
Trump i jego sztab polityczny rozpoczęli wojnę z dziennikarzami. Nikt już nie ukrywa, że takowa istnieje. Czy Trump, „władając” umysłami poprzez media społecznościowe, lekceważy dziennikarstwo tradycyjne, bo może? Czy dziennikarze są w stanie wygrać te przepychanki?
Jak poważna jest sprawa niech świadczy pismo Stephena J. Adlera, prezesa i jednocześnie redaktora naczelnego Reutersa, w którym pisze do swoich dziennikarzy, że „nie wiemy jeszcze, jak ostre z biegiem czasu będą ataki administracji Trumpa i do jakiego stopnia będą im towarzyszyć prawa, ograniczające nasze reporterskie możliwości. Ale wiemy, że musimy się kierować tymi samymi zasadami, które przyświecają naszej pracy wszędzie” (cytat za press.pl).
Przypomina jednocześnie, żeby trzymać się zasad, które od zawsze są wpajane wszystkim reuterowskim dziennikarzom, a które stanowią w rzeczywistości zasady etyczne zawodu. Znajdują się tam między innymi zalecenia w stylu „informuj o sprawach ważnych”; „pisz o faktach”; „szukaj różnych źródeł informacji”; „staraj się unikać informacji oficjalnych”; „szukaj informatorów”…
Wszystko fajnie, jeśli chodzi o dziennikarzy agencyjnych, którzy mają za zadanie przekazać czystą informację, nieskażoną publicystyką. W obecnych czasach czytelnicy nie rozróżniają pojęć jak felieton, reportaż, depesza czy dziennikarstwo śledcze. Mniemam nawet, że te formy im się mieszają. Nie kumają nawet tego, dlaczego piszę teraz w pierwszej osobie i używam potocznych słów, które w „poszerzonym, analitycznym artykule” w ogóle nie mogłyby mieć miejsca. To nie jest moje widzimisię. Takie są tajniki warsztatu. Trzeba ich przestrzegać tak samo jak należy przestrzegać zasad polskiej pisowni czy ortografii. To też jeden z elementów naszej spuścizny narodowej. Zatem – tak już zupełnie na marginesie – naszego szkolnego lenistwa nie zrzucajmy na dysleksję czy inne choroby „popromienne”. Chcesz być patriotą, to nie zakładaj koszulki, tylko zacznij od wysławiania się po polsku – jak człowiek.
Nie piszę tego bez przyczyny. W takim kontekście można zacząć zadawać pytania. Czy w życiu potrzebne są jakiekolwiek zasady? Czy dziennikarz może sobie pisać co chce, bez sprawdzenia źródeł? Czy polityk może sobie wprowadzać takie jakie chce prawo i podpisywać dekrety bez oglądania się na tzw. suwerena? Czy to, że polityk spotyka się z krytyką pozwala mu na to, żeby eliminował dziennikarzy tych, których nie lubi? Albo tych, którzy zadają mu niewygodne pytania?
Nie może. Zarówno polityk jak i dziennikarz to zawody zaufania publicznego. I jednego i drugiego obowiązują zasady i odpowiedzialność za słowa.
Niestety jest to coraz trudniejsze. Teraz każdy jest trybunem, a wystarczy tylko konto na Twitterze czy Facebooku. Z tym fenomenem idzie w parze jakaś, niekontrolowana coraz częściej, łatwowierność odbiorców. Wystarczy, żeby wyprodukować treść. Wrzucić ją na stronę internetową, na wykupionej wcześniej domenie, potem linka z treścią wrzucić na Facebooka albo na Twittera. Odbiorcy łykają jak pelikany.
W ten sposób właśnie wygrał wybory Trump i właśnie przez to obecny prezydent jest przekonany, że dziennikarze są mu zupełnie niepotrzebni.
Szkoda tylko, że tak jak ludzie nie kojarzą/nie znają podstawowych terminów z lekcji języka polskiego, tak samo są na szaro z lekcjami wiedzy o społeczeństwie. Nie pamiętają jakie są podstawowe elementy demokracji (władza ustawodawcza, wykonawcza, sądownicza oraz tzw. czwarta władza – prasa). Nie mają pojęcia, że korelacja pomiędzy tymi czterema jest może i utopią, ale to jest właśnie kwintesencja demokracji. Trochę jak „kontrola najwyższym poziomem zaufania”. Ale właśnie chyba chodzi o to, żeby „gonić króliczka” i dążyć do doskonałości…
Przecież to taka ludzka cecha. Tak jak zawiść.

You must be logged in to post a comment.