Do tramwaju wsiada młoda kobieta z dzieckiem na ręku. Na filmie nie widać, czy wsiadła właśnie przed chwilą, czy prowadziła z kimś wcześniej jakąś konwersację. Słychać za to lecące w stronę wszystkich przekleństwa na tle rasowym. Dostało się głównie czarnym i brązowym. Nieszczęsna niewiasta napomknęła jeszcze o Polakach.


Ktoś, kto nagrał zajście, wpuścił film do internetu. W ciągu kilku dni na popularnym portalu YouTube zebrała się kilkumilionowa publiczność. O sprawie napisały główne gazety na Wyspach. Zawrzało. Policja ogłosiła wielkie poszukiwanie kobiety z filmu, aby po kilku dniach zakomunikować społeczeństwu, że „wrzód na zdrowym ciele narodu” został aresztowany i poniesie zasłużoną karę.
Tylko czy aby na pewno jest to „wrzód na zdrowym ciele”, czy może całe ciało jest zainfekowane, a lekarze nie chcą postawić właściwej diagnozy, żeby nie denerwować pacjenta? Mogłoby się bowiem okazać, że będzie to równoznaczne z jego śmiercią.
Pacjentem w tym przypadku jest mit mulitikulturowej tolerancji Brytyjczyków. Kiedyś bardzo lansowany, teraz umierający ze starości. Tabloidy prawie co dzień straszą mieszkańców Wielkiej Brytanii emigrantami. Króluje w tym „Daily Mail”, który jako główny cel ataków upodobał sobie akurat Polaków. Niejednokrotnie musiał się wycofywać ze swoich tekstów po stanowczej reakcji środowisk polonijnych, jednak ataki nie ustały.
Ta pani z filmu jest właśnie ofiarą „Daily Mail”. Czerpie ona bezkrytycznie wiedzę z łamów tej gazety i wierzy w każde słowo, które tam przeczyta. Dowiaduje się na przykład, że Polacy to jedna z grup najczęściej popełniających przestępstwa. Polacy również zabierają pracę takim ludziom jak ona. Na filmie jedna z pasażerek odpowiada „niepoprawnej politycznie pani”, że ci emigranci, na których tak właśnie przeklina, tak naprawdę pracują dla niej.
Dla tej pani nie będzie to jednak żadne wyjaśnienie, bo „Daily Mail” nie poinformuje nigdy swoich czytelników o takich niuansach. Skąd tabloidy biorą swoje informacje? Po ostatnich aferach z „News of The World” strach pytać, jednak można być pewnym, że nie opierają się na żadnych rzetelnych danych i badaniach. Szerzej o tej sprawie pisaliśmy w temacie numeru w poprzednim wydaniu „Cooltury”.
Nie ma się też co oszukiwać: głos „pani z tramwaju” jest głosem coraz większej części brytyjskiego społeczeństwa. Tej białej. Słabo wykształceni, bezrobotni Brytyjczycy z wygórowanymi ambicjami finansowymi i wybujałymi żądaniami wobec państwa są coraz częściej obciążeniem dla swojego kraju. Oni dla Wielkiej Brytanii są kosztem, a nie zyskiem – w ekonomicznym znaczeniu. Kosztują potężne pieniądze, które pobierane są z budżetu państwa. Nie płacą podatków, bo nie zarabiają. Zarabiają za to emigranci, którzy przyjechali do UK. Nawet jeśli część z nich pobiera tzw. social, to i tak, biorąc pod uwagę liczbę aktywnych zawodowo, zwracają państwu z grubą nawiązką wydatki na ten cel.
Teraz władze za wszelką cenę będą chciały pokazać, że jest to odosobniony przypadek, że takie rzeczy się nie dzieją. A one się dzieją i będą się dziać. Nie wszystkie tylko zyskują tak wielki rozgłos. Nie czarujmy się. Pamiętajmy jednak, że jest takie powiedzenie: „Żyj i daj żyć innym”.