Przypadkiem recenzja tej książki wypadła w okresie walki o wolność internetu. Walki, tak naprawdę, pomiędzy wielkimi korporacjami a użytkownikami sieci. Walka skazana jest na porażkę, bo użytkownicy sieci to też wyborcy i ewentualni klienci. Jeśli oni mówią stanowcze „NIE”, to zapewne będą je powtarzać przy późniejszych wyborach. Kto na tym zyska, a kto straci?

 

"Za darmo" - Wydawnictwo Znak
"Za darmo" - Wydawnictwo Znak

 

Ci, którzy próbowali wprowadzić zapisy w ustawie ACTA w sposób niejawny i wręcz tajny, zapewne nie czytali tej książki. A jeśli czytali, to jej nie zrozumieli. Chris Anderson w łatwy i przyswajalny sposób opisuje pewne zjawisko, z którym spotykamy się na co dzień. Nie jest ono nowe i znane jest od momentu, kiedy Gillette wymyślił swoje maszynki do golenia. Internet spowodował jednak, że zjawisko to tylko się spotęgowało. Nazywa się ono „za darmo” – tak nazwał je Anderson i na kartkach tego bestselleru wyjaśnia, o co właściwie chodzi i z czym „to się je”.

Jednym słowem, można powiedzieć, że przyszłością w relacjach sprzedawca – klient jest koegzystencja, „coś za coś”. Firmy muszą sobie skalkulować, co im się bardziej opłaca. Koncerny medialne, które chcą przywrócić stary porządek rzeczy, zdają się kompletnie tego nie rozumieć i próbują wprowadzić tylnymi drzwiami zapisy, które na niewiele się zdadzą.

Gdyby ktoś z nich przeczytał książkę „Za darmo” naczelnego magazynu „Wired”, wiedziałby, że zarobek jest na wyciągnięcie ręki, tylko trzeba pomyśleć, jak go oszacować.

 

 

Czym bowiem są patenty, copyrighty i zastrzeżone receptury, jeśli nie próbą powstrzymania naturalnego rozprzestrzeniania się pomysłów na tak wielką skalę, by przynosiły zysk? Stworzono je po to, by dać twórcom możliwość otrzymania wynagrodzenia za stworzone dzieło, zyskania licencji na ustanowienie czasowego monopolu, co pozwoli na zwrot kosztów wkładu pracy w całe przedsięwzięcie. Ostatecznie jednak patenty wygasają, sekrety wychodzą na jaw – na dłuższą metę rozprzestrzenienia idei nie da się powstrzymać.

 

 

Wielkie koncerny stały się zazdrosne o to, że teraz praktycznie każdy może sobie założyć swoją wytwórnię i wydawnictwo płytowe, a one tracą na tym rynku monopol. Na tym właśnie polega potęga internetu. To użytkownik wybiera, co chce obejrzeć, posłuchać, poczytać, a nie wytwórnie.

 

Recenzja - Cooltura nr 410
Recenzja - Cooltura nr 410

 

Nawet skargi artystów (dziwne, że głównie z Polski), że ktoś im zabiera pieniądze za publikowanie ich twórczości w internecie, też stają się absurdalne i wynikają chyba tylko z ich niechęci do nowych technologii oraz zmian zachodzących w relacjach społecznych. Na Zachodzie żaden artysta nie panikuje i nie użala się nad sobą, kiedy jego utwory pojawiają się za darmo w internecie. Bo one nie są za darmo. Każdy artysta, który wrzuci na YouTube swój utwór, może na nim zarabiać. I chociaż użytkownik czasem nie zapłaci ani centa, to jednak jego „ruch” w sieci powoduje, że pieniądze w tych relacjach się pojawiają. Jak to się dzieje? Dowiecie się po lekturze tej książki. To nie są czary, to są nowe czasy. Nie warto z nimi walczyć, bo to tak, jakby walczyć z żarówką. Trzeba tylko się dostosować i zarabiać. Bo się da i nie trzeba wprowadzać ACTA czy innego SOPA. To tylko oznaka słabości wielkich koncernów i zwyczajnej niewiedzy. Lekturę zdecydowanie polecamy.

 

 

 

 

 

 

>>>>>


Leave a Reply