Przychodzi taki czas, że frustracja staje się coraz większa. Tym bardziej kiedy pokonujesz codziennie dziesiątki mil, spędzając w drodze minimum dwie godziny. To, co się dzieje w wagonikach metra, nadaje się na telenowelę. A jak już do wagonika wejdzie jakaś nieogarnięta kobita, to… Jak rapowali Pezet, Małolat i Małpa – nagapiłem się. Zatem jak się nagapiłem, to teraz wyleję tę frustrację.
Ile razy spotkała cię sytuacja, która zrujnowała ci dobry humor na resztę dnia? A ile razy ta sytuacja zdarzyła się w metrze? A ile razy w roli głównej występowała jakaś zwiewna łania, której największym sukcesem jest to, że to to się obudziło i udaje się teraz gdzieś metrem? Te są najlepsze. Wpada taka na platformę metra i jak gwiazda filmowa buja swym łbem na lewo i prawo, swoimi zazwyczaj długimi włosami zamiatając wszystko wokół, włączając w to oczywiście ludzi czekających na następne metro. Nie. Niedomyte włosy z lakierem i tym czymś do odświeżania fryzur wcale nie są smaczne, gdy dostaną się do ust.
Dlaczego kobiety zabierają do metra tyle walizek, toreb, torebusi i siateczek? Jak już się pojawi taki przypadek, to na bank zahaczy cię przy wchodzeniu jedną ze swych pięciu, które trzyma w ręku. Mało! Jak już wejdą do wagonika, to oczywiście nie przytrzymają się dobrze poręczy i potoczą się na ciebie. Nic dziwnego, ręce mają przecież zajęte pięcioma siatkami z Top Shop.
Skoro już jesteśmy przy tych wszystkich bagażach, to napiszę od razu o walizkach. Nie wiem, jak to się dzieje, ale chyba, jak zaznacza się przy kupowaniu biletów lotniczych, że się jest kobietą, to luki bagażowe samolotu stają się nagle gumowe i każda pani może zabrać nieograniczoną ilość bagaży. I jedzie taka sobie na Heathrow z milionem walizek, walizeczek i torebek, plus siatki z zakupami zrobionymi jeszcze w ostatniej chwili. I teraz pytanie, na które od razu odpowiem: gdzie wejdzie pani podróżniczka? Nie, nie. Nie do środka wagonu, gdzie są specjalne miejsca na walizki. Ona wpakuje się do tego wąskiego przejścia tuż przy końcu albo na początku wagonu. Miażdżąc wszystko po drodze. Kobieta dźwigająca jest gorsza od kobiety, która ma swoje dni… oj, jest.
Kolejna sprawa. Jak pojawi się właśnie w metrze taka nieogarnięta, niedobudzona młoda pańcia, nawet jak nie ma tłoku, to stanie obok ciebie i na pewno nadepnie ci na buta. Boli podwójnie, jeśli masz właśnie na nogach świeże kicksy od Jordana.
Albo to: nie potrafi się czytelnie podpisać, ale jadąc w trzęsącym się wagoniku metra, narysuje kredką idealną linię pod okiem. Mało tego, zrobi sobie manikurę i podpiłuje swoje paznokcie, i na bank strząchnie opiłki na twoje ubranie. To samo ze wszystkimi pudrami – wszystko i tak wyląduje na tobie.
A nie daj Bóg wejdzie do metra typ „matka Polka”. Pociechy na sto procent będą miały hulajnogi, które znudziły im się już po dwudziestu metrach po wyjściu z domu, zatem pięć hulajnóg tacha mama oczywiście, nie ogarniając tej maszynerii, natomiast wszyscy naokoło są narażeni na urazy swoich kończyn, dostając po piszczelach kółkami, kierownicami i innymi elementami. Będziesz miał jeszcze większego pecha, jeśli wejdą takie trzy mamy. Wtedy baby rozprawiają o kupkach swoich przeuroczych maluchów, oczywiście na cały wagon, bez chwili wytchnienia. Do tego mamy, zajęte sobą, nie pilnują dzieciaków, które powoli rozkręcają cały wagon.
I na koniec sprawa z cyklu intymnych. Kobiety często podkreślają, że przechodzą katusze, depilując sobie to i owo. Pięknie. Taka moda, higiena, znak czasu. Łotewer. Ale jak już używają kremów depilujących, to dlaczego ich nie zmywają dokładnie??? Kochane panie! Ten smród amoniaku naprawdę daje nieźle po nozdrzach i nie trzeba być geniuszem, żeby nie wiedzieć, co robiłyście w łazience przed wyjściem z pracy.
Chociaż… może i dobrze, że robicie to w swoich domach, bo po tym, co potraficie odstawiać w metrze, wcale bym się nie zdziwił, jakbym taką depilację zobaczył na żywca w drodze do pracy…
You must be logged in to post a comment.