W Kirkwall zabawiliśmy dwa dni. Po ciężkiej nocy i walce przy burcie Chopina skierowaliśmy się na Morze Północne. Z poprzednich planów odnośnie Bergen nic nie wyszło i wylądowaliśmy w końcu w Stavanger. Kopenhaga będzie następnym portem, a tymczasem…
Tymczasem zaskoczył nas sztorm w porcie na Orkadach. W ciągu kilku minut wiatr z czwórki zmienił się na dziewiątkę. Wiało prawdopodobnie mocniej, ale wtedy już cała załoga walczyła w deszczu i przy porywistym wietrze o lewą burtę Chopina. Na szczęście prawie natychmiast zjawili się na miejscu pracownicy portowi, którzy zwozili na keję wszelkie możliwe formy odbijaczy jakie nawinęły się na ich wózki widłowe.
To uratowało burtę Fryderyka przed kompletną ruiną. Walka zakończyła się późno w nocy a dopiero w Stavanger można było ocenić straty i zabrać się za renowację poszycia – że tak się wyrażę. Dzielny Bosman dokonał niezbędnych napraw i już jutro po nocnej pogodowej awanturze nie będzie nawet śladu. No może prawie:)
Tymczasem życie na pokładzie toczy się jak zwykle ustalonym rytmem, bez większych przeszkód. Jedynie chłodniej się zrobiło i czasem muli sen na wachtach. Poza tym same plusy – nie ma minusów.
Wróćmy do miejsc odwiedzanych.
W Kirkwall mógłbym zamieszkać. Cisza spokój i zajebisty klimat. Do tego takie perełki jakie można zobaczyć na zdjęciach. Wizyta w lokalnym pubie bezcenna a nawiązane kontakty co najmniej ciekawe. Inna sprawa, że lokalsi mówią tu w takim dziwnym języku, który bardziej brzmi na duński jednakowoż może chodzić o norweski, ponieważ nawet maja na miejscu tam taki konsulat. Nie wspominając o fladze Orkadów łudząco podobnej do właśnie norweskiej.
Nawet wizyta w Tesco zrobiła na mnie duże wrażenie, ponieważ cały budynek był… drewniany. No może prawie cały. Przez to naprawdę miał klimat.
Po dotarciu do brzegów Norwegii, klimat ludzki jakby inny. Na spotkanie cały czas wypływały nam jakieś stateczki, motorówki, generalnie zainteresowanie i – to chyba już nie jest niespodzianka – kilku Polaków. Będzie niezły ubaw, ponieważ za nami cały podążała Pogoria a na kei spotkaliśmy jacht Gedania. Tyle szczęścia w jednym norweskim mieście.
Stravanger kusi uliczkami i klimatem starej wioski rybackiej (oczywiście zanim znaleziono tu ropę). Skansen starej osady znajduje się dokładnie naprzeciwko prawej burty Fryderyka a droga do muzeum ropy po przeciwnej stronie.
Ja wybrałem mały spacer po uliczkach miasta, dokładnie w przeciwnym kierunku niż reszta znamienitego rejsowego towarzystwa. Było warto.
Poza tym, to po tych wszystkich wrażeniach, to najchętniej poszedłbym spać… też warto.
Partnerami 5 Rejsu Architektów są:
Architektura Murator
Bryła (gazeta.pl)
Płyniemy bez promili
Sailbook.pl
Tygodnik Cooltura