Gala „Żeglarz Roku” została zorganizowana już po raz drugi. I po raz drugi została zorganizowana w porze, o której dziennikarze raczej wracają z pracy, niż się do niej wybierają. Stąd akcent medialny po raz kolejny nie był najlepszy. Organizatorom jakoś nie bardzo zależało na promocji żeglarstwa…
O „Srebrny Sekstans” rywalizowało sześciu żeglarzy: Alicja Pichniewicz, Edward Zając, Henryk Widera, Bronisław Radliński, Radosław Kowalczyk i Zbigniew Gutkowski. Obrady jury miały chyba charakter czysto formalny, bo nawet najwięksi laicy byli przekonani, że nagrodę zdobędzie ten ostatni. „Gutek” w pełni zasłużył na tytuł – zajął drugie miejsce w okołoziemskich regatach „Velux5Oceans”.
Nagrodę specjalną otrzymał właściciel firmy „3Oceans” Piotr Kulczycki, co spotkało się ze sporym zaskoczeniem. Statuetka została przyznana za „uratowanie od zagłady” dwóch polskich jachtów i zamiar ich wyremontowania, a także „ocalenie największego polskiego brygu – STS Fryderyka Chopina” poprzez… wyłożenie nań pieniędzy. Dziwne, biorąc pod uwagę fakt, że tę samą nagrodę rok temu otrzymał kpt. Ziemowit Barański, który (tym razem dosłownie) ocalił „Chopina” i załogę „Szkoły pod Żaglami”.
Nagrody wręczali znakomici żeglarze: kpt. Jerzy Radomski i kpt. Natasza Caban. Ta ostatnia bardzo przypadła do gustu obecnej na gali męskiej części absolwentów SPŻ.
Sporym zainteresowaniem cieszył się również nowy model mającego powstać żaglowca „Fryderyk Chopin 2”. „Mającego”, bo na razie żaglowiec istnieje jedynie w planach. To, czy powstanie, zależy przede wszystkim od pieniędzy. Panie Piotrze, może czas zamienić zamiary na czyny? Na rozpoczęcie prac niecierpliwie czekamy! (JaJ)
Komentarz:
O relację z gali „Żeglarz Roku 2011” poprosiłem jedną życzliwą duszę, która pragnie pozostać anonimowa, a była świadkiem rozdania nagród.
Nie da się przejść obok nagrody specjalnej dla nowego właściciela „Chopina” bez grymasu na twarzy. No nie da się. U jednych wywoła uśmiech, u innych zażenowanie. Scena żywcem ściągnięta z „Misia” Barei, gdzie siostrzeniec partyjnego watażki dostaje puchar od prezesa klubu „Tęcza” – „na zachętę”. Podobną statuetkę odebrał właśnie pan Piotr. Szkoda, że został włączony w spektakl absurdu. Szkoda również, że nowe nagrody żeglarskie już na początku swojego istnienia tracą prestiż. Szkoda, że uzasadnienie jest nie dość, że naciągane, to i trochę niesmaczne. „Uratowanie z brytyjskiej niewoli” – tak stoi wyraźnie na stronie organizatora. Słowa trochę nie na miejscu, bo to jest pretensja do garbatego, że ma proste dzieci. Gdyby wszystkie rachunki, które wystawiały stocznia oraz port w Falmouth, płacone były regularnie, nie byłoby opinii o polskim niewypłacalnym żaglowcu. Przypomnę też, że to nie kornwalijska stocznia zabiegała o remont „Chopina”, a kapitan obecny na pokładzie zabiegał o remont w „A&P”. A raczej dwóch kapitanów. Przecież „Chopin” dostał pozwolenie na przeprowadzenie go do Polski zaraz po wypadku, żeby tam go wyremontować. Gdyby się tak stało, też zapewne zostałby aresztowany w obawie, że nie zostaną wypłacone pieniądze za akcję holowania do brytyjskich brzegów. Miejsce pobytu statku nie miało znaczenia. Prawo obowiązuje w całej UE. Czy wtedy Piotr Kulczycki ratowałby statek z „polskiej niewoli”? Przecież to jakiś absurd! Piszę otwartym tekstem: nie atakuję tutaj właściciela „Chopina”, atakuję uzasadnienie przyznania mu tej nagrody, bo pewnie mogło być lepsze i bardziej „zasłużone”. Zdaję sobie sprawę, jakie przesłanki mogły kierować jury. A im bardziej zdaję sobie sprawę, tym mniej wiem, o co chodzi. A jak nie wiadomo, o co chodzi, to… o co chodzi?
>>>>>