Dlatego pewnie służby prasowe polskiej delegacji zamiast dokładnie przetłumaczyć angielskie słowo „summit”, zamiast słowa „szczyt” zastosowały łatwiejsze słowo „konsulatcje”.
Przy pierwszej informacji o wizycie polskich ministrów z polską premierką na czele w stolicy Wielkiej Brytanii pomyślałem, że znowu kogoś mordują. Że znowu trzeba przypilnować tych „strasznych” Brytyjczyków, bo nas tutaj szkalują. I że teraz to już nie przelewki.
Sprawa jest jednak głębsza i żadne tutaj heheszki nie pomogą, żeby docenić wartość tego, co zaserwowały polskie i brytyjskie media w ostatnim tygodniu. Polska stała się głównym tematem stacji informacyjnych w obu krajch. Oprócz stałych igrzysk, dla brytyjskiej Polonii odbyły się rzeczy dużo ważniejsze i to w skali większej niż polskie podwóreczko.
Oczywiście na marginesie można dodać, że w „ambasadzie bez zmian” – przychodzą cały czas ci sami. Może tylko działaczy partyjnych i sympatyków jakby więcej. W tym temacie chodzi mi tylko o to, że ci, co przychodzą do ambasady, to nie głos Polaków z Wielkiej Brytanii. To w głównej mierze głos starej polonii, która – przypominam – jeszcze osiem lat temu traktowała Polaków przyjeżdżających po 2004 roku jak tyfus. Zresztą do tej pory na niektórych polskich spotkaniach określenie „emigracja ekonomiczna” – do której zaliczani są właśnie ci po 2004 roku – wymawiane jest z pogardą. Stara Polonia potrzebuje tylko pomników, nowa potrzebuje wsparcia państwa, ale nie tylko w kategoriach duchowych a konkretnych, a tą jest na pewno pomoc prawna. W tym temacie jesteśmy gorsi nawet od Iranu, który zresztą swoje biuro porad utrzymuje w sąsiedztwie Polskiego Ośrodka Społeczno Kulturalnego.
Portal „Politico” wskazuje, że szczyt polsko-brytyjski to pokazanie Europie i całemu światu, że i bez Unii Europejskiej niektóre sojusze nie tylko będą zachowane, ale i rozwijane. Znamiennym jest fakt, że Polska po raz kolejny swoich sojuszników szuka w Wielkiej Brytanii i Francji (tylko w tych dwóch krajach odbędą się podobne szczyty). Jeśli się doda jeszcze to, o czym mówił minister Antoni Macierewicz, że „polsko-brytyjski traktat obronny to przełom”, pewne wspólne cechy z okresem sprzed 1939 roku są aż za bardzo widoczne.
Tak. Polska dostała zapewnienie od premierki Theresy May, że już w przyszłym roku brytyjski kontyngent wojskowy będzie stacjonował w Polsce.
Sygnał z Wielkiej Brytanii jest prosty: jest Brexit, ale to nie oznacza, że odcinamy się od Europy. Sygnał z Polski płynie również: UE jest tylko alternatywą, a nie wyrokiem. Oba kraje pokazują, że można się dogadać bez biurokratycznych obciążeń Wspólnoty Europejskiej i to zachowując swoją tożsamość narodową. To dla obu krajów i narodów ważne. Ale to też silne ostrzeżenie dla Merkel i całych Niemiec.
Jeśli po szczycie w Londynie płynie sygnał, że Wielka Brytania wspólnie z Polską są za utrzymaniem sankcji wobec Rosji, to czy przy niemieckim cichym sprzeciwie wobec tychże, nie wpychamy Niemiec w objęcia Rosji? Nie wiem, czy bardziej się jeszcze da. Niemcy i Rosja ściskają się ponad Europą już od dawna, niech nie dziwi zatem fakt, że Niemcy niezbyt przychylnie patrzą na umizgi brytyjsko-francusko-polskie.
Oczywiście Niemcy i Francja w ogólnym przekonaniu rządzą sobie UE, jak chcą. Polska jednak daje sygnał, że „dobrze, niech sobie rządzą, jednak my dystansujemy się do naszych najbliższych zachodnich sąsiadów”. To daje małe pole manewrów Niemcom. Pytanie tylko jak bardzo Francuzi będą chcieli z nami „szczytować”, szczególnie po akcji z przetargiem na francuskie śmigłowce. Ile jest w tym gry politycznej, a ile chaosu, wprowadzanego przez polskich polityków?