Po pierwsze, to nie należy zmieniać założeń projektu, jeśli się już go rozpoczęło. Wtedy może wyjść to, co widać na załączonym obrazku i powstaje filmik promujący Warszawę i praktycznie w ogóle jej nie pokazuje.
Na takie zmiany skarżyli się twórcy filmu. Zmiany w scenariuszu podczas realizacji wcześniejszego. Co zrobić z nakręconym już materiałem, jeśli zmienił się scenariusz? No niewiele się da. Można najwyżej nakręcić kolejną wersję absurdalnego „Top Secret”, który będzie jeszcze bardziej absurdalny.
Urzędnicy okazali się specjalistami-filmowcami i nakazali zmiany. Wyszło jak wyszło. Nie da się tego odczarować. Nawet jeśli Hanna Gronkiewicz-Waltz będzie udawała, że jest wszystko w porządku, to i tak widać, że „król jest nagi”. Nie ma w filmie gwiazd, nie ma osób rozpoznawalnych, nie ma miejsc, które byłyby rozpoznawalne. Jedyna cechą wspólną, po której można cokolwiek rozpoznać, jest łudzące podobieństwo do reklamy Fuji… coś tam.
Zaczęły się porównania. No cóż. Film promujący Kijów jest nudny jak przewodnik Pascala, tylko z muzyką, bo też za wiele nic niemówiący i dosłownie i w przenośni.
Pokazano natomiast filmik stary jak historia Olimpiady 2012 w Londynie z (sic!) Londynu. Wszyscy zachwycają się filmikiem londyńskim, jako promującym olimpiadę…
Zonk.
Nie dość, że to filmik, który reklamował miasto Londyn jako miasto kandydackie, to jeszcze popisało się w nim gwiazdami – łącznie z Kenem Livingstonem, byłym merem miasta, który nim nie jest już prawie cztery lata.
Ale jakoś to nie przeszkadza przy porównaniach. Ech.
Tak samo jak HGW nie przeszkadza to, że filmik warszawski jest słaby jak pierwsze teledyski „Firmy”. To cos miało budżet pół miliona PLNów. Sorry, ale widziałem niejeden lepszy teledysk, który czasem miał jedną setna tego budżetu.
Z resztą. Nie ma co się podniecać. Najlepiej jakby wszyscy zapomnieli o filmiku. Sądzę, że niejeden jest taki, co chciałby szybko o nim zapomnieć, łącznie z jego twórcami….