Niestety nie. Tak naprawdę autobusy były trzy… (śmiech). Tak, tak – te wszystkie przekręty, jakie są pokazane w filmie, miały miejsce naprawdę. Część wydarzyła się w Polsce, część poza Polską. Scena kończąca pierwszy „Sztos” tak naprawdę odbywała się w hotelu, a nie w banku – to są takie różnice.

 

Chwyty zastosowane do oszustwa też są prawdziwe?

 

Tak zwana „wajcha”? Tak. Tak się robiło. Takie metody się stosowało.

 

Nie było strachu przed tymi wszystkimi wykiwanymi obcokrajowcami?

 

W sumie nie, bo to były takie czasy, że na milicję nikt nie szedł, a jak ktoś został pozbawiony dużej części swojej gotówki, to zazwyczaj zwijał się do domu i wyjeżdżał.

 

Czy kręciły się rulety w Trójmieście u Midasa?

 

Kręciły się i Midas też istniał naprawdę, tylko inaczej się nazywał, ale też robił kanapki i też tak podlewał kwiatki, jak było pokazane w pierwszym „Sztosie”.

 

Poleca pan film ”Sztos 2”?

 

Dla wielbicieli jedynki to pozycja obowiązkowa. Jak ktoś nie oglądał pierwszego „Sztosu”, to nie ma problemu. „Sztos 2” jest tak nakręcony, że to jest pełna opowieść od A do Z i wszystko jest zrozumiałe bez oglądania pierwszej części.

 

 

JERZY KOLASA

Trudno o bardziej tajemniczego scenarzystę i aktora polskiego kina. Bardzo charakterystyczna postać. Na podstawie jego wspomnień nakręcono obydwa „Sztosy”, a jak Kolasa sam podkreśla, materiału jest na co najmniej jeszcze jeden film. Nie wiadomo w którym roku się urodził, wiadomo jedynie, że jest spod znaku ryb. Do tej pory wystąpił w filmach: „Sztos” (1997) jako gracz w ruletę i „numerki”; „Chłopaki nie płaczą” (2000) oraz „E=mc2” (2002) jako policjant Jerzyk; w „Chłopaki nie płaczą” (2001) zagrał młodszego kucharza wymieniającego złote klamki; w „Sztos 2” wystąpił jako Wacek. Pokazał się również w teledysku „Montelansino”. W Trójmieście jest znaną postacią pod pseudonimem „Zimon” – to pozostałości z czasów kiedy był cinkciarzem. Obecnie prowadzi w Sopocie studio tatuażu „Maorys”. Jest autorem tatuaży dla Agnieszki Chylińskiej, Przemysława Salety, grupy Behemot czy orła na plecach Michała Wiśniewskiego.


Leave a Reply