Batalii o „Ognisko Polskie” ciąg dalszy. Pomimo wielkiej mobilizacji, na walne nadzwyczajne zebranie przyszła nieco ponad połowa członków. Były emocje, była manifestacja, były flagi, wypraszanie dziennikarzy i rozmowy za przymkniętymi drzwiami. I chociaż Ognisko ma w nazwie „polskie” to na sali obrad królował jednak język i angielski.
Przed wejściem do budynku grupa protestujących rozdawała wchodzącym członkom klubu ulotki wzywające do głosowania przeciwko sprzedaży budynku. Włodzimierz Mier-Jędrzejowicz honorowy sekretarz klubu a jednocześnie obecny Prezes Zjednoczenia Polskiego w Wielkiej Brytanii, dostał od protestujących lustro, aby „mógł teraz spojrzeć na swoją twarz, bo po głosowaniu być może nie będzie mógł na siebie patrzeć” – taką dedykację dostali wszyscy uczestniczący w zebraniu a samo przekazanie było oczywiście symboliczne.
Obrady były czasem burzliwe, co chwilę na zewnątrz Sali obrad wychodzili członkowie, żeby przedyskutować strategię podczas obrad.
Nie wszyscy mogli oczywiście wejść na salę a dziennikarzy czasem nawet w brutalny sposób wypraszano. Najwidoczniej niektórym klubowiczom nagłaśnianie sprawy sprzedaży Ogniska jest najwyraźniej nie na rękę.
Tłumaczenia, że jest to prywatny budynek jest co najmniej nie na miejscu, bo to było od zawsze polskie miejsce, a zostało „sprywatyzowane” w dość niejasny sposób.
Anders w grobie się przewraca
Pierwsze spostrzeżenie – spora część członków Ogniska nie mówi po polsku. – Niezłe polskie miejsce – mówi z sarkazmem jeden z protestujących. – Ale to Polacy – mówię jakby na wytłumaczenie. – Chyba – dodaję, bo nie jestem pewien i próbuję się dostać do budynku.
Na zewnątrz pozostawiam agitujących przeciwko sprzedaży, stojących z biało czerwonymi flagami i transparentami ludzi. – Kiedyś takie rzeczy nie mogłyby się wydarzyć. Ludzie kiedyś byli bardziej honorowi – mówi mi przy barze jeden Pan. – Jakby mieli trochę wstydu, to weszliby na to ostatnie piętro i.. (pokazuje ręką ruch opadania) – dodaje inny. Obaj mówią o zarządzie.
Oczywiście nie przebijam się przez straże Pań w średnim wieku, które mogły być najwyżej weterankami solariów, a na pewno nie II Wojny Światowej. Nie ten wiek znaczy. – Gdzie zatem ta wymierająca część członków, którzy są od początku? – pytam. – Leży schorowana albo już poumierała – mówi miła Pani w okularach. – Ale proszę się nie martwić, nie damy sprzedać Ogniska – dodaje i pyta się czy jestem w klubie. Pokazuję legitymację dziennikarską i chyba nie jestem w tym właściwym, bo Pani uśmiecha się i prosi o zejście do restauracji na dole. Obrady mają odbywać się w spokoju.
Poza salą raczej tak będzie bo atmosfera obiadowo-piknikowa ale czy przed budynkiem i na sali obrad będzie tak samo? – Biorąc pod uwagę generalnie: emocje Polaków oraz to słońce piekielne i brak powietrza, to muszę powiedzieć, że jestem bardzo pod wrażeniem, że zebranie odbyło się spokojnie – mówi były już prezes Ogniska Polskiego, Andrzej Morawicz – właśnie przed chwilą podał się do dymisji a wraz z nim Lucy Quirke – wiceprezes zarządu Ogniska.
– Pięćdziesięciu członków klubu ze stażem powyżej dwóch lat podpisało prośbę, żeby cały zarząd, prezes oraz „shareholders” (udziałowcy) ustąpili natychmiast – mówi nam potem Marek Stella-Sawicki jeden z członków klubu. – Do dymisji podał się jedynie prezes i jego zastępca natomiast o reszcie zarządu będziemy dyskutowali na następnym walnym zgromadzeniu, które odbędzie się do końca czerwca – uzupełnia.
Na wiadomość o rezygnacji Andrzeja Morawicza i Lucy Quirke ludzie przed budynkiem Ogniska zaczynają klaskać.
Lato wasze, zima nasza?
Głosowanie nad sprzedażą Ogniska miało pomyślny przebieg dla protestujących. Miażdżącą przewagą glosów wniosek o sprzedaż został odrzucony. Informacja została znowu nagrodzona przed budynkiem brawami. – Głosowanie dało 88 głosów z 97 ważnych głosów przeciwko sprzedaży. Trzy głosy za sprzedażą. Siedem wstrzymało się od głosu, a jeden głos był nieważny. Czyli absolutna większość się z tym nie zgadza i jestem dumny, że brałem udział w tym głosowaniu – mówił podekscytowany Stella-Sawicki. – To było historyczne głosowanie związane z końcem pewnej epoki, która się dzisiaj skończyła. Wiemy już doskonale, że powojenna emigracja właściwie już nie istnieje. Pozostało parę wdów. Jest jednak bardzo duża grupa ludzi, którzy chcą kontynuować tą działalność zapoczątkowaną przez rządy na uchodźstwie, przez ludzi którzy walczyli tutaj o wolną Polskę od roku 1940 – deklaruje. – Sprzedanie tego budynku było nonsensem od początku – dodaje. Bardziej na zimno sprawę komentuje Cezary Olszewski, również członek klubu Ognisko Polskie.
– Uważam, że teraz dopiero zaczyna się najtrudniejsza część tej batalii o uratowanie Ogniska. Przypominam jakie proporcje były podczas głosowania. Jedynie trzy osoby były za tym aby sprzedać, to pokazuje jaka była chęć żeby ten budynek zatrzymać. Wniosek o sprzedaży Ogniska był totalnie przedwczesny – mówi Olszewski i zaznacza:
– Tutaj potrzebny jest rozsądek. Nie wiecowanie ale ciężka praca, bo to są bardzo trudne rzeczy, to jest ogromny majątek i wymaga wiedzy, biznesowej mądrości i zarazem ducha patriotycznego, żeby zrozumieć czym jest, czym był i czym powinien być ten budynek w przyszłości.
Deklaracja wydaje się rozsądna. Czas pokaże jak będą realizowana.
– Ja jestem bardzo zadowolony z wyników. Być może to idiotyczne zabrzmi, ale mogę powiedzieć, ze kamień spadł mi z serca. Po rezygnacji z funkcji prezesa czuję się teraz jak nowo narodzony – komentował po obradach walnego zebrania członków, Andrzej Morawicz.
Protestujący nie ukrywają, że nie jest to koniec ich pracy. – Jeśli udało się powstrzymać sprzedaż, jeśli udaje się odwołać zarząd, można powiedzieć, że jest sukces – mówił po głosowaniu Sławomir Wróbel, jeden z organizatorów protestu przed Ogniskiem. – Należy jednak dodać, że patrzymy zarządowi na ręce dalej i chcemy również żeby te pomysły, które się narodziły podczas tego protestu, były wdrażane i opracowywane tak, aby Ognisko Polskie za rok, być może dwa znów tętniło życiem – kończy.
Wróbel mówił także o tym, żeby Ognisko Polskie było najbardziej ambitnym i najbardziej prestiżowym miejscem polskim nie tylko z nazwy ale i w praktyce.
Post Scriptum
Tym razem nie udało się spieniężyć majątku polonijnego. Niestety zanim na Wyspy przyjechali młodzi, którym jeszcze na czymś zależy, „stara polonia” zdążyła sprzedać inne historyczne miejsce w historii powojennej Polski – tzw. Zamek – przez lata siedzibę Rządu Rzeczpospolitej Polskiej na Uchodźstwie. Pieniędzmi ze sprzedaży miał zarządzać specjalny trust, ulokować go na korzystnym procencie i finansować niektóre działania polonii z odsetek. Od lat dziewięćdziesiątych majątek trustu zmalał i właściwie mała garstka starszych ludzi wie, co się z nim dzieje. Być może z Ogniskiem byłoby podobnie. Pomimo nadziei również sprawa Fawley Court nie przyniosła rozwiązania Salomonowego. Pozostał w sumie tylko smród, ale tu należy podkreślić, że wywołany w niektórych wątkach sprawy przez tą tzw. polonię, która teraz w Ognisku nie mówi nawet swoim ojczystym językiem.
Niestety też widać gołym okiem że Ci, którzy sprawdzali się w „walce o wolność i niepodległość” nie sprawdzają się jako menadżerzy i zarządcy. Nie można cały czas debatować. Trzeba działać.
Jest jeszcze jedna bardzo ważna sprawa (sam nie wierzę, że to piszę) – rozliczenie z przeszłością. Nie można teraz być wzorem dla przyszłych pokoleń, będąc w przeszłości nieuczciwym. W programie Polskiego Radia Londyn, Sławomir Wróbel ujawnił notatkę służbową z której wynika, że Andrzej Morawicz współpracował ze Służbą Bezpieczeństwa PRLu. Z własnej woli. W tej sprawie pojawiają się też inne nazwiska działaczy polonijnych. Może się okazać, że jeśli ktoś jeszcze kultywował jakiś mit bohaterskiej londyńskiej polonii, może się po prostu mocno zawieść. Oby tak nie było.
Nie można też przeprowadzać lustracji na dziko. Z resztą „róbta co chceta”. Kogo to obchodzi? Przez 23 lata nikt nie potrafił rozwiązać tej sprawy a sama lustracja dla młodych pokoleń jest tyle warta, co zeszłoroczny śnieg. Dla najmłodszych nie ma to kompletnie znaczenia, bo zanim dorosną, to większość z „nielustrowanych” będzie już „po drugiej stronie tęczy”. A starsi-młodsi bardziej patrzą w przyszłość, walka z komuną jest już nie ich. Miejcie sami do siebie o to pretensje – ci walczący z komuną. „Dzień dzisiejszy bowiem wywodzi się z dnia wczorajszego, a przyszłość jest owocem przeszłości, która nie może być obciążeniem dla teraźniejszości”. Tyle. Aż tyle.
>>>>>